O szortach, czy też jak kto woli, krótkich spodenkach

4


Nie ma  czasu pisać, bo za bardzo zajmuje się naprzemiennym oglądaniem „Girls” oraz próbą doczytania, dobrnięcia do końca książki o „Babci 19 i sowieckim sekrecie”. Obie czynności mające zaznajomić mnie z kulturą, tak naprawdę mnie pogrążają. Otóż książka ma z 200 stron, a odcinek „Girls” trwa ok. 30 min, a ja ani jedno ani drugiego skończyć nie mogę. Wszystkie blogowe poradniki wspominają o tym, że olewanie publisi kończy się gwałtownym fochem, odebraniem lajka oraz wielką obrazą, z której bloger toć blogerka nie ma szansy się już wykaraskać.

No dobra. To tyle. Idę przejrzeć jeszcze jakieś tegoroczne masthevy. To mi od razu przypomina Hannę, graną przez Lenę Dunham w tych koszmarnych szortach, którym należy się jakaś oddzielna notka.

Wydaje mi się, że te szorty mają odrębną rolę w wykreowanym przez Dunham świecie. Z jednej strony robią za kurtkę ze skóry węża, która wiadomo co, z drugiej strony pokazują ciało bez retuszu, o co feministki, choćby takie jak ja – walczą.

Co nie zmienia faktu, że za każdym razem, kiedy widzę te szorty to zgrzytam zębami. I sama nie wiem dlaczego, bo co mi zrobiły szorty? A więc tak oto patrzę na szorty i z jednej strony wiem, rozumiem, popieram noszenie ich, epatowanie, pokazywanie, że nie tylko chude mogą w szortach paradować, a z drugiej strony raz zaszczepione przekonanie, że to po prostu jest nie dla tego typu kobietek, każe wzdychać za każdym razem, gdy wspomniane szorty pojawiają się na ekranie.

I oto jestem w rozkroku. W tunelu nogawek. Drażnią mnie te szorty, chyba o to im chodziło. Nie wiem, co z nimi zrobić, jeszcze nie postanowiłam. Idę się im przyjrzeć. Z bliska.

Katarzyna Barczyk
vel LADY PASZTET