Niestrawność po Szlendaku

1


Jak to w święta – nie tylko jedzenie jest ciężkostrawne. Nadrabiam zaległości prasowe, co mnie przyprawia o lekką irytację. Spod ziemi wychylił się profesor Szlendak i jego mądrości. Zakres jego wiedzy na temat świata, jest tak szeroki, że ja bym się wstydziła sobie to wpisywać w bio. Ale on ma spoko.

Ja za to nie mam spoko z wizją świata, którą roztacza w Poradniku Psychologicznym Polityki Tom 16. Numer jest o internetach, także kupiłam. Pierwszy tekst to wywiad Joanny Podgórskiej z profesorem Szlendakiem właśnie. Pieprzą oni oboje jak potłuczeni o tym, jakie internety są złe, zboże coraz droższe a młodzież coraz gorsza. Oboje wykazują się taką ignorancją w kwestii tego, czym naprawdę się młodzież zajmuje w necie
i z wysokości swej dorosłości gadają farmazony, że aż się człowiekowi podnosi ciśnienie.

Wizja świata, o której z przekonaniem pierwszych lepszych ekspertów, to świat, gdzie nie ma podziału na prywatne i publiczne. Fakt, ten podział się zaciera, ale nie można o tym tak czarno biało mówić. Są rzeczy, których nie powierzamy fejsbukowi czy instagramowi. Poza tym gdyby odrobili pracę domową to może sami dowiedzieliby się,  jak nawiązują i podtrzymują kontakty nastolatki w sieci. Wystarczyłoby pójść do pierwszej lepszej klasy w LO i o tym właśnie pogadać. Gdyby się przyłożyli do tej rozmowy to by  się dowiedzieli, że nastolatki mają w głębokim poważaniu fejsa. Natomiast kochają snapchata i właśnie go używają do komunikacji z różnymi ludźmi. Odrobinę czasu na twitterze pokazałaby im wokół czego zbiera się tam społeczność. Jasne, że fejs jest do chwalenia się, tyle, że chwalą się tam głównie dorośli – dziećmi, swoim życiem, wakacjami i tym, jaki sport uprawiają.

Kolejny temat, jaki po łebkach podejmują to to, że się kiedyś o 16.00 pracę kończyło i już nigdy o niej nie myślało. Oh really? Nie wydaje mi się, żeby internet miał cokolwiek wspólnego z tym, kto i ile myśli o pracy. To raczej kwestia pracy. A dokładnie stosunku do niej oraz naszych emocji. Nikt mi jednak kitu nie wciśnie, że teraz nie można się od niej odciąć. To zawsze było trudne. Po prostu bardzo ciężko jest  się odciąć do czegoś, co jest dla jednych ważniejszą a dla drugich mniej ważną częścią życia.

Komórki na koncertach też mi przeszkadzają, ale z drugiej strony: czy kiedyś ludzie nie mieli potrzeby uwieczniania momentu? Nie widzę także nic zdrożnego w strzelaniu sobie fotek. Bywa to kuriozalne, fakt. Nie przesadzałabym jednak z tymi diagnozami o narcyzmie. Owszem namalowanie portretu trwa dłużej i mało kogo na zamówiony portret stać. Ale od zawsze ludzkość (przynajmniej ta bogata część) kazała malować swoje portrety, także na miłość bogini, żadne selfie nie zrobiło nam tutaj rewolucji.

Taki sam stek bzdurnych ekspertyz unosił się w czasach, kiedy ludzie masowo zaczęli zakładać blogi i siedzieli na czatach. Było to z 15 lat temu. Były to podobne zawodzenia na temat braku prywatności, odzierania się z godności oraz utraty intymności. Jak się okazało szatańskie blogi przetrwały i teraz to z nich wolimy czerpać informacje niż z gazet w wydaniu internetowym. Czaty? Same Wojtki z plakatu „Fundacji Dzieci Niczyje” miały się tam kryć, a ja tymczasem poznawałam na ircu najfajniejszych ludzi na świecie. Nie byłam w tym sama. Przyjaciółka siedziała na #satanpl a ja na #wiedzmin to te same, długowłose, mroczne stworzenia okazywały się być , najbardziej troskliwymi przyjaciółmi, jakich udało mi się w życiu spotkać. Z dużą częścią mam kontakt do dziś, chociaż wtedy byłam czternastoletnią gówniarą z aparatem na zębach, bardziej pasztet niż lady. Krzywdy mi nie zrobili za to wiele im zawdzięczam. Inspirowali, polecali książki i filmy. Kontaktowaliśmy się przez internet, bo każdy mieszkał w innym zakątku kraju. Owszem, można się w necie naciąć. Ale to robią ludzie, a nie internet.

Bezpieczeństwo w necie to ważny dla mnie temat, zwracam na to uwagę, chociaż nie ogarniam wszystkiego. Sama robiąc reklamy na fejsie lekko się dziwię, jak wiele danych możemy wykorzystać, jako marketingowcy. Są jednak instytucje, które dbają o to, byśmy ich zostawiali w sieci coraz mniej np. Fundacja Panoptykon. Do czego zmierzam? Ta rozmowa, nie powinna być o tym, czy internet jest dobrym czy złym narzędziem, odbywającą się pod patronatem hasztagu: #KiedyśByłoLepiej. Powinna być o tym, jak z niego korzystać, żeby sobie nie zrobić krzywdy. Wystarczy zacząć taką rozmowę, mieć coś ciekawego do pokazania, a ta zagubiona młodzież z chęcią opowiada o swoim życiu w necie. I o tym, że ma jeszcze inne życie, całkiem realne.

Pomijam fakt pominięcia wykluczenia cyfrowego. Pominę pogardę odnośnie cyfryzacji wsi, bo to jest po prostu straszne.

Do przeprowadzenia takiej rozmowy trzeba byłoby wezwać prawdziwych ekspertów, a nie znającego się na wszystkim socjologa, który swoje diagnozy opiera na tym, że tak „mi się tak wydaje” i „ja tak myślę”. Ludzie, którzy pracują z młodymi ludźmi mają na ich temat o wiele lepsze zdanie. Być może dlatego, że mają z nimi kontakt.

Na koniec cytaty, bo mi piersi i ręce na kolana opadły.

„Fejsbuk staje się dla heretyków sieciowych po prostu trochę obciachowy.”

(Konkurs – najbarwniejszą charakterystykę heretyka sieciowego nagrodzę książką, tak się składa, że mam dwie, to się z chęcią podzielę!)

„Sieć sprzyja parcelacji, dzieli, a nie łączy.”

„Zdarzyło mi się spotkać lewicowego homofoba czy feministkę nacjonalistkę.”

„Ich już się nie przekona, że „Dziady”, cywilizacja grecka, Sienkiewicz czy Biblia, to jakaś przestrzeń wspólna. Nie ma się do czego odwoływać.”

No ten ostatni cytat, to ja się nimi podpisuję obiema ręcyma. Prawom i lewom. Zwłaszcza pod Sienkiewiczem.

Katarzyna Barczyk
vel LADY PASZTET