Feministki apelują: mężczyzno nie pomagaj!

11


Z okazji Ogólnopolskiego Strajku Kobiet oraz Męskiego Wsparcia Strajku Kobiet rozgorzały dyskusje. Dyskusje o tym, czy panowie mają nam pomagać. A jeśli już, to jak. I czy przypadkiem nie zrazi ich, jak im powiemy, jak chcemy, żeby nam „pomagali”, bo w końcu delikatne męskie serca z trudem przyjmują informacje zwrotne od kobiet. Przecież chcieli dobrze. No i o co wam, babom, znowu chodzi.

Przyznam, że wielokrotnie zastanawiałam się nad tym, jak funkcjonują mężczyźni, którzy są sprzymierzeńcami kobiet w walce o ich prawa. Z moich obserwacji wynika, że dysponują pewną wrażliwością, która pozwala im zauważyć, że partnerce w domu (o ile to dom heteroseksualny) się nie pomaga. Pomaganie oznacza, że ktoś incydentalnie wyniesie śmieci tudzież przejedzie się na szmacie. Wyjdzie na spacer z latoroślą i wtedy wpiją się w niego w parku rozkochane oczęta innych kobiet, które nie mogą liczyć nawet na to. Otóż nie sądzę, aby to był model partnerski i oparty na równouprawnieniu, i taka oto jest moja opinia. I co więcej, wcale nie sądzę, że da się zważyć, zmierzyć, dokładnie wyprofilować, ile to jest robić czegoś 50% w domu. Nie da się, to oczywiste, dlatego obie osoby mają opcję wybrać pewne obowiązki. Natomiast one je mają (te obowiązki) bez poczucia, że ktoś tu komuś pomaga. Bo jak pomaga, to znaczy, że nie jest cały czas w temacie, tylko wpada na chwilę.

Ja tak tutaj tylko zostawię fragment z badań CBOS z 2013 r.

Badania CBOS 2013

Badania CBOS o roli kobiet w rodzinie 2013

 

To tyle, jeśli chodzi o „pomaganie”.

Natomiast uważam, że nazbyt często infantylizujemy facetów. I za mało od nich wymagamy przez to, że w mediach króluje obraz nieporadnego, ale jednak macho albo też słodkiej pierdoły. I to mnie wkurwia. Traktowanie facetów, jakby się nie orientowali, o co chodzi we współczesnym świecie, jest według mnie poniżające dla znacznej części z nich. Obejrzałam ostatnio taki film, po którym para buchała mi z ust i z nosa. Otóż był to „Camper” i po fakcie dowiedziałam się, że tak się nazywa jedna ze strategii grania w gry, ale jak się już okazało, nie sprawdza się w życiu. Nie zmienia to faktu, że irytuje mnie pokazywanie jakichkolwiek jednostek ludzkich jako bezradnych listków, co to fruwają na wietrze. Nie wiem, gdzie są mężczyźni, którzy stanowili pierwowzór tej postaci, bo ja wśród swoich znajomych takowych nie widzę. I nie neguję ich problemów z odnalezieniem się, z tym, że nie wiedzą, jak wyrażać emocje etc., no ale nie kupuję tej wizji nieporadnego nastolatka w ciele trzydziestolatka, który z głupim wyrazem twarzy pyta: jak żyć?

Nie żeby kobiety znały odpowiedź na to pytanie. Zaręczam, że nie znają. Jest jednak przekonanie w części środowiska feministycznego, że każdy musi odrobić swoje lekcje i swoją pracę domową. Że jeśli chce być feministą, to musi trochę poczytać, oddać głos i być może zmienić coś w swoim postępowaniu na co dzień. Nie damy mu przygotowanej strategii i grup wsparcia, bo sorry, chłopaki, ale nam też nikt nie dał. I ja się cieszę, że chcecie wspierać feministki, że określacie siebie mianem feministów, ale kiedy stoi za tym chęć przyjścia na gotowe i domaganie się, żebyśmy was obrzucały kwiatami, dziękowały za chęci i całowały w noski, to może jednak nie. Weźcie to na klatę.

Korekta: Artur Jachacy.

P.S. Ten tekst jest tak krótki, że aż mi pogratulował wordpress, że w końcu napisałam coś co da się czytać!

Katarzyna Barczyk
vel LADY PASZTET