„Jebane nieroby”

0


Wpadli do mnie w odwiedziny kumple. W ramach gender ja im zrobiłam obiad, oni mi przynieśli drewno. Gadaliśmy wieczór cały, a potem nawet rano, przed i po południu. Jakoś tak z okazji tego, że wybieram się na szkolenie wspomniałam o polonistyce. Wspomniałam o skończonych studiach w kontekście tego, że szkoda, że program nauczania nie nadąża za zmianami i nowymi zawodami, a można by połączyć siły i kształcić polonistki i polonistów z social media czy SEO i to byłoby fajne, przydatne i pomocne w nabyciu nowych, praktycznych umiejętności. Kolega się jedna żachnął troszkę, że nie od tego jest polonistyka i takie studia. Eh, wizja romantyczna polonistyki wciąż w nas mocno tkwi.

Nie wiem, czy ktoś pamięta, jakie tornado bzdur nawiedziło nas w zeszłym sezonie, tuż przed gender? Było to bla, bla, bla humanistyka upada, humaniści są do niczego, „jebane nieroby” jakby to Kazik zaśpiewał. Tylko politechnika, tylko nowe technologie i innowacyjna gospodarka. Gdzieś pośrodku tej debaty zgubił się oczywiście głos rozsądku, który mówi, iż tę gospodarkę to budują zarówno humaniści jak i tęgie umysły inżynierów i techników wszelkiej maści.

Nigdy nie żałowałam wyboru studiów, chociaż zawsze czułam, że nie będę robić tego, co niby się po polonistyce robi. Po pierwsze to do dziś nie mam pojęcia, co można po polonistyce robić. Według mej skromnej osoby można robić wszystko albo nic niezależnie od skończonych studiów. W każdym razie zajęcia z metodologii nauczania szybko pozbawiły mnie złudzeń na temat tego, co i tak już wiedziałam – za bardzo szanuję nauczycieli, żeby zostać kiepską nauczycielką języka polskiego. Nie wybrałam żadnej innej specjalizacji, bo w żadnej z nich się nie widziałam. Za to przeżyłam najwspanialsze chwile na tej uczelni pisząc magisterkę.

To była intelektualna orgia. Miałam najwspanialszego na świecie promotora, który naprawdę czytał nasze teksty, poprawiał je i i bezlitośnie oceniał. Równie bezlitosna, ale i bardzo pomocna była grupa ludzi z seminarium. W znakomitej większości czytaliśmy swoje prace, potem się czepialiśmy siebie nawzajem i wytykaliśmy sobie błędy. To było strasznie nakręcające doświadczenie. Pracę magisterską pisałam z wielkim przejęciem, a wręcz z uczuciem misji. Fakt faktem, że trafił mi się wdzięczny materiał, a w nim również i książeczka Kydryńskiego, ale nawet pomijając aferę pudelkową, to przeczytałam w tym czasie masę ważnych książek, dowiedziałam się naprawdę sporo na temat współczesnej literatury i wiem, że nie zmarnowałam ani minuty.

W ogóle to miałam szczęście do prowadzących i do mentorów. Trafiali mi się wykładowcy, którzy mnie inspirowali, wskazywali lektury, pokazywali świat i uczyli krytycznie myśleć. Pracownia Pytań Granicznych przy UAM była miejscem, gdzie okazywało się, że można prowadzić zajęcia o rasizmie, postkolonializmie czy o gender, w czasach, kiedy to słowo nikomu jeszcze nic nie mówiło. (Jakby teraz mówiło cokolwiek, eh.) W każdym razie to było naprawdę tętniące zaangażowaniem miejsce. Myślę, że gdybym mieszkała w Poznaniu to do dziś zaglądałabym na ich otwarte zajęcia.

Dobrze wspominam nawet etnologię i etnografię, a nawet antropologię kulturową, na którą zwykłam narzekać najbardziej. Cóż, po prostu nie spełniła moich oczekiwań i w większości zajęcia okazały być się zwyczajnym nudziarstwem i klepaniem informacji, których nie trzeba się uczyć, bo można je znaleźć. Ale i tam znaleźli się ludzie, dzięki, którym zajęcia były ciekawe, inspirujące i chciało się na nie przychodzić. Wystarczyło umieć wyciągnąć z nich coś dla siebie.

Dlatego będę bronić humanistów i humanistyki. To nie wina poszczególnych kierunków, że niektórzy absolwenci trafiają na bezrobocie. Myślę, że często jest to tylko wymówka. Można robić bardzo, bardzo różne rzeczy po polonistyce i niekoniecznie jest to pisanie książek. Owszem, każdy by chciał, ale nie każdy to zrobi. Nie każdy etnograf odnajdzie się na badaniach terenowych w Amazońskiej dżungli, ale część pewnie tak. Może inna część będzie robić badania dotyczące konsumentów?

Nie widzę tutaj żadnego „zaprzedania się” ani sprzeniewierzenia wartościom. To jest właśnie ta romantyczna wizja kierunków humanistycznych, które powinny nieść w sobie jeszcze jakąś wartość naddaną, jakieś niby „dobro”, które bierze się z czytania książek. I tak i nie. Te studia pokazują pewne możliwości, reszta i tak zależy od Ciebie. Poza tym nie wszyscy do cholery muszą robić startup’y!

Kazik „12 groszy”

Katarzyna Barczyk
vel LADY PASZTET