Domek na stadionie

0


Bardzo dobry tekst Edyty Gietki z ostatniej polityki, o tym jak poseł Mularczyk troszczy się o bezdomnego, którego kontener widać z posesji posła, uruchomił falę wspomnień. Wspomnienia dotyczą poznańskiej Wildy. Fajne to były czasy.

Obuci w obuwie sportowe wyruszaliśmy z Rzeczonym, by uprawiać jogging na stadionie. Stadion klubu „Warta” był miejscem zdecydowanie nietuzinkowym. Zamiast ludzi na trybunach – drzewa i krzaki. W szatniach mieszkali bezdomni, a więc raczej chyba skłotersi. Na stadionowej bieżni od czasu do czasu pojawiali się strażacy, coby przygotować się do testów. Zdarzali się również policjanci z psami, którzy poszukiwali – kogo? czego? – nie wiemy. Dziki, zarośnięty stadion w środku miasta to nie lada gratka, dla fanów przedziwnej urbanistyki made in Poznań. Aż chciałoby się zakrzyknąć Poznań know-how!

Nie powiem. Pierwsza wyprawa na stadion lekko mnie zestresowała. Człowiek, a nawet kobieta, w tych spodniach do biegania, to się nigdy nie może czuć bezpieczna. Zawsze jakieś oko czyha, a jak wiadomo, mężczyzna jest jak ten pies – od oka do czynów ma niedaleko. Ale żeśmy z Rzeczonym się nie poddali tej presji i pierwsze kroki biegowe stawialiśmy we wspaniałym mikroklimacie stadionu. Po jakimś czasie witaliśmy się z zamieszkałą stadion ekipą mniej lub bardziej donośnym „Dzień dobry”. Potem, kiedy ja nie szłam na trening oni pytali Rzeczonego o mnie. Kiedy on nie szedł, pytali o niego. Z większą atencją zaczęliśmy przyglądać się ichniejszemu miejscu zamieszkania. W szatniach stadionu mieszkało tam z 5-6 osób, w tym jedna kobieta. Wbrew pozorom, byli to ludzie bardzo różni. Jedni pracowicie od 7.00 rano z wózkiem na złom krążyli po okolicy, drudzy mniej lub bardziej punktualnie w okolicach tej godziny rozpijali pierwszą flaszkę. Ale zawsze wietrzyli pościel. Wyprane rzeczy wisiały na sznurze. Kwiatki były w doniczkach. Kiedyś byliśmy nawet świadkami konwersacji, której początku nie znamy, ale dialog wyglądał mniej więcej tak:

– No, przecież prosiłam Cię żebyś przyniósł kwiaty! – wrzeszczała Pani

– No przyniosłem, kurwa! – wskazał na tzw. hebzia w doniczce opieprzany Pan.

– Cięte, kurwa, cięte miałeś kupić! – odwrzasnęła wielbicielka flory.

Innym razem byliśmy świadkami cichego triumfu. Na zakupach w legendarnym spożywczaku, kiedy staliśmy w kolejce, nagle wtoczył się lekko już zawiany Pan, jeden z ekipy ze stadionu. Wszedł, drzwiami trzasnął oraz okazał się butelką, chyba nalewki, triumfalnie krzycząc:

– A tam, na rogu w Jeżyku, mi kurwa sprzedali! – zaniósł się tubalnym śmiechem i zniknął, jak sen jaki złoty.

Sprzedawczyni pokiwała głową i wyznała, że już tu był, ale pijany więc mu nie sprzedały upragnionego napoju. Jak widać poszedł dalej, duch w nim nie osłabł i wrócił się pochwalić.

Dość długo wymienialiśmy „dzień dobry” pomiędzy nami a bezdomnymi ze stadionu. Nie była to jednak jakaś mocna zażyłość, przy okazji porządków w szafie Rzeczony zaniósł im kiedyś swoje rzeczy. Chyba raczej było im to obojętne, bez większego wzruszenia się obeszło.

Co chcę powiedzieć to tylko tyle, że mieli swój dom i wg mnie mieli do niego prawo. Znaleźli niszę, pusty lokal, w których było ich miejsce. Mieli tam ciepło, chociaż zapewne źródło ciepła było raczej niebezpieczne. Podprowadzali wodę z hydrantu, żeby się myć, oczywiście za toaletę służyły im trybuny, ale co mieli sobie postawić toi – toia? Owszem, nie skumaliśmy się jakoś bardzo, ani nie udało się jednak przezwyciężyć do końca tej niepewności (przynajmniej z mojej strony) w kontakcie z nimi, ale to byli po prostu inni ludzie. Ich droga była, jak widać kręta, coś im się w życiu zawaliło. A jednak to dbanie o codzienność mnie ujęło i całkowicie przekonało. Te kwiaty, pościel na sznurze, mycie zębów, kawka, wychodzenie do pracy. Codzienność, jaką ma każdy z nas.

Z tekstu Edyty Gietki wynika, iż komuś życie innego człowieka może wydawać się przede wszystkim mało estetyczne. Pod skrzydłami troski wyczuwa się przede wszystkim niechęć, a nie chęć. Ale cóż, zapewne nie jedna bezdomna osoba ma w sobie historię z cyklu „z posła na osła”.

P.S. Właśnie mi przyszło do głowy, że te stadiony po Euro2012, to się jednak mogą do czegoś przydać w dłuższej perspektywie.

Katarzyna Barczyk
vel LADY PASZTET