Pan, władca, macant

0


Zabójcza piosenka ludowa

Mój chomiczy zmysł, który zabrania wyrzucania czegokolwiek z kategorii „Nie wiem po kiego kija to trzymam, ale niech jest” pozwala mi wracać myślą, do czasów, gdy na kserówkach bazgrałam bez ładu i składu notatki. Jedna z takich notatek brzmi: WHAT THE FUCK? Przy czym znajduje się owa, skrótowa aczkolwiek, wyraźna myśl? Ano w artykule Tradycyjne zasady doboru i kojarzenia małżeństw w polskiej pieśni ludowej. Napisała pani Barbara Czuchnowska.

A teraz zwrotka:

Święty Prokopie,

Daj nam po chłopie!

Choć o jednym oku,

Byle tego roku:

Choćby bił,

Aby był;

Choćby oślepił,

Aby ocepił!

 

Podkreślenie moje.

 

Robi na was wrażenie, czy nie bardzo? Autorkę mało ruszyło, bo to raczej żartobliwe miało być. Może i zabawne, ja nie wiem, ale czy ten przekaz nie ma w sobie jednak dość nokautującej (nomen omen!) mocy? Czy może jest to przezroczyste? Co robi tutaj ta ludowa, jakże zabawna pioseneczka panienek chcących wyjść za mąż? Otóż czytam książkę edukatora antyprzemocowego Jacksona Katza „Paradoks macho”, o którym już wiele napisano, a więc nie będę się powtarzać. Zainteresowanych odsyłam do przeczytania recenzji Sergio de Arany tutaj. W każdym razie, dopiero zaczęłam lekturę
i już natknęłam się na ciekawą, inspirującą myśl.

Owa myśl brzmi: jak wysoko ustawiamy poprzeczkę mężczyznom, którzy nas otaczają?

Część z kobiet zatrzymuje się na pewno przy słowach ludowej piosenki.

Część kobiet ma do tego wszystkiego stosunek obojętny.

Część mężczyzn uważa, że skoro nie stosuje przemocy to jest w porządku.

Część kobiet oczekuje, że ich partner będzie feministą.

Część kobiet chciałaby, żeby mężczyźni nie tylko nie stosowali przemocy i byli dzięki temu w porządku, ale żeby jeszcze aktywnie włączali się w to, aby ich płeć nie krzywdziła płci przeciwnej.

(Ciekawe jest to określenie, przeciwna płeć. Jakbyśmy wszyscy uczestniczyli w zbiorowym starciu wrogich sił.)

Nie jest moim zamiarem krytykowanie kobiet, które są w toksycznych związkach, bo nie o przemoc typu bicie mi chodzi w tym konkretnym wypadku. A raczej o przyzwolenie na zachowania nacechowane przemocą, które są dla większości z nas tak splecione z codziennością, że ich za przemoc nie uważamy. Obraźliwe żarty, prawie zawsze oparte na koncepcie seksualnym, gdzie (tak się ciekawie składa), kobieta jest raczej pod niż nad mężczyzną. Małe, niby niewinne macanki i inne łapu-capu imprezowe, na które przymykamy oko, bo „On tak ma.”, „Wszyscy go znają i o tym wiedzą.”, „To żadne wyróżnienie, że Cię złapał za cyki – wszystkie łapie” lub też inne obściskiwanki-zaskakiwanki, do których stosunek trudno jednoznacznie określić. A bo nuż naprawdę macant i macana się lubią? A jak się lubią, to czy ona może nie chcieć być macana? A jak nie chce to czy nie skończy się tak, że zostanie uznana za pruderyjną kizię mizię ciotkę-klotkę, histeryczkę i bez poczucia humoru? Nie wiem. Nie wiem, dlatego pytam. Czy to przypadkiem nie przypomina osławionych końskich zalotów, kiedy to jako dziewczynkę chłopcy mieli prawo ciągnąć Cię za włosy, bo w końcu to oznacza „Podobasz mi się.”

(Co najciekawsze inni mężczyźni wiedzą i widzą, że niektórzy mężczyźni „tak mają”. Pytanie co oni sami z tym robią? Co same kobiety z tym robią? Przecież to się nie dzieje w próżni.)

Wcale nie uważam, że to jest proste. Przemoc ma różne formy i kształty: może być siniakiem, klepnięciem w tyłek, ciągnięciem za włosy, krzykiem i wulgarnym żartem.

Przemocy nie musisz doświadczyć, żeby się jej bać.

Nikt nie musi Cię zaatakować, żebyś bała się wracać sama do domu. Kroki osoby za Tobą, zawsze wzbudzają Twoją czujność. Bieganie rano po parku to czysta prowokacja. A opowieści z cyklu „Moja koleżanka biega w asyście swojego dużego psa po parku, bo boi się, że ją jakiś menel zaczepi.” – to nie ewenement, to codzienność (słyszałam w „Pytanie na śniadanie”).  Ten menel nie bez przyczyny jest mężczyzną, bo to mężczyzn nauczono się nas bać i traktować to, jako coś normalnego. Boimy się gwałcicieli biegających po parkach, chociaż częściej czają się wśród znajomych (o faktach i mitach można poczytać tutaj na stronie Feminoteki). Chodzenie w nocy po mieście samej zostanie uznane za nasz brak rozsądku, przecież mądre dziewczyny nie kuszą losu. Czy nie przebija się przez to seksistowska i bardzo krzywdząca dla facetów myśl, że boimy się ich, bo uczy się nas, że nie myślą mózgiem tylko penisem? Że jak będą chcieli to sobie wezmą? Że to my ich nieustannie prowokujemy i wręcz zmuszamy do pewnych zachowań? Strasznie to przykre, bo pokazuje ile jeszcze wszyscy mamy do zrobienia. Na pierwszy rzut wystarczy zauważyć, że jednak mamy różne doświadczenia związane z zapobieganiem przemocy. I że połowa ludzkości codziennie się zastanawia nad tym, jak jej uniknąć. Ćwiczenie myślowe na ten temat można przeprowadzić na sobie samym. To nie boli.

Na marginesie chciałabym dodać jeszcze jedną rzecz – ciało kobiece stworzone jest wg naszej kultury i nas samych do dotykania, klepania, badania, poddawania się różnym zabiegom. Kobiety nie lubią chodzić do ginekologa, ale to robią. Mężczyźni boją się urologa, bo w końcu ich ciało nie jest stworzone do dotykania, klepania, badania etc.  Mężczyzna musi być w naszej kulturze zdrowym samcem również dlatego, że jego ciało jest pewien sposób absolutnie nietykalne. Trudno mi sobie wyobrazić kobietę macantkę, która to rozkosznie ciągnie znajomych panów za prącia na imprezie.

Ciało niedotykalne

Kolega opowiadał mi kiedyś, że siedział w kinie i oglądał jakiś francuski film, gdzie mężczyźni na powitanie całowali się w policzki. Sala wyła ze śmiechu, bo to rzecz jasna, kompletna anomalia jest. Dlatego fajnym fragmentem filmu „Nietykalni” jest to, że bardzo męski mężczyzna musi się z ciałem innego, bezsilnego mężczyzny oswoić i nauczyć je obsługiwać: dotykać, masować, myć. Stąd tak mało u nas pielęgniarzy… a tak wiele pielęgniarek.

Katarzyna Barczyk
vel LADY PASZTET