O tym, jak skończył się detox

0


Najłatwiej jest mędzić, że się należy do warstwy najuboższych, a jak już przyjdzie co do czego i się normalnie człowiek wybierze do Krakowa, gdzie jak wiadomo oprócz Papieża, Mariackiego i Schindlera są też kapkejki oraz kawa oraz komisy, to potem przyszła koza do woza. I tak oto nabyłam drogą kupna kolejną sukienkę w stylu „Trochę Moja Matka, trochę Pani Prezes” ale na niebiesko. Cóż ja na to poradzę, że na produkty tej marki akurat reaguję w sposób łatwy do przewidzenia? Po prostu same wpadają mi w oko i pchają się w łapy. No i tak zubożałam do cna, już myślę sobie: „Masz tu Pasztet, nie marudź, że nie masz na sale, nie siedź na tym szołrumie i nie oglądaj po prostu, nie kuś losu…” Kiedy to nagle i znienacka zabierają Cię mili gospodyni do tkmaxx (to nie jest już lans czy jeszcze jest?) i tam oto, widzę, że znowu M. nabędzie coś pięknego, a ona ma już za dużo ładnych rzeczy, zdecydowanie więc jej to z łap wydzieram i zakładam. I kupuję.

Czy kiedyś uda mi się, halo, prowadzić wyśniony ascetyczny tryb życia? Mieć materac na podłodze, książki na stosiku, białe ściany, ubrania, które do siebie pasują + można je mieszać do woli, tylko wyśnione buty i torebki (wtedy zrezygnuję z imienia ilości w imię jakości, oj tak!) oraz postawę zen, namaste, jogging i w ogóle.

A tymczasem rozpusta trwa, zaraz festiwale, wizyty a potem, ha ha ha, a potem zmiany wielkie i rewolucyjne, ale o tym później.

Tymczasem, drogie dzieci, nie kupujcie – to szczęścia nie daje. Mówiłam to ja, Pasztet Dama.

Katarzyna Barczyk
vel LADY PASZTET