Dzisiejszy wpis to luźne nawiązanie do Feministycznego Alfabetu. Cofamy się do literki F. Będzie o feministach.
Chciałabym obalić 5 mitów o feministach, które pojawiają się od czasu do czasu nie tylko w ciemnej otchłani internetów ale także w codziennych rozmowach. Warto mieć przy sobie odpowiednie argumenty, w które postaram się Was wyposażyć. Zachęcam do dodawania swoich mitów i ich obalania w komentarzach. Zróbmy kompendium wiedzy o feministach, na pewno będą nam wdzięczni.
Najpierw intro.
1. Feminista to nie mięczak.
Trzeba być bardzo odważnym, świadomym siebie oraz otaczającego nas świata by określać się feministą w Polsce. Feminista to wojownik, który ma za przeciwników bardzo dużą część swego męskiego plemienia. Uważam, że o ile feministki znajdują chociaż trochę uznania w oczach pozostałych kobiet, to mężczyźni, mówiący otwarcie o nierównościach dotykających zarówno kobiet i mężczyzn, tego uznania wcale nie dostają. Zmieńmy to i pokażmy im, że ich wspieramy. Dla mnie osobiście, feminista to niezwykle odważny mężczyzna, który ma siłę by wyrażać własne zdanie.
2. Feminista to nie pantoflarz.
Krążą po świecie opinie, iż feminista to po prostu pantoflarz. Zdominowany przez silną partnerkę, która nim w zależności od humoru zarządza lub pomiata. Cóż, są to opinie nieprawdziwe. Feminista będzie chciał partnerskiego związku, opartego na szacunku. Skoro popiera równouprawnienie płci to będzie dążył do tego, aby w związku obowiązki, prawa, przyjemności oraz kwestie do załatwienia rozkładały się po równo. Nie znaczy to wcale, że trzeba będzie wszystko podzielić na pół albo ustalić sztywny grafik podziału obowiązków. To raczej kwestia predyspozycji osobowościowych, dogadania się i chęci. Nikt nie lubi sprzątania (oprócz mnie), wieszania prania i mycia samochodu, ale można to jakoś ogarnąć tak aby żadna ze stron nie czuła, że robi o wiele więcej niż druga. Znam takie pary. Mają się całkiem dobrze i nie ma mowy o żadnym pantoflarstwie. Acha. Dla porządku znam także jednego pantoflarza, który czuje się w związku z tym absolutnie wspaniale i bardzo kochał swoją dominującą partnerkę.
3. Feminista to niekoniecznie gej.
Jakoś tak przyciągają się do siebie sprawy związne z homoseksualizmem i feminizmem. Większość gejów, których mam przyjemność znać to feminiści. Uważają, że jest to tak oczywiste, że nie za bardzo jest o czym gadać. Wydaje mi się, że to kwestia związana z faktem, że trudno jest im żyć w patriarchalnym społeczeństwie także mają dużo zrozumienia dla kobiet, bo one podlegają takim samym regułom gry w świecie samców alfa. Również są zagrożone przemocą, tak jak geje, zarówno tą fizyczną jak i symboliczną. Są wśród nas także feminiści heterycy więc i ten mit wrzucamy do kosza z brudną bielizną.
4. Feminista jest niemęski.
Kiedyś męskie były obcasy, teraz są kobiece. Jak powszechnie wiadomo definicja męskości i kobiecości zmienia się w czasie. Obecnie mężczyźni stoją przed nie lada wyzwaniem, bo mają być męscy, tylko nikt tak do końca nie wie na czym to polega. Redefiniujemy męskość, co widać chociażby po najświeższych reklamach z Super Bowl. Męskość to odpowiedzialność, troska i opieka. Męskość polega na tym, aby być przy najbliższych nawet kosztem swoich sukcesów zawodowych. Jeśli ktoś albo ktosia oczekuje od mężczyzny bycia męskim w stylu paleolitu to rzeczywiście może być jemu lub jej nie podrodze z feministą. Nie będzie on stosował przemocy i przysłowiowego targania za włosy, żeby zdobyć partnerkę za to zapyta czy ma ochotę na seks. I nie straci przy tym nic ze swej męskości.
5. Feminista ma kobiece cechy.
Rzeczywiście. Może mieć. Pytanie, jak sobie zdefiniujemy jakie cechy są kobiece a jakie męskie? Czy empatia, troska oraz opiekuńczość to cechy kobiece? A co z szybkością podejmowania decyzji, odwagą, byciem przywódcą/przywódczynią? To jak postrzegamy świat, a w nim role mężczyzn oraz kobiet bardzo mocno zależy od tego, czy sami wierzymy w niezbywalny podział ról na żeńskie i męskie. Jeśli twierdzimy, że kobiety to histeryczki wtedy uznamy, że mężczyzna, który okazuje uczucia i płacze jest niemęski. Czasami jednak możemy wziąć pod uwagę, że wszyscy mamy uczucia a sposób ich rozładowywania nie powinien nikogo interesować. Myślę, że dobrze by było aby część deklarujących „życie bez łez” czasem sobie po prostu popłakała. To bardzo pomaga. Dokładnie tak samo jest ze śmiechem.
Na koniec bonus, czyli wypowiedź jednego z czytelników mojego bloga Darka. Oddaję mu głos w kwestii feminizmu i gender. Posłuchajcie.
FEMINIZM
— Musisz iść koniecznie na ten film, rewelacja! — tak mówili wszyscy. Poszedłem. Chciałem wyjść w połowie seansu, bo „Seksmisja” wydała mi się opowiastką dla troglodytów, a rycząca ze śmiechu sala przerażała mnie. Intuicyjnie czułem, bo przecież miałem jakieś 19 lat i mało doświadczeń, że coś tu niemiłosiernie zgrzyta. Teraz wiem i widzę więcej.
Gdzie dostrzegam instytucjonalną nierówność pomiędzy kobietą i mężczyzną? W prawodawstwie, mediach i szkole. Ustawa o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży to skandal i średniowiecze. Jestem po prostu zdumiony tym, że można traktować kobiety tak instrumentalnie, jak jakieś bezwolne inkubatory! Nie rozumiem upodleń, jakie kobiety muszą przechodzić w związku ze swoją fizyczną płciowością, np. całego tego obecnego cyrku z antykoncepcją postkoitalną. Nie lepiej jest z przemocą, molestowaniem seksualnym i gwałtami — istnieje szerokie społeczne przyzwolenie na pobłażliwe traktowanie tych tematów.
Głównym hamulcowym jakiegokolwiek postępu w Polsce jest Kościół katolicki i lękający się (klękający przed nim) politycy. Religia w szkole, przy braku elementarnej choćby edukacji seksualnej (partnerskiej, miłosnej — pal licho, jak to nazwiemy!) czyni spustoszenie w umysłach młodych ludzi. Konserwatywne do szpiku kości media dopełniają całości tej patriarchalno-kruchcianej struktury, trwale ją patynując i powielając tradycyjne stereotypy.
GENDER
Wychowało mnie małomiasteczkowe podwórko, socjalistyczna szkoła podstawowa i książki. Nie pamiętam, żebym w tych miejscach zetknął się z jakimikolwiek uprzedzeniem, wynikającym z płci. Płeć nie odgrywała też żadnej roli w naszych zabawach — bawił się, kto chciał i jak chciał. W ogóle sobie teraz myślę, że dziecko jest wolne od wszelakich stereotypów i uprzedzeń, jeśli tylko mu tego nie wdrukujemy trwale do umysłu.
Ojciec zmuszał mnie do prac w warsztacie, garażu czy ogródku, choć pociągało mnie zupełnie co innego — moda kobieca, fryzjerstwo i stylizacje. Fascynował mnie świat, nielicznych wtedy, przemycanych z Zachodu magazynów mody, piękne zdjęcia, modelki. Oczywiście zostało to wyszydzone i wyśmiane jako „niemęskie”, odpokutowałem swoje czyszcząc i sortując jakieś żelastwa 🙂
Zrobiłem sobie kiedyś popularny test na „płeć mózgu”. Wyszło na to, że jestem, ja — heteroseksualny mężczyzna, w 70% kobietą 🙂 Dychotomia „żeński – męski” w odniesieniu do zachowań, upodobań i funkcjonowania społecznego wydaje mi się kompletną bzdurą i szkodliwym uproszczeniem. Staram się to zwalczać, kiedy tylko mogę, choć spotyka się to zazwyczaj z pogardliwymi komentarzami. Nic to!
piątek, 20 luty, 2015 o godzinie 19:38
Mnie uwłacza jak najbardziej, bo to nic innego jak stawianie kobiety wyżej ode mnie, uznanie jej za ważniejszą, dlatego choć sam to robię ze strachu, z jakąś iskierką nadziei na przyszłość, znajduję fakt, że coraz więcej chłopców/mężczyzn to olewa i żyje jak chce – dla mnie to przejaw bohaterstwa. Ma dużo wspólnego z opresyjnymi systemami, dla mnie to jak wymaganie, żeby Czarni ustępowali miejsca siedzącego Białym -było tak kiedyś. Nie tak dawno, jedna z pań broniła „szarmanckich” gestów i nawet pobierała lekcje etykiety, a jednocześnie twierdziła, że nie uważa mężczyzn za mniej ważnych czy gorszych. To ja jej powiedziałem, że to to samo, jak ja bym twierdził że nie mam nic do Czarnych, a czynnie uczestniczył w spotkaniach Ku Klux Klanu. Dla mnie największymi szkodnikami przez ogromne S, są wszelkiej maści instruktorzy i propagatorzy, także internetowi, savoir-vivre’u, na buty bym im napluł najchętniej i nawet nogi nie podał.
czwartek, 19 luty, 2015 o godzinie 21:39
A ja stosuję szarmanckie gesty wobec kobiet z konieczności, żeby nie uznali mnie za chama, bo w rzeczywistości ich nienawidzę całym sercem. Kobieta nie powinna być ani trochę inaczej traktowana niż mężczyzna, powinna tak samo po skończeniu szkoły średniej stawać przed komisją rekrutacyjną. Ja tak właśnie rozumiem równość, a kto rozumie inaczej, ten hipokryta. A kobieta, która domaga się jeszcze takiego traktowania, to dla mnie już dno. Podobnie jak osoba, która wpaja te dla mnie obrzydliwe, dyskryminujące wzorce chłopcom, czy to synom, czy uczniom, wszystko jedno. Dla mnie „szarmanckość” jest równie paskudna i godna potępienia jak rasizm czy apartheid. Mówię zupełnie poważnie. Dla mnie te gesty są po prostu uwłaczające, mężczyzna ma też swoją godność.
piątek, 20 luty, 2015 o godzinie 14:51
Nie no bez przesady, bycie miłym lub szarmanckim nie uwłacza męskiej godności ani żeńskiej. Trochę nie rozumiem, co to ma wspólnego z godnością i dlaczego miałaby być stawiana na równi z opresyjnymi systemami rasizmem na przykład?
czwartek, 05 luty, 2015 o godzinie 20:09
A ja chcialabym sie podzielic innym rodzejem stereotypowego feministy. Spotkalam kilku facetow, ktorzy twierdzili, ze nie zaplaca za kolacje czy drkina, nie przepuszczaja w drzwiach, nie ustepuja miejsca w autobusie, nie pomagaja nosic ciezarow, bo sa feministami. Jak ktos nie zglebi odpowiednio tematu to bardzo latwo sobie wyrobic zdanie na teamat feminizmu na bazie tego hiper radykalnego, ktory glosi, ze drobne uprzejmosci w strone kobiety sa dla niej uwlaczajace, a kazdy akt seksualny to gwalt. Mam wrazenie, ze stereotypowy feminizm itak dosyc glebko siedzi w glowach spoleczenstwa, a szczegolnie jego meskiej czesci, ktora styka sie wlasnie glownie z tym radykalnym, bo jego w mediach jest najwiecej. Jednoczesnie byc mezczyzna wcale w dzisiejszych czasach nie jest prosto. W efekcie zeby byc feminista trzeba miec jaja, wiec mi jeszcze w zyciu feminista nie skojarzyl sie z pantoflarzem i ciota.
czwartek, 05 luty, 2015 o godzinie 21:09
Przyznam szczerze, że mi się jeszcze nie zdarzyło, żeby mnie facet w drzwiach nie przepuszczał, chociaż często ja również otwieram im drzwi. Zależy, kto bliżej stoi, ale nie przyszłoby mi do głowy tego wymagać. Tak samo jest za zapraszaniem na drinka czy kolację, sprawę załatwiam przed i jeśli się umawiamy, że za mnie płaci np. za kolację to ja płacę za drinki. Wszystko to jest kwestia dogadania, chociaż domyślam się, że prymitywom może służyć za argument. Tak samo z dźwiganiem ciężarów, kiedy proszę o pomoc to mi pomagają. Natomiast doprecyzuj proszę, co to znaczy hiper radykalny feminizm, bo nie za bardzo wiem, co masz na myśli, także nie wiem jak się do tego odnieść.
piątek, 06 luty, 2015 o godzinie 20:56
A ja mieszkam w wielkiej brytani i mi sie zadarza notorycznie, ze nie jestem przepuszczana w drzwiach, albo mezczyzni nie oferuja mi pomocy w dzwiganiu. Ba! zadarzylo mi sie uslyszec odmowe gdy poprosilam o pomoc. ale to nie jest kewstia feminizmy czy braku szacunku do kobiet, ale zwyklego braku wychowani i szacunku do drgiej osoby. ja sama zawsze ludziom otwieram drzwi i przepuszczam, tak po prostu z racji codziennej uprzejmosci. ale tutaj to jest kwetia jakiegos tradycujnego wzorca kulturowego. po prostu malych chlopcow nie uczy, tak jak w polsce, zeby przepuszczac kobiety w drzwiach. w polsce to taka szamacka tradycja i tyle. mi sie osobiscie zdazylo w praktyce natknac na takich facetow, zdarzyly sie posiadowy przy piwie, kiedy to jakis znajomy oznajmil wlasnie, ze on jest feminista, ze nie przepuszcza kobiet w drzwiach i tak dalej.
ten ‚hiper radykalny feminizm’ to taki moj skrot myslowy, przepraszam jesli niezrozumialy. pewnie powinnam uzyc terminu stereotypowy, w stylu: feministka to baba, ktora ma krotkie wlosy, zawsze lazi w portkach, gardzi makijazem i kobietami kitore ubieraja sie i zachowuja kobieco, a gdy mezczyzna wlasnie otworzy lub przytrzyma jej drzwi uwaza to za brak szacunku do niej. mam nadzieje, ze ci to troche wyjsnilo, bo sama nie bardzo rozumiem co ja tu pisze.
czwartek, 05 luty, 2015 o godzinie 16:46
Co za inspiracja na tekst o drugiej stronie feminizmu 🙂