Feminizm komplikuje świat, ale to nie znaczy, że zastawia na nas pułapki

0


Jedna z koleżanek na instastories zapytała mnie dzięki tej nowej funkcji Instagrama, czy widzę jakieś pułapki w feminizmie, a jeśli tak, to jakie. Odpowiem wprost: według mnie feminizm nie ma pułapek. Tak jak nie ma ich sprzeciwianie się rasizmowi, bo rasizm to same pułapki. Równość bez względu na płeć, a przecież zdajemy sobie sprawę z tego, że płci jest więcej niż dwie, oznacza dla mnie otwartość na różnorodność.

Więc chodź skomplikuj mi świat

Tyle że różnorodność komplikuje nam świat. A tego nie lubimy, bo nasze głowy wolą utarte ścieżki schematów i stereotypów, po których codziennie się łatwo prześlizgujemy. Nie lubimy tego, że świat to bardzo skomplikowane miejsce, w którym przenikają się tysiące sprzecznych interesów nawet w obrębie tego samego ruchu.

Feminizm i mambo dżambo

I mam na to nawet dwa przykłady, które zapewne nie przysporzą mi popularności. Pierwszym z nich jest to, jak ostatnio obrywa się Kongresowi Kobiet. Wbrew pozorom to nie jest sekretna, bojowa organizacja polskich czarownic, ale miejsce, gdzie pracuje mniej ludzi, niż byście się spodziewały i spodziewali. To naprawdę niewielka organizacja, której siła tkwi w tym, że potrafi zrzeszać i przyciągać także inne organizacje, czyli lokalne oddziały, które tak naprawdę same o sobie stanowią. I ja to bardzo lubię w Kongresie, bo te lokalne spotkania, organizacje są czasami bardzo ciekawe. Nie zmienia to faktu, że czasami, jak podczas każdego wydarzenia, nie udaje się ogarnąć wszystkiego i takie zaniedbanie może drogo kosztować. Fajnie jest to komentować post factum, ale jako organizatorka jednego lokalnego kongresu, wiem, że bardzo trudno jest reagować, kiedy coś już się dzieje. I byłoby super wszystko sprawdzić przed, tak by np. nie pojawiały się na kongresie osoby szerzące pseudonaukę, bo to na pewno kongresowi szkodzi. Mam nadzieję, że takie wnioski zostaną wyciągnięte przez organizatorki, że warto sprawdzać wszystkich, którym udostępniamy przestrzeń na naszym wydarzeniu, coby się za nikogo nie wstydzić.

Girl power i współczesna czarownica

Tylko że sama zauważam z dużym smutkiem, że w tym całym pędzie, aby feminizmem nazywać wszystko, co ma cokolwiek wspólnego z kobietą, pojawiła się cała masa szamanek, uzdrowicielek, kobiet, które leczą ziołami i chcą powrotu do natury. Z mojego punktu widzenia powrót do natury oznacza choroby, brak bezpiecznej żywności i kilka innych przykrych rzeczy, ale jest także część ruchu kobiecego, która chciałaby szamańskiej idylli. Co w takim wypadku zrobić? Wykluczyć je z „feministycznej” wspólnoty? Bo feminizm to idea jednak bądź co bądź czerpiąca z oświecenia. Gdzie jest granica pomiędzy fascynacją naturą i jej sekretami a szkodzeniem ludziom? Co jeśli ludzie zachwyceni tą prostą wizją rozwiązywania trudnych problemów chcą za nią płacić? I tak z jednej strony mamy stoisko Jerzego Zięby, rozpoznawalnego w Polsce szarlatana, którego obecność słusznie potępiono, a z drugiej strony umykają nam być może pomniejsze, lekko szalone, ale nie tak znane kramy współczesnych czarownic, które także mogą nam zaszkodzić np. twierdząc, że wyleczą nas dietą bezglutenową.

Farbowany feminizm

I kolejny przykład, o którym bardzo ciekawie napisała Karolina Więckiewicz w swoim tekście o prezydentce Chorwacji: co jeśli za „zachowania” feministyczne uznamy coś, o czym nie mamy pojęcia i co wywodzi się z nieznanego nam kontekstu, niepomni nawet na to, że u nas także kobieta pełniła jedną z dwóch najważniejszych funkcji w państwie, ale żadne feministyczne dobro z tego nie wynikało? Beata Szydło była kobietą na wysokim stanowisku, która nie miała za grosz empatii i szacunku do innych kobiet, jeśli chodzi o dostęp do antykoncepcji na życzenie czy aborcji. To za jej rządów Czarne Parasolki z wielu różnych ruchów z całej Polski musiały pokazać, że się na takie traktowanie nie zgodzą.

Polityczka, na którą nie głosowałam

A co z posłanką Krystyną Pawłowicz, która korzysta z każdego możliwego przywileju, jaki mamy dzięki emancypantkom, sufrażystkom i feministkom, a która wygłasza najbardziej oburzające, wstrętne komentarze na temat wszystkiego, co jej wejdzie w paradę? Została wybrana w demokratycznych wyborach, korzysta ze swojej popularności i jest kobietą, zawdzięcza to także feminizmowi, ale temu feminizmowi się od niej za to dostaje.

Praca dla jednych emancypacja, dla drugich dyskryminacja

Patrząc na to z o wiele szerszej, globalnej perspektywy, warto pamiętać, że to, co amerykańskie białe feministki z przedmieść chciały wywalczyć w latach 50., czyli prawo do pracy i własnych zarobków, było czymś, czego być może kobiety różnych kolorów skóry i różnego pochodzenia mieszkające w tych samych stanach chciałyby się pozbyć, bo dla nich praca nie była wyzwaniem, a uciążliwą częścią codzienności, i to w dodatku zazwyczaj słabo opłacaną. Czy jednym i drugim można odmówić feminizmu? Nie, ale to były sprzeczne interesy różnych grup, które w tym słowie widziały zupełnie inne problemy i nadzieje.

Mielizny girl powerowego marketingu

Dzisiaj tak naprawdę jest podobnie, bo kiedy rozmawiamy o tej otwartości na niebinarność, to bardzo często nie wiemy, jak się za to zabrać, żeby żadnej osoby nie urazić. Problemem staje się również to, jak kierować przekaz marketingowy, który w swojej idei miał włączać wszystkie użytkowniczki, a jak widzimy, wcale tego nie robi. Myślę tutaj o tym, co także zobaczyłam na Instagramie u Amandy, kiedy recenzowała majtki okresowe Thinx i zauważyła, że już jest dobrze, ale wciąż nie bardzo dobrze w kwestii komunikacji tej marki. Bo czy istnieją kobiety bez pochwy? Nie od dziś wiemy, że tak, i dlatego otwartość wymaga od nas nieustającej refleksji, ostrożności i umiejętności uczenia się nawet od naszych krytyków.

Feminizm nie jest prosty

Tak że kiedy myślę o pułapkach feminizmu, to mam raczej na myśli te z jednej strony różnorodne interesy grup, które się feministkami i feministami określają, a z drugiej nieustającą pokorę, aby nie wykluczać z feminizmu tych osób, o których nie zawsze dużo wiemy, które należą do grup wykluczonych, ale to nie znaczy, że ich nie ma. Są – być może nie w naszym kręgu, a może z jakiegoś powodu nie chcą nam o tym powiedzieć. I myślę, że warto mieć uszy i oczy otwarte, bo czasami feminizmem branduje się i wspiera bardzo niefeministyczne projekty, które właśnie marginalizują i wykluczają, albo chcą feminizm przekabacić na swoją stronę różne organizacje, z którymi nie jest nam po drodze w naszej wizji świata.

 

Korekta: Artur Jachacy

Katarzyna Barczyk
vel LADY PASZTET