Feminizm zaczyna się w głowie, czyli rodzinna HERstoria

1


Rodzinna HERstoria

Nie wiem, czy kiedykolwiek uda mi się przekazać, jak wiele zawdzięczam moim bliskim. Pisałam już o tym wielokrotnie, że jestem osobą bardzo rodzinną. Nie żałuję czasu spędzonego na rodzinnych spotkaniach. Nie idealizuję ludzi, którzy tworzą moją rodzinę, ale także nie widzę w nich samych wad. To pewna grupa, w której do jednych mam bliżej a do innych dalej.

Mam jednak pewną niezwykle przyjacielską więź z moją Mamą. Więź, którą cenię sobie bardzo, i chciałabym kiedyś być taką mądrą, spokojną i opanowaną kobietą. Oczywiście, że bywają momenty, że i ona dochodzi do ściany, ale jednak w całej tej wybuchowej mieszance rodzinnej to ona jest naszym bezpiecznikiem. Miałam z nią ostatnio bardzo ciekawą rozmowę. Trochę gadałyśmy o TEJ OKŁADCE Wysokich Obcasów.

W sumie miała bardzo ciekawą refleksję, że obecnie bardzo mocno koncentrujemy się na ciele, biologii, na macicy, tak dokładnie rzecz ujmując, a trochę mniej na głowie. A to przecież w głowie zaczyna się feminizm.

Najpierw głowa

Bardzo mnie uderzyła prawdziwość tego stwierdzenia, bo zaiste tak jest. Kiedy zaczęłam sobie czytać abstrakt książki Olivii Kłusak Trywializacja feminizmu, to zdezorientowało mnie przede wszystkim założenie, jakoby feminizm w Polsce był głównym prądem, pod który podczepiają się celebrytki, Kongres Kobiet oraz wszystkie wyznawczynie girl power (z mną na czele!). Osobiście uważam, że owszem, feminizm trafił pod strzechy, ale wciąż nie w takim stopniu, aby się obawiać wielkiej degradacji tego ruchu. Ostatnie debaty pokazały, że mamy jeszcze sporo do przegadania w tym temacie i że owszem, słowo „trywialny” się w nich pojawia, ale raczej w kontekście tego, że trywialne jest to, że kobiety mają rozum i mogą podejmować samodzielne decyzje, nawet takie, które nam się nie spodobają.

I widzę w tym, co zrobił Aborcyjny Dream Team, pewną przewrotność, tak idąc na chwilę w kierunku prasy kobiecej. To kolektyw, który doskonale wykorzystał popularność tej gazety do swoich celów. Nie żeby WO nie zbierały bęcków za wiele różnych artykułów, podjętych tematów i sposób w jaki przedstawiały tzw. „kwestie kobiece” przez lata. Jednak w tym wypadku okładka WO, bo kto by tam czytał tekst (o ironio!), stała się narzędziem do pokazania, że nie wszystkie rozumiemy tak samo feminizm, prawa reprodukcyjne i wolność wyboru. Co kompletnie obala tezę autorki książki Trywializacja feminizmu – tylko dzięki temu, że WO mają zasięg ogólnopolski, są dodatkiem do gazety codziennej, mogła się rozpętać taka burza.

Prasa kobieca kontra feminizm

I teraz przejdźmy do innych tytułów prasowych, które jakoby „trywializują” feminizm. Myślę, że jak ktoś o sobie mówi per feministka, to raczej nie po to, by zdobyć popularność. Deklaracje w tym zakresie gwiazd, influencerek czy popularnych dziennikarek jednak nie wylewają się z każdej strony Twojego Stylu czy innego Cosmo. Bycie feministką to pewien akt odwagi, chociaż właściwie nie wiadomo dlaczego. Kiedy rozmawiam z moją Mamą o feminizmie, to nie zawsze są to „wielkie sprawy”, często rozmawiamy po prostu o tym, że kobiety powinny mieć niezależność finansową i swój świat, że nie muszą się zgadzać ze swoim partnerem bądź partnerką we wszystkim od spraw światopoglądowych po to, czy podoba im się ten sam serial. Bo nie musi mu się podobać Twój ukochany serial. Uwierz. Ani książka, którą czytasz. I vice versa. Gadamy o tym, że dobrze jest mieć coś swojego w życiu, od pracy po pasję. Że nie wyobrażamy sobie, aby nasi partnerzy (mój Tata czy mój chłopak) mogli nam powiedzieć: nie rób tego, nie pozwalam! Że zawsze dają nam wsparcie i że to jest coś zupełnie bezcennego i świat byłby fajniejszy, gdyby więcej kobiet mogło na to liczyć. Co ja gadam: więcej ludzi tak w ogóle.

Feminizm to wolność

To jest dla nas feminizm, ten najwłaściwszy, ten „najmojszy”, który pozwala się realizować w wielu różnych aspektach życia bez względu na płeć. I to wcale nie jest jakaś tam „wybrana tożsamość” albo „styl życia”, o którym przeczytałyśmy w gazecie. To pewna rodzinna tradycja, która zaczęła się od obu pracujących babć, z czego jedna z nich, Babcia Marylka, powiedziała nie raz mojemu Dziadkowi: przeprowadzę się po raz kolejny, ale muszę pracować! A potem musiała odpoczywać w sanatorium: wyjeżdżała na 3 tygodnie i świat się nie załamywał, dzieci przeżywały (a było ich troje), Dziadek miał się dobrze i świat się kręcił dalej. To właśnie dlatego od zawsze rozumiałam, że to nie są jakieś kompletnie nierealne rzeczy. Babcia Ola nauczyła mnie zabawy, dystansu, pokazała, że można się dobrze bawić przez całe życie i nie być poważną panią. Ona też kochała swoją pracę, wychodziła do niej zawsze odstrzelona i czuła się tam potrzebna i ważna. To dyrektorzy się zmieniali, a ona jako kierowniczka sekretariatu trwała. Trwała na posterunku w swoich klipsach i do dziś tęskni za pracą.

Otwórzmy głowy na słowo na F

Tak że nie obawiałabym się na razie tego, że się nam feminizm popsuje od kilku średnio mądrych tekstów napisanych w redakcjach, które skupiają się przede wszystkim na sprzedaży kosmetyków. Nie zaszkodzi poczytać o feminizmie w jakiejkolwiek prasie, kolorowej czy też nie, bo to ma być temat do debaty i można się spierać o to, co oznacza dla każdej osoby, która bierze udział w dyskusji. Ale gadajmy o tym, otwierajmy sobie nawzajem głowy. Takie mam życzenie, żeby feminizm nie był tylko od święta, żeby był z nami codziennie w trakcie całego naszego życia.

Katarzyna Barczyk
vel LADY PASZTET