Zakochałam się w Alanis, prostytutce, która nie przeprasza

2


Od jakiegoś czasu o wiele bardziej lubię seriale niż filmy. Seriale zazwyczaj mają skomplikowaną fabułę, nieszablonowe postaci, ciekawe historie do opowiedzenia. Natomiast filmami się często rozczarowuję. Czuję, że ich twórcom nie do końca udało się przekazać to, co chcieli, często coś się zawiesza, plączą się wątki.

Ale tym razem wyszłam kompletnie oczarowana. Podczas festiwalu Brave mogłam zobaczyć film Alaniso argentyńskiej prostytutce, która jest matką Dantego. I dawno nie widziałam filmu, który byłby tak doskonale skrojony, o ile można tak o filmie powiedzieć.

Alanis, prostytutka, która nie przeprasza

Główna bohaterka nie ma życia usłanego różami i określenie working class herojak najbardziej tutaj pasuje, o ile nie bardziej heroine. Alanis ma rachunki do zapłacenia, a z szybkiego szacunku zalet i wad wyszło jej, że usługi cielesne zapewnią jej utrzymanie siebie i dziecka. Nie żeby nie musiała się starać o klientów, bo wcale nie ma tutaj sexworkingowego eldorado. Jest usługa jak każda inna, różni klienci, problemy w pracy, konkurencja – proza życia.

Nie będę tutaj opowiadać historii, bo tę trzeba zobaczyć, ale powiem Wam, dlaczego mnie ten film tak oczarował. Przede wszystkim mierzy się z tabu na kilku poziomach: matka i prostytutka, ciało, którego się pożąda i które daje dziecku pożywienie. Na dodatek pokazuje pomoc społeczną, która nie pomaga, a pogarsza sytuację swoich „podopiecznych”. Można by rzec, że wszystko to było i co w tym nowego, ale ja po raz pierwszy oglądałam film o kimś, kto nie jest ani swoją pracą, ani ofiarą życia i złych decyzji, ale osobą z krwi i kości, która chce kontrolować swoje życie i nie pozwoli sobie tej kontroli odebrać.

„Somos mujeres, somos dignas también como putas”

Alanis się do widza nie mizdrzy, nie jest tutaj po to, aby sprawiać nam estetyczną czy jakąkolwiek przyjemność. Nie zawsze będzie się nam podobać ani to, co nosi, ani to, co robi. Ale opowiada swoją historię po swojemu, z poczuciem humoru, pewna tego, że to jej życie i że nikt nie będzie dyktował jej warunków, nawet jeśli każe się jej za to słono płacić. Wie, że może liczyć tylko na osoby podobne do niej, także wykluczone z codziennego życia z powodu swej profesji, bo ktokolwiek inny ma nieustającą chęć nawracania jej.

Jest taka scena, dość upokarzająca, gdzie przesłuchujący pyta Alanis, gdzie urodziła dziecko. Odpowiada mu poważnie, że pieprzyła się z klientem i nagle odeszły jej wody. Facet wierzy jej i spogląda na nią z obrzydzeniem, a ona wybucha śmiechem. Widzi dokładnie, jak traktują ją inni i potrafi się tym bawić, spełniając ich najmroczniejsze fantazje i oczekiwania. W końcu od ladacznicy nie ma co oczekiwać, że powiła syna w szpitalnym łóżku jak przeciętna kobieta.

Kobiety wylewają się z ekranu

Jest jeszcze jedna rzecz, o której warto wspomnieć. Dawno nie widziałam filmu, w którym byłoby tyle barwnych postaci kobiecych. Kobiety wylewają się z ekranu i są ciekawe, różnorodne, nie spełniają niczych oczekiwań oprócz swoich. Mają wulgarne makijaże, noszą leginsy po pięćdziesiątce, zarządzają swoimi biznesami i dbają o inne kobiety. Jest między nimi conjamniej nić sympatii i bardzo dużo zrozumienia. A także chęć opieki nad dzieckiem koleżanki, która wiedzie takie życie, jak one same.

Idźcie do kina i zakochajcie się w Alanis, takiej, jaką jest, i takiej, jaką stworzyła ją grająca tę brawurową rolę Sofía Gala Castiglione, w reżyserii Anahí Berneri. To naprawdę świetny film i obiecuję Wam, że dużo Was nauczy. Co ciekawe, aktorka grała ze swoim synem w filmie Anahi, który przerodził się z krótkiego metrażu w pełnometrażowy film. Obie twórczynie musiały się uwijać, bo synek Sofii bardzo szybko rósł i nie nadążąły z produkcją filmu.

Dziękuję Brave Festival za umożliwienie mi opowiedzenia o tym filmie i mam nadzieję, że pojawi się on w naszych kinach.

Korekta: Artur Jachacy

Katarzyna Barczyk
vel LADY PASZTET