Tylko i aż tyle: mieć wybór

3


Mieć wybór – rzecz bezcenna. Można się dzięki temu rano zastanawiać: włożyć spódnicę czy spodnie? Zrobić makijaż czy może lepiej dzisiaj sobie odpuścić? Zrobić się na ostrą dzidę, żeby poprawić sobie humor, czy raczej wskoczyć w nasz ulubiony ciuchowy zestaw – taki, w którym nam najwygodniej?

Wybór – nigdy nie zrozumiem, jak można chcieć go komuś odbierać. Kiedy czytałam z zapartym tchem wywody jednej z pań o tym, iż noszenie sukienek i spódnic zmieniło diametralnie jej życie, począwszy od tego, że mąż jest bardziej partnerski, po kwestie zdrowotne, to mimo zgryźliwego uśmiechu pomyślałam sobie: „Twój wybór”. Ja także czasem tak wybieram – znaczy się, wybieram spódnice. Lubię ten element garderoby, ale dostosowany do okoliczności przyrody i samopoczucia. Jednak mam wybór, ale gdybym musiała całe życie chodzić w spódnicach?

Jedną z ładniejszych spódnic dostałam w niechcianym prezencie od Taty. Rodzinne wakacje ze zbuntowaną córeczką musiały mieć i takie epizody. Oto w Salt Lake City, mieście mormonów, odmówiłam noszenia spódnicy lub sukienki na znak protestu przeciwko ciężkim losom mormońskich kobiet. Przerażające było (i w sumie jest) dla mnie to, że ktoś w ramach wyznawanej religii może mieć kilka żon, które właściwie są tylko po to, by rodzić dzieci i opiekować się mężem, sobą nawzajem i domem. No i jeszcze muszą się modlić. Ten model wydawał mi się tak rażąco niesprawiedliwy, że trudno mi było tę spódnicę zdzierżyć. Czułam się trochę tak, jakbym strojem, który jest milej widziany w tym mieście niż spodnie, jednocześnie zgadzała się na to, że te kobiety mają marny los.

 

Od tego czasu wiele się w mojej głowie zmieniło i nie uważam, że spódnica jest symbolem ciemiężenia. O ile nosząca ją kobieta chce ją nosić. O ile chce rodzić dzieci, poświęcać się obowiązkom domowym i dzielić męża z innymi kobietami. O ile tego właśnie chce. Czy jest tak pośród mormonek? Nie wiem. Wiem za to, iż bez dostępu do edukacji i naświetlenia faktu, że ich życie może wyglądać inaczej i mogą zajmować się czymś innym, łatwiej się zgodzić w pokorze na taki los. Nieprzypadkowo dziewczynki mają trudniejszy dostęp do edukacji w wielu obszarach globu. To właśnie jej brak nie pozwala im dokonać wyboru.

Cieszę się, że są takie dziewczynki jak Malala, które pokazują, że to wciąż ważna i paląca kwestia. Że bez dostępu do edukacji spychamy te dziewczynki w przepaść, z której nie można się wydostać. One nie mają prawie żadnego wyboru.

Są i inne kobiety nad przepaścią. Takie, w których imieniu szła warszawska Manifa 2016 pod hasłem „Aborcja w obronie życia”. Rozumiem, że to kontrowersyjne hasło – takie miało być. W ogóle dobrze by było, gdyby nie trzeba było aborcji wykonywać. Mimo to kobiety wywołują poronienia u siebie lub u innych kobiet, odkąd istnieje ludzkość. Nawet brak wiedzy o tym, jak działa kobiece ciało, nie powstrzymywał kobiet oraz lekarzy i lekarek przed aborcją od starożytności przez średniowiecze i kolejne epoki historyczne aż do dziś. Kobieta, która nie chce mieć dziecka, zrobi wszystko, żeby go nie urodzić. Wbije sobie w macicę wieszak lub szydełko. Bynajmniej nie z nienawiści, ale ze strachu. Dlaczego musimy jej to utrudniać? Dlaczego nie możemy dać jej bardzo dobrej edukacji seksualnej i dostępu do antykoncepcji zarówno zapobiegawczej, jak i awaryjnej albo do zabiegu przerwania ciąży, kiedy zdecyduje, że woli żyć zamiast swojego dziecka? To wciąż nie jest kwestia wyboru.

Podczas lektury książki Diane Ducret Zakazane ciało. Historia męskiej obsesji mniej mnie ciekawiły losy waginy jako przerażającego stwora, za to częściej zwracał moją uwagę fakt, że to całe spektrum argumentów, które nie pozwalają kobietom na dokonywanie wyborów, powtarza się od wieków. Nic a nic się nie zmieniło. Mężczyzna, który marnuje swoją spermę, bądź co bądź jest to płyn życia, nikogo oprócz Monty Pythona nie porusza. Kobieta, która chce kontrolować swoją płodność i decydować o tym, z kim, kiedy zostanie matką, to wciąż wielki problem.

Kiedy czytam o tym, że konserwatywne kobiety chcą bronić rodziny i wyznawać swoje wartości, to mówię im: proszę bardzo, to Wasz wybór. Dajcie mi prawo do moich wyborów, innych niż Wasze. Ja nie zabraniam Wam posiadania dzieci, wręcz doceniam tę ciężką pracę. Wy po prostu zostawcie w spokoju te kobiety, które mają na ten temat inne zdanie i widzą swoje ciało w innej roli. To naprawdę jest aż tak proste jak rozmowa o spódnicach i spodniach.

Katarzyna Barczyk
vel LADY PASZTET