Jak Chutnik znokautowała Okulską

0


Notkę tę donaszam w sobie od niedzieli. Osamotniona w mej samotności w PKP zabrałam się ochoczo za lekturę. Nie jest to blożek lajfstajlowy także nie będzie zdjęcia z dobrrrą kawą ze znanego starbunia, za to garść refleksji.

Od listopada chodzą słuchy o „Twórczości”. W „Twórczości” swoje opowiadania opublikowała moja seminaryjna koleżanka, która gdyby nie lata pracy wykładowców z polonistyki, zwiodłaby mnie na manowce. Otóż opowiadania są jej autorstwa, a w nich występuje Inez, nawet nie Ines – jednostka nieprzygotowana teoretycznie zapewne pomyślałaby sobie, że zachodzi tutaj jakaś tożsamość. Ale skończmy z plotkami! Ad rem!

Opowiadania są dwa. Oba mi się podobały, chociaż… liczyłam na więcej. Na jakieś mięso, kości jakieś rzucone nam, czytelnikom. Trudno odmówić im gracji, ale to taka jest, za przeproszeniem „proza kobieca”. A raczej prozunia, prozuchna, prozieczka niczym dzieweczka. O miłości, uniesieniach, pociągach. Oczywiście jest w nich ten przemiły element – dobrze napisane, tu chuj, tam kurwa i miłość. Stan umysłu bohaterki bywa mi czasem bliski, ale jednak zwłaszcza, kiedy następuje chwila rozstania i oczekiwania. Ale to banał w sumie, choć zgrabnie napisany. Miłość ta łączy opowiadania dwa.

Podoba mi się więc i nie podoba, bo światło na to wszystko rzuciło – a raczej przyćmiło nowe dzieło Chutnik. „Kieszonkowy atlas kobiet” podobał mi się, ale bez szału znowu. „Dzidzię” widziałam w realizacji teatralnej w TV, a „Cwaniary”… „Cwaniary” to jest właśnie to zgubione mięso, pięść i krew. Bunt. Sprzeciw wnoszę! Przeciwko nieistnieniu, niesłyszeniu i udawaniu, że mnie nie ma, choć jestem. Przemoc jako odpowiedź, agresja, jako składnik kobiecej natury, o ile o takiej można jeszcze dziś mówić. Piękna jest ta książka, bo o miłości i śmierci także pisze jej autorka, ale to dla mnie drugi plan. Zemsta, zemsta za doznane krzywdy, zemsta na wroga to jest plan pierwszy. Koniec z trusią, koniec z siedzeniem w kącie i biernym czekaniem, aż nieprzyjemna sytuacja minie. Aż sobie pójdą, aż wysiądą z tramwaju, aż się odczepią. Wzruszyła mnie ta książka. Przypomniała o mojej przelanej czarze goryczy. Na pierwszym roku studiów z zerową orientacją w meandrach Poznania, wybrałam się na Grunwald, gdzie odbywały się zajęcia z kickboxingu. Kupiłam sobie rękawice, bandaże dostałam w prezencie. Poszłam trzy razy, bo przede wszystkim kondycja była raczej mierna, a po drugie na trzecich zajęciach był sparing. Sparing z dziewczyną, bo poprzednie dwa zaliczyłam z facetami, którzy umieli się bić i umieli nie zrobić mi krzywdy. Dziewczę mnie skopało i pozostawiło bez złudzeń. Zmyłam się i uznałam, że to nie dla mnie. Szkoda.

Chociaż od dawna wiem, że nie czekają na mnie sportowe laury, to żałuję, że nie zostałam. że jej nie oddałam. Zabrakło mi przekonania, że ma to sens. Po latach wiem, że ma. Jestem agresywną kobietą, kłótnia ze mną to nic przyjemnego, lubię też czasem powykręcać rączki i pobawić w zapasy, nie tylko miłosne. Ten przyspieszony oddech i ekscytacja, że może zaraz mi się uda wywinąć – to jest tak samo fajne, jak kolejny przebiegnięty kilometr i radość z tego, że ta maszyna, to ciało działa.

Dziewczyny z Mokotowa lubią się bić. Wiem, bo słyszałam, że podobno te z Wildy także. A ostatnio widziałam, że jest coś takiego z tą agresją u dziewczyn, co mnie zdziwiło nawet – jakaś gimnazjalistka okładała kolegę w tramwaju, on stał i właściwie nie reagował. Ale jej to by się przydały na pewno jakieś zajęcia pozalekcyjne, które by ten gniew ukierunkowały, spuściłaby łomot jakiemuś workowi treningowemu, zamiast prać kolegę. W każdym razie Chutnik i jej książkowe cwaniary mówią wprost, chcemy się bić! Chcemy reagować, nie czekając, aż ktoś się wstawi i nas obroni i jeszcze trzeba będzie podziękować. Chcemy mieć moc i o siebie zadbać, nie zagłębiając się w poradniki o tym, jak NIE prowokować, jak NIE ubierać się na jogging, jak NIE chodzić w nocy po mieście. Niech wendetą będzie zdanie sobie sprawy, że krzywdę kobietom robi ktoś inny, że to ktoś sam może sprawić, że nie będziemy się bać ani bić.

A do motywu zemsty tradycyjnie dorzucam pieśń, co smutne – same chłopaki tam śpiewają.

Zemsta

Katarzyna Barczyk
vel LADY PASZTET