C.D.N M.M

0


Odnośnie wściekłego ataku na wielbicielkę Francuskiego Łącznika na Jeżycach, przesławną pisarkę, sławiącą w swych dziewczyńskich książkach Most Teatralny i Operę, to muszę się przyłączyć. Co prawda panie już wykonały hejt robotę i wiele nie zostało do dodania, oprócz tego, że Musierowicz miała i jasne strony. Aniela z „Kłamczuchy” mimo, że beznadziejnie zakochana i miłością tylko motywowana, wzięła dupę w troki i opuściła bezpieczny i nudny świat ojca marynarza, na rzecz katuszy i cierpień miłosnych, ale jednak. No i Gaba, słynna Gaba z „Kwiatu kalafiora” też nie była zła. Co prawda po dziś dzień fascynuje mnie, jak mogła czytać na brzuchu z rękami pod brodą, ale to pozostawiam wszystkim chętnym do sprawdzenia. Oczywiście i ona miała swoje uczuciowe to i tamto, oczywiście porzucona, zwiedziona na manowce, ale jednak fajna babka. Potem już od Borejków nie zajrzałam, formuła się przejadła a i ja popędziłam w inne rejony czytelnicze. Ale mimo inwigilacji, mimo wszystkich „Emilek” i „Ani z Zielonego Wzgórza”, gdzie królowały dzieci z fiołkowymi oczętami i ściśniętymi gorsetem piersiami, to jednak dałam radę wyjść na człowieka. Co więcej, nikt mi nie zabraniał czytać „chłopięcych” Tomków (ale tam za to rasizm drodzy państwo, rasizm!). Poza tym moje czytelnicze fascynacje lądowały później na stole wiwisekcji i nie zawsze ich okazywało się, że prawda jest po ich stronie (vide Kapuściński! aaaaach… ta magisterka to mi krwi napsuła!). W każdym razie udało mi się bezpiecznie przebrnąć przez rafy konserwatyzmu, uświęconej roli męża, rodzinnego ciepła, humanistycznego bełkotu etc. Musierowicz mi specjalnie psychiki nie zwichnęła, ale czy da się ją czytać teraz? Jako przyjaciółka młodzieży (kradnę Krogulcowi!) przyznam, że oko się cieszy, gdy widzę, że kuzynka ma podąża tropem lektur uznawanych za kobiece (patrz – „Kwiat pustyni”, „Wariatki”, „Biografia Bjork” czy osławiona Musierowiczka), bo jestem pewna, że to jest trampolina do czegoś więcej. Zresztą do dziś, do dziś kocham (choć już trudno mi to czytać) powieści . Oczywiście jest to ciężkostrawna kremówa, posypana budyniem i oblana nutellą z bezą na topie, ale, ale tam zawsze były silne kobiety, zawsze! Owszem, zdarzało się, że wychodziły za mąż, ale często miały w poważaniu mężów i zajmowały się ciekawszymi rzeczami. Wciągało mnie to na godziny, ale na całe strefy czasowe. Piękny, arcypiękny kicz podlany soft feministycznym sosem. W każdym razie inwigilacja się nie powiodła, mimo romantycznego mitu „przeklętych książek” sprowadzających na manowce. Za to jestem w stanie zadziwić się tym, że w Smyku jest już Barbie w samolocie. Zagadnijcie kto jest pilotem, a kto stewardessą, ciekawe, nieeeee? Widzę to, wkurza mnie to, aczkolwiek wiem, że nie da się jak na razie, nic z tym zrobić. Zresztą świat zabawek to jest temat na inną noteczkę.
Polecam do lekturki:

Katarzyna Barczyk
vel LADY PASZTET