Na co komu taki dizajn?

0


Ze mną jest trochę tak, że jak się nie znam to i tak się wypowiem. Dawno już odrzuciłam skrupuły, którymi kieruje się większość znanych mi kobiet, a czasem i mężczyzn, że muszą posiadać jakąś niesamowitą wiedzę na tematy, na które się wypowiadają. Własna firma i spotkania z różnymi ludźmi, od których wydawałoby się można oczekiwać wiedzy całościowej i trudnej do zakwestionowania, bo są to w końcu profesjonaliści, również pokazała mi figę z makiem. Nie ma profesjonalistów, którzy ogarniają całość. Dlatego mam do siebie coraz mniej pretensji że ja sama nie ogarniam. Natomiast lubię się uczyć i oglądać.

I lubię konkrety. To, co mnie trochę nużyło podczas moich studiów to to, że tak mały był tam nacisk na rozwiązywanie konkretnych problemów. Mam tutaj na myśli bardziej antropologię, niż polonistykę, która z założenia bardziej opiera się na analizie i krytycznym myśleniu. Na Kongresie Kobiet w panelu Innowatorki, o którym już pisałam, brała udział Jane Muir. Opowiadała o tym, że jej praca polega na tym, aby połączyć uniwersytet z biznesem. W jaki sposób? Oto przychodzi studentka czy też student i mówi, że ma pomysł. Pomysł na rozwiązanie problemu. Czyli jest jakiś problem, który chcemy rozwiązać i staramy się to zrobić najlepiej jak potrafimy.

Tego mi zabrakło podczas II Wroclove Desing Festiwal. Myślę, że konkurs zorganizowany był pod hasłem, które dawało mało pola do popisu projektantom… albo pomylili słowo „narcyzm” ze „snobizm”. Jaki problem rozwiązuje noszenie ze sobą pojemniczków na przyprawy? Stworzenie miseczek do mieszania eko kosmetyków we własnej łazience? Iphone do słuchania bicia swojego serca? Forma do pieczenia chleba w kształcie miny nie niesie ze sobą żadnego rozwiązania problemu, oprócz tego, że „ironicznie” zwraca uwagę na problem. To za mało. Dla mnie design to sztuka użytkowa. Przede wszystkim przedmioty, które ładnie, ładniej odpowiadają na nasze potrzeby.

To rowerowy kask, który otwiera się podczas wypadku i nie musisz go mieć na głowie.

To rozwiązanie problemu, a nie „ironizowanie” na temat ceny kubka z nadrukiem. Nikt już nie kupuje takiej ironii.

Owszem podobało mi się to, że mogłam obejrzeć piękną kolekcję szkła i zastawy stołowej, ale czy to samo w sobie robi festiwal? Czy jest to tylko wystawa szkła. Nie inaczej z rowerami, które są piękne, kolorowe i atrakcyjne, ale to tylko rowery. Materac z poprzyszywanymi sprzętami codziennego użytku, możliwość układania sobie z filcu stroju jak dla papierowej laleczki czy mały filcowy bananek oraz miniaturki krzeseł. Co to potencjalnie wnosi do mojego życia?

To wszystko jest ładne, przyjemne, słodkie i urocze. Tylko, co z tego. Dj gra. Są i wykłady, wykłady, które nie opowiedzą Ci „JAKIE OPAKOWANIA SPRZEDAJĄ?” tylko pokażą Ci „Te opakowania, które my robimy, o takie, sprzedają”. To nie jest temat wykładu. Zresztą jakoś dużo było wystawców na tym festiwalu. Jeśli są wystawcy to może lepiej zrobić po prostu kiermasz dizajnu, a nie wstawiać stoisko Tołpy, żeby sobie wszyscy zadawali pytanie „what the fuck?”.  Chociaż, oczywiście, same w sobie kosmetyki Tołpy są spoko, bardzo lubię.

Tak, tak, tylko krytykuje a sama nic nie robi. To fakt, nie znam się i nie jestem projektantką, ale te ochy i achy wokół festiwalu lekko mnie mdlą. Według mnie poprzeczka została postawiona zbyt nisko. Liczę na to, że w przyszłym roku będzie więcej rozwiązanych problemów a mniej snobizmu i narcyzmu.

No i pewnie już nie dostanę akredytacji dla blogerów 🙂 Ale bardzo za nią dziękuję i kibicuję organizatorom.

Katarzyna Barczyk
vel LADY PASZTET