F jak feminizm i feministka

3
Feministka

Dziś mam kolejną robotę do wykonania. Muszę Was oświecać w kwestiach feministycznych, w związku z czym zapraszam na kolejny odcinek Feministycznego Alfabetu.

Dzisiaj literka F, także będzie o feminizmiefeministce.

Feministka
Feministka z wąsem, a jak!

F jak feminizm. Najpierw krótki wstęp natury refleksyjnej: dzęsto kiedy spotykam ludzi, którzy nigdy dobrze nie zasiedzieli sięw humanistyce, to mam wrażenie, że oni chcieliby aby świat był bardzo prosty. Coś jest albo czegoś nie ma, a jeśli jest to jest właśnie TAKIE. Ma odpowiedni kształt, czyli definicję i trzyma się kupy. To niestety jest dość trudne, kiedy przechodzi się do świata teorii. Teorii, prądów ideologicznych oraz ruchów społecznych. Tutaj niestety nie ma prostych odpowiedzi na niezadane pytania.

Istnieje feminizm białych kobiet z klasy średniej, który tak ślicznie portretuje Sheryl Sandberg w swojej książce „Włącz się do gry” (cały czas wspomina tam z czułością o Marku, aż się rzygać chce, taki on jest mądry!) a także feminizm kobiet wielu kolorów (skóry) z krajów tzw. peryferiów (nie lubię określenia Trzeci Świat, bardzo jest nieładne). Jak z drugiej strony nazwiemy afroamerykańskie feministki z USA, do których należy na przykład bell hooks? Jak łatwo sobie wyobrazić wszystkie te kobiety mogą mieć sprzeczne interesy związne ze swoją klasą, statusem społecznym oraz zupełnie innymi problemami, które je zajmują na codzień. Sprawa się komplikuje, kiedy włączymy do dyskusji osoby transeksualne, które są kobietami, chociaż nie mają kobiecego ciała (bo nie chcą) lub swoje ciało chcą zmienić. Zadajmy sobie pytanie czy dzielą one doświadczenia z kobietami, które się nimi urodziły czy też jest to doświadczenie innego rodzaju? Jak pogodzić kobiety i mężczyzn, którzy walczą z pornografią pod szyldem feminizmu z tymi, którzy twierdzą, że należy pornografię wyzwolić z „spod męskiego oka” i używać jej jako narzędzia do wyzwolenia zmysłów i odkrywania swojej seksualności? Co spaja tak różnorodny, skomplikowany i czasami wewnętrznie sprzeczny świat feminizmu? Przede wszystkim poczucie, że coś jest nie tak i że należy działać, żeby to zmienić. Pod „to” możemy podstawić patriarchat, brak równouprawnienia kobiet i mężczyzn w sferze domowej oraz zawodowej, lukę płacową, nieściągalność alimentów, brak odpowiedniego wsprcia do ofiar przemocy seksualnej, brak edukacji seksualnej, walka o równe prawa dla gejów oraz lesbijek. Trzeba jednak zawsze mieć z tyłu głowy, że problemy, którym zajmujemy się np. w Polsce, czyli na przykład motywowanie kobiet do większej działalności politycznej lub też ruch na rzecz parytetów dla czarnej kobiety, która pracuje w fabryce mogą być zupełnie abstrakcyjne i absurdalne. Różne są drogi do osiągnięcia tych celów, a cele, o których ja wspominam mogą być zupełnie inne niż mojej koleżanki po drugiej stronie świata, która urodziła się na Bronxie.

Cytując za wiki: hooks proponuje również nową definicję „siostrzeństwa”. Jej zdaniem nie wyraża ono „wspólnego interesu wszystkich kobiet”, gdyż coś takiego nie istnieje. Siostrzeństwo polega więc na budowaniu wspólnego ruchu przez osoby, które mają różne doświadczenia i interesy.

Kim są w takim razie feministki? Zazwyczaj charakteryzuje je to, że wierzą w równouprawienie kobiet i mężczyzn (ale tutaj wspomniana bell hooks zapytałaby się zapewne o kobietach i mężczyznach, z których klas społecznych mówimy), co wcale nie znacza, że urwały się z kosmosu i nagle będą zmuszać mężczyzn do rodzenia dzieci. Kiedy feministka chce wnieść lodówkę na trzecie piętro prosi kogoś o pomoc, bo nie jest na tyle durna, żeby wnosić ją sama. Feministki miewają włosy pod pachami lub nie, a także wąsy w zależności od ich własnych upodobań estetycznych i zapewne nie będą zainteresowane Twoim zdaniem na ten temat. Feministki są różne, tak jak wielowątkowy bywa prąd ideologiczny, z którym się identyfikują. Wbrew pozorom to całkiem normalne, że się od siebie różnią. Co więcej zdarzają się feministki głupie, chociaż żadnej sobie nie mogę przypomnieć, w większości jednak mam je mądre. Zapewne znajdą się i takie, które nie przepadają za mężczyznami, co nie znaczy, że są antymęskie i pragną zniszczenia mężczyzn. Bywały i takie postacie, jak Valerie Solans, która postulowała zniszczenie męskiego rodu, ale jej postulaty nie znalazły zbyt wielu fanów. Istnieją feministki performerki burleski, feministki seksblogerki, feministki należące do Zielonych i zupełnie bezpartyjne, ciche i głośne. Zazwyczaj je również łączy przekonanie, że mają prawo domagać się szacunku dla swoich wyborów zarówno zawodowych, związanych ze swoją rodziną lub jej brakiem, dotyczącym ich partnerów lub partnerek a także własnego ciała. W skrócie feministka to kobieta, która chce mieć wybór. Sama jest w stanie podjąć decyzję w sprawach, które jej dotyczą i jeśli czegokolwiek się domaga to tego, aby jej prawo do podejmowania decyzji było respektowane.

A co powoduje znajomość swoich praw oraz wymaganie, aby inni je szanowali? Na pewno nie zyska się w ten sposób sympatii. Dlatego większość ludzi, a w przeważającej większości kobiet nie lubi feministek. Postrzegają je jako zagrożenie dla własnego komfortu, jak kogoś, kto się wtrąca w ich prywatną sferę i ma ochotę narzucić siłą jakieś rozwiązanie. Uderzyło mnie to ostatnio podczas lektury wywiadu, który Magdalena Rigamonti przeprowadziła z Marią Czubaszek w ostatnim „Wprost”. Pani Magdalenie w głowie się nie mieści, że ktoś może świadomie podejmować decyzje, znać ich konsekwencje i przyjmować je na klatę. Pani Rigamonti chciałaby, aby się Czubaszek popłakała i przyznała do błędu, bo skoro naród uważa, że aborcja to zło, to każda kobieta, która uważa inaczej powinna na dźwięk płaczących zygot wycofać się ze swojego stanowiska. To tak silnie tkwi w głowach, także kobiet, że trudno to nagle zmienić. Całkiem fajna rozmowa z interesującą, wielowymiarową, stroniącą od stereotypowych wypowiedzi dojrzałą kobietą zamienia się w szczucie. Strasznie to jest wkurwiające. Szczucie nr 2 odbyło się ostatnio pod płaszczykiem artykułu na temat feministek w pracy. Nikt sobie nie zadaje pytań dlaczego pracodawcy nie lubią feministek, tylko to pytanie zostaje w powietrzu i z pytania staje się nagle zdaniem oznajmującym. A na koniec cytat, który mi się bardzo spodobał z tekstu linkowanego powyżej.

„Postrzegamy je jako osoby agresywne, roszczeniowe, złośliwe, wojujące. Takie jest potoczne, naiwne podejście do feministek, bo mało kto sam zna feministkę.”

Feministka niczym dziwne monstrum, złośliwe i agresywne, o którym wszyscy słyszeli, ale mało kto zna 😉 Bardzo mnie to rozbawiło!

Katarzyna Barczyk
vel LADY PASZTET