Wszystkie kobiety są piękne. Tylko Polki brzydkie i bez stylu.

8


Wszystkie kobiety są piękne. Tylko Polki brzydkie. Za mało umalowane. Za bardzo wytapetowane. Za chude albo za grube. Za bardzo o siebie dbają lub są całkowicie zaniedbane. Dzidzie piernik i stare maleńkie. Sodoma i gomora. Rozlazłe po ciąży, nie formie lub się za bardzo starają wrócić do tej formy, co to poszła z macierzyństwem w las.

Generalnie, gdzie się nie obrócisz to dupa z tyłu. Tak mówi Babcia Marylka i coś jest na rzeczy. Piszę początek tego tekstu hotelu w Tokio, gdzie przed chwilą byłam się kąpać w łaźni publicznej. Wanna w pokojowej łazience to jest jakiś żart, więc od razu lepiej iść do onsenu. A tam kobiety różne, różniste wszystkie gołe i każda inna. I to jest fajne, że jesteśmy różne, że one patrzą na mnie, a ja patrzę na ich odbite pięty na pośladkach. I spoko. Niech tak będzie. Odczuwam mniejszy dyskomfort z gołymi babami w basenie z wrzątkiem na krańcu świata niż ubrana w codzienne ciuchy na polskiej ulicy, gdzie zawsze spotkam taksujący wzrok. Tylko, że już mnie to nie rusza. Postanowiłam, że moje odrosty, moje paznokcie, moja pomalowana lub niepomalowana twarz to moja rzecz i nikomu nic do tego. Dobrze mi z tym, co zalecam, bo im mniejszą ja mam spinę wewnętrzną tym mniej taksuję wzorkiem na zewnątrz. Takie oto intro zapowiada tekst o STYLU.

___________________________________________________________________________________

Na fali kolejnego inspirującego tekstu z natemat.pl zaczęłam przeglądać swoje stare zdjęcia, zastanawiając się, jaki to mam styl. Chodzi oczywiście o styl związany z modą. Oglądam i oglądam i doprawdy nie wiem. Widzę za to, że na tych zdjęciach towarzyszą mi ukochane ubrania, które pożegnałam z wielkim żalem. Potrafię nosić jedną rzecz aż do znudzenia. Jak pokocham, to nie ma siły, która byłaby w stanie mnie oderwać od ukochanego ciucha. Chyba że jest to bardzo duża dziura.

Przeglądam te foty i widzę, że chyba nadal stylu nie mam. Za to więcej myślę o tym, co na siebie zakładam, i chyba wiem, w czym dobrze się czuję. Taką mam diagnozę na 2017. Co będzie w 2025? Bogini raczy wiedzieć. Zmieniamy się i zmieniają się nasze ubrania. Ja obecnie najlepiej czuję się w ciuchach eleganckich, w tych wszystkich koszulach, garniturach, marynarkach i do tego w butach na niewysokim obcasie. Łatwiej mi kupić elegancką bluzkę, bo wiem, jaka mi się podoba, niż dżinsy i bluzę z kapturem. Kiedy studiowałam, to wolałam bluzy i dżinsowe spódnice. Jak widać, wszystko się zmienia.

Nie cierpię tych skomplikowanych oczekiwań, którym wszyscy i wszystkie ulegamy. Chcemy stylu, oryginalności oraz własnych kolorów na ulicach. Ale jak tylko założysz coś kolorowego, masz fantazyjną fryzurę albo nosisz pokręcone dodatki, to od razu jesteś sensacją na ulicy. Tylko właśnie te, że tak powiem, „osobnicze” dodatki robią ten cały styl!

W moim miasteczku mieszka pewna pani, znajoma znajomej, która ma z 85 lat i po mieście biega w szpilkach. Na głowie ma kokardę, a róż to jej ukochany kolor. Ktoś powie „dzidzia piernik”, ale na boginię, dla mnie ona ma STYL. Jest konsekwentna, a przez to rozpoznawalna. Nosi to, co naprawdę lubi, i ma gdzieś zdanie wszystkich mieszkańców miasteczka. Co więcej, kiedy jestem z Mamą na zakupach, to jesteśmy w stanie powiedzieć do siebie: „Zobacz, te buty są totalnie w stylu XYZ!”.

Jest i babcia mojej przyjaciółki, wyglądająca jak rakieta. Nienagannie elegancka, czołowa działaczka klubu emerytów i emerytek. Za każdym razem kiedy ją widzę, chcę do niej podbiec i ją ucałować, bo jest tak klasycznie klasyczna, że już bardziej się nie da. Ona też ma STYL.

STYL ma również moja Mama. Zawsze świetnie dobrane okulary do kształtu twarzy, z jakimś super detalem, który zwraca uwagę, gdy się dobrze przyjrzeć. Świetnie dobrane ubrania, które jakoś się z nią stapiają. I to nie jest tak, że konsekwentnie ubiera się w określony sposób, ale wie, co jej pasuje, w czym dobrze się czuje i wygląda, i raczej rzadko zbacza w rejony sezonowych pokus. Cieszę się, kiedy ktoś powie, że jesteśmy podobne, bo to dla mnie wielki komplement.

I po co to wszystko piszę? Bo kiedy zamiast cieszyć się tym, że możemy do woli wybierać w tych wszystkich falbankach, koronkach i bufiastych rękawkach i że inni mają czasem inny gust niż my, to dajemy po łapach każdemu i każdej, która się wychyli. Kiedy tylko jest okazja, żeby kogoś skrytykować, to z chęcią z niej skorzystamy. Dlaczego? Nie wiem. Za to wiem, że ciuchy są w naszym życiu czymś istotnym, kiedy sami nadajemy im znaczenie.

Pamiętam, że pierwszy garnitur i koszulę wyprosiłam u rodziców w ramach pocieszenia po tym, kiedy rzucił mnie chłopak. On był punkiem, ja za to postanowiłam oddalić się od ideałów anarchistycznych w tempie ekspresowym poprzez ubiór. Promod miał wtedy super ciuchy, a ja postanowiłam się w nie ubrać i zerwać z ideałami oraz chłopakiem raz, a porządnie. Wcześniej na znak żałoby po jeszcze innym absztyfikancie, który złamał me gimnazjalne serce, przyszłam do szkoły ubrana na czarno. Majtki też miałam czarne, a w sercu czarną rozpacz.

W liceum koleżanki mówiły do mnie „Żakiet Bukiet”, bo nosiłam żakiety i marynarki, które wtedy nie bardzo się mieściły w licealnej stylówce. A ja się zawsze w nich dobrze czułam i z chęcią przejmowałam te, których nie nosiła moja Mama. Co prawda do ołówkowych spódnic pewnie nigdy się nie przekonam, ale jestem wierna dżinsom jednej marki, bo tylko one mają wysoki stan i dzięki temu tyłek wygląda elegancko, a ja lubię nosić spodnie. Spódnice zresztą też, bo pamiętam, że kiedyś w drodze do Wrocławia tankowałam na jednej z moich ulubionych stacji. Pan, który na niej pracował, powiedział mi: „Od razu wiem, że to pani, bo pani jest zawsze w spódnicy i to mnie jakoś tak cieszy, bo się teraz rzadko zdarza!”. Urocze to było.

W każdym razie na to, jak się ubieramy i jaki mamy styl, wpływa wiele czynników. To nie jest trwałe i niezmienne tworzywo, ten cały styl. Zmienia się wraz z nami i to jest świetne, że możemy spojrzeć w przeszłość i zobaczyć, co nam kiedyś w duszy grało. A autorce tekstu, której się wydaje, że posiada patent na oryginalność, polecam dokument o Iris Apfel i jej odjazdowym STYLU. W końcu wolność polega na tym, że możemy być i księżniczkami,
i wojowniczkami wtedy, kiedy przyjdzie nam na to ochota. A nawet jednorożcami. Wolność polega na tym, by dać sobie samej spokój z ocenianiem innych i zająć się sobą w najgorszym wypadku, jeśli już kimś naprawdę zająć się trzeba. Wolność współczesnych księżniczek polega na tym, że mogą wyjść do miasta w piżamie i nie powinno to nikogo dziwić.

 

Korekta: Artur Jachacy.

Katarzyna Barczyk
vel LADY PASZTET