5 seriali o silnych kobietach

34


Jestem serialożerna. Bywa, że rzucam się w wir oglądania z pewną taką desperacją, która potrafi trwać wiele godzin. Niekoniecznie dni, chociaż trans może powtarzać się codziennie. Jestem spragniona historii, bo dla mnie seriale to filmowe powieści, których zwroty akcji podniecają nie mniej niż książka. A najbardziej lubię seriale, gdzie nie brakuje kobiecych postaci. W telewizyjnej rzeczywistości, w której smętni, niezbyt urodziwi i czasami równie nie grzeszący  inteligencją panowie zarządzają światem nie ma zbyt dużo miejsca dla kobiet, o czym pisze już od jakiegoś czasu Pacewicz. Co innego w serialach. Serial jest fantazją, a dla mnie bywa ukojeniem. Bardzo łąknę kobiet na ekranie, bo w rzeczywistości medialnej, w której przyszło nam żyć jest ich bardzo mało, a szkoda. W związku z tym dzisiaj będzie krótko o serialach, które sprawiają, że moje serce zaczyna szybciej bić.

Seriale z kobietami w roli głównej.

1/ „Rząd” serial z gatunku political fiction produkcji duńskiej. Mądra, inteligenta i empatyczna kobieta staje na czele duńskiego parlamentu. Jest moim osobistym snem o tym, jaka powinna być premiera – empatyczna, stawiająca cele polityczne, które pragnie osiągnąć ponad swoją popularność, lojalna ale twarda graczka. Oglądając ten serial odpoczywałam. Naprawdę głęboko mnie relaksował sam fakt oglądania kobiety u władzy, która nie musi na każdym kroku tłumaczyć się z faktu bycia kobietą. Tego typu zarzut pojawia się raz, ale oczywiście mądra Briggite Nyborg od razu disuje, że czas na tego typu zaganienia był sto lat temu, a więc skupmy się na czymś poważnym np. na reformie służby zdrowia. Po prostu spełniony sen feministki. Dużo zwrotów akcji zza politycznych kulis, ciężkie decyzje do podjęcia, wewnętrzne konflikty oraz próba pogodzenia życia prywatnego z politycznym. Poza tym w rządzie oraz w mediach również pojawiają się kobiety i to bynajmniej nie w roli dekoracji. Szczerze polecam, jeśli ktoś potrzebuje wzmocnienia z okazji tego, jak wygląda polityka w męskim wydaniu.

2/ „Wszystkie wcielenia Tary” to amerykańska produkcja sprzed lat, która jednak mocno zapadła mi w pamięć. Tara cierpi na chorobę, której nie odważę się zdiagnozować, w każdym razie z jednej Tary robi się Tar kilka. Każda jest kimś zupełnie innym. Wąsaty facet, skory do przemocy, perfekcyjna pani domu piecząca ciasteczka, nastoletnia lolitka chętna do flirtowania z kim popadnie oraz samą sobą. W kolejnych sezonach jej osobowość rozszczepia się na jeszcze inne postacie, które obrazują wszelkie jej lęki. Tara jest doskonałym portretem sprzecznych oczekiwań, jakim nie potrafią sprostać ani kobiety ani mężczyźni. Przeskakiwanie z roli do roli, które zdarza się Tarze podczas stresujących sytuacji spotyka nas w życiu cały czas. Nasz fuks polega na tym, że nie są to zmiany aż tak drastyczne… chociaż, kto wie?

3/ „Homeland” z rewelacyjną Carrie graną przez Clarie Danes, którą może ktoś pamięta z roli Julii, która miała szczęście całować się z Leonardo Dicaprio. Właściwie to miałam nie pisać o tym serialu, bo chociaż go lubię, to nie ma w nim aż takiego mięsa, z którego można by coś przemielić na mój feministyczny pasztet. Carrie to bardzo silna osobowość, która zdaje się, całą karierę prze do przodu i nie straszne jej szklane sufity. Bywa nadgorliwa, ale przede wszystkim ma chorobę dwubiegunową, co w przypadku bycia szpiegiem, trochę komplikuje życie zawodowe. Bardziej skoncentrowana na życiu zawodowym niż prywatnym miewa pewne momenty, w których się otwiera i powoli zakochuje. Ale najbardziej kocha ojczyznę, czyli wspaniałe Stany Zjednoczone, co oczywiście mnie mdli.

4/ „Orange is the new black” czyli moja absolutna serialowa miłość. Pierwszy sezon był powiedzmy szczerze taki sobie, ale to, co się dzieje w drugim przerosło wszystko! Czekałam na te historie, które siedzą ukryte w poszczególnych celach i oto są. Dowiadujemy się kim są dziewczyny z więzienia, a raczej kim były zanim trafiły do kicia. Uwielbiam te retrospekcje. Uwielbiam to, że jest tam miejsce na lesbijską miłość, uwielbiam, że znalazła się wśrod postaci i trasseksualistka, która o ironio – jako jedna z nielicznych wie, jak zbudowane są waginy! Wspaniały jest ten serial w swojej rozbuchanej różnorodnością kobiecości. Niczego sobie tak nie cenię, jak różnorodność a ta występuję w tym serialu na wszystkich poziomach – klasy, rasy oraz seksualności. Kto nie widział ten trąba!

P.S. Chapman to kawał zołzy, prawda?!

5/ „Siostra Jackie” miłość od pierwszego wejrzenia już na studiach. Pielęgniarka, która jest narkomanką, a przy tym wspaniale zarządza zespołem w pracy. W domu idzie jej znacznie gorzej. Jej broń to ironia i sarkazm, strzykawka i opanowania w sytuacjach stresowych. Zresztą cała załoga szpitala Wszystkich świętych to doskonała grupa aktorów komediowych, spośród których na wyróżnienie zasługuje również pielęgniarka Zoe. Moja aboslutna faworytka. Serial ujął mnie pokazaniem nałogu, próby wyjścia z niego i kolejnych porażek. Jego mocną stroną są mikro historyjki w każdym odcinku, które nakładają się na fabułę całego serialu. W tym szpitalu rządzą kobiety – nie tylko w administracji, ale także w sercach pacjentów i współpracowników. I także tutaj jest dużo miejsca na różnorodność, a to zawsze wartość. Nie kierowałam się żadnymi gwiazdkami, numery są nadane, bo tak mi się ułożyły obrazki. Nie wiem, który serial lubię bardziej, a który mniej bo każdy ma udane momenty i fatalne odcinki. W każdym razie to, że pojawiają się w nich w rolach pierwszoplanowych kobiety zawsze mnie cieszy i skłania do śledzenia historii z zwiększym zaangażowaniem. Cały czas czekam na polecenia kolejnych seriali do mojej kolekcji 🙂 Miłego oglądania, jeśli czegoś jeszcze nie widzieliście!

Katarzyna Barczyk
vel LADY PASZTET