Pożycz sobie jaja

1


Pewnie niektórzy z moich przyjaciół ze szkoły pamiętają czasy, w których byłam przewodnicząca szkoły, a dokładniej rzecz ujmując – liceum ogólnokształcącego. Rządy moje nie były specjalnie długie nie zapisały się także niczym nadzwyczajnym w historii tegoż LO. Zdążyły jednak zniechęcić mnie do angażowania się w projekty związane z, jak to się ładnie mówi, zarządzania zasobami ludzkimi. Ponieważ nie potrafiłam jeszcze wtedy rozmawiać, a miałam dużo ambitnych planów, które próbowałam wymusić krzykiem, to rzeczywiście nie wychodziło to specjalnie dobrze. Ale nie to mnie zniechęciło do podniesienia ręki, kiedy na pierwszym roku szukano kandydata/kandydatki na szefa grupy, a potem starosty/starościny roku. Zablokowało mnie na te kilka lat coś zupełnie innego.

Kiedy już byłam tą przewodniczącą to wydawało mi się, że będzie to, co mówię, albo jakie mam pomysły, że to będzie mieć jakiekolwiek znaczenie. Nie żeby duże, ale jakieś. Kiedy stawiałam się u drzwi dyrektora szkoły sama albo próbowałam rozmawiać z opiekunem samorządu sama, prawie zawsze trafiałam na mur. Nie udawało mi się nikogo do niczego przekonać ani zapewnić, że tak będzie dobrze. Sytuacja zmieniała się, a projekty bywały częściej akceptowane oraz znajdowały uznanie, kiedy zjawiałam się z moim zastępcą – był to chłopak. Ja, sama jako dziewczyna, nie bardzo miałam cokolwiek do gadania. Wsparta jednak chłopakiem, mogłam już coś zdziałać.

Wtedy nauczyłam się, że trzeba sobie od czasu do czasu dorobić jaja. Kobieta z jajami to taka, która pożycza jaja od jakiegokolwiek faceta i bogatsza o tej jaja, już sama z siebie jest mądrzejsza.

Toczyliśmy ostatnio zażartą dyskusję na fejsie odnośnie genderów, bo czego by tu innego. Koleżanka na genderach się zna, jak mało kto, bo pisze o tym doktorat. Przywołane przez nią badania, cytowane dzieła nie powiem, aby nie zrobiły na dyskutujących wrażenia, ale właściwe „WOW” przyszło dopiero wtedy, kiedy napisała, kim jest jej promotor. To ją trochę wzmocniło, wzmocniło również siłę jej argumentów w dyskusji. Jak już sobie dorobiła jaja, to było może nie zupełnie inaczej, ale na pewno trochę lepiej.

Sytuacje, w których musimy się podpierać pożyczonymi jajami zdarzają się często. Przyznaję – tak bywa prościej. Wsparcie się na autorytecie ojca, brata czy chłopaka naprawdę dużo czasami ułatwia. Nie trzeba tyle tłumaczyć, przekonywać. Skoro on się zgadza i popiera, no to w sumie nie jest takie złe. To oczywiście jest budowanie aliansów. Ale żaden facet nie musi pożyczać sobie piersi od kobiety, by się uwiarygodnić. My musimy pożyczać jaja.

Tak sobie wróciłam do tej wygasłej aktywności polityczno-samorządowej, gdzie to niby miałam się nauczyć podstaw tego, jak wygląda państwo obywatelskie. Nauczyłam się wtedy niezmiernie dużo o tym, że nie traktuje się nas wszystkich równo. To w sumie była cenna nauka. Nie wracam zbyt często do tych czasów, ale coś mnie tknęło, kiedy czytałam „Włącz się do gry” Sheryl Sandberg i znalazłam tam ten cytat, o kobietach liderkach:

„Prawdopodobnie jest też „zbyt agresywna”, „nie pracuje w grupie”, „jest trochę upolityczniona”, „nie należy jej ufać” i generalnie jest „trudna”. 

Ja zawsze chciałam być liderką. Zawsze garnęłam się do tego, by rządzić i mieć coś do powiedzenia. Miałam wsparcie ze strony rodziców, którzy na te moje zaangażowanie patrzyli z lekkim przymrużeniem oka, ale zachęcali mnie do aktywności. Po tym doświadczeniu, dopiero ostatnio dzięki obecności na Kongresie Kobiet pomyślałam sobie o tym, że chciałabym do tej aktywności powrócić. Zajmować się tym, co dla mnie ważne, nie tylko pisząc bloga, polemizując ze znajomymi i pogłębiając swoją wiedzę na ten temat. Chciałabym zdjąć z siebie i z innych moment pożyczania jaj, kiedy mówi się i jest się słuchanym z tego powodu, że jest się partnerem/partnerką w dyskusji, a nie dlatego, że ktoś nas wesprze swoim autorytetem. Choćby nie był nim wcale.

Katarzyna Barczyk
vel LADY PASZTET