Niby taka feministka, a ślub bierze, czyli Lady Pasztet i rozważania około weselne

24


Feministka bierze ślub!

Od razu powiem: cywilny, żeby nie było niedopowiedzeń. Przyznam, że ten temat nie wydawał mi się na tyle ważki, by zajmować się nim na blogu, ale tyle ciekawych spostrzeżeń przyniosły nam przygotowania do ślubu i wesela, że aż mnie korci, aby coś napisać.

Królowa jest tylko jedna

I bynajmniej nie chodzi o zapomnianą już Dodę. Otóż mam taką refleksje, że ślub – jego organizacja, koncepcja wydarzenia oraz wszystkie te rzeczy, które wokół tego się dzieją – jest domeną kobiet. I ani im się śni oddawać berło! Pomijam już absurdalne wyceny różnych rzeczy, które pojawiają się, gdy tylko opatrzysz je przymiotnikiem „ślubny”, ale cały ten przemysł nastawiony jest głównie na panie, które przez kilka lat będą zajmować się organizacją NDŻ*. Powszechnie obowiązująca romantyczna wizja miłości rządzi naszym życiem niepodzielnie. Nie wypada rozmawiać z chłopakiem o narzeczeństwie, bo jak zagrasz w otwarte karty to biedaczek poczuje presję. Jeśli tylko wspomnisz o tym, że dobrze byłoby może wziąć ten ślub od razu stawiasz się w roli przegranej, tej, która żałośnie prosi się o to by ktoś się jej oświadczył. Nic mnie tak nie wkurza, jak takie podejście. Wierzę w rozmowy w związku, w mówienie o oczekiwaniach i kiedy jakieś mam to się nimi dzielę. Jak inaczej ta druga strona ma wiedzieć na czym mi zależy? I czy rzeczywiście ten cały mit oświadczyn jako romantycznej niespodzianki i chłopaka, który wyskakuje z krzaków by Cię zaskoczyć i zadać pytanie: „Wyjdziesz za mnie?” tak mocno siedzi nam w głowach? Podobnie jest ze ślubem, który zamiast być normalnym wydarzeniem do przegadania jest jakimś mitycznym obiektem w kobiecych dłoniach, który tylko one potrafią ogarnąć.

Jak tresowane są panny młode

Nie ma co się dziwić powszechnej histerii ślubnej, jeśli dobrze się przyjrzeć temu, co dzieje się we wszystkich znanych nam komediach mniej lub bardziej romantycznych. Biel, spacer do ołtarza, gorący pocałunek i potem już tylko żyją długo i szczęśliwie. Bez awantur o to, kto sprząta kibel, kto zapomniał o rachunkach i czemu dziecko poszło bez majtek do przedszkola. Temat kończy się na welonie i sukni, która niepokojąco przypomina wyroby cukiernicze. Także pierwsza komunia ze sztafażem sukien białych i księżniczkowych nie jest niczym innym niż tresurą przyszłych panien młodych, które to spragnione atencji wdzięczą się przed gośćmi. Wiem co mówię – sama taką suknię miałam i nabożnie składałam ręce do modlitwy w białych rękawiczkach. Biorąc pod uwagę przedłużające się terminy wyboru tej czy innej sali, być może nie jest to całkiem głupie, by tematem zająć się naprawdę wcześnie. Przyznam, że szokuje mnie ten przemysł ze względu na to, że czasami jego usługi wyglądają właśnie jak z katalogu dla księżniczek: karety do wypożyczenia, suknie nie mieszczące się w drzwiach, brakuje stangreta oraz trzech wróżek… chociaż wróżki uznałabym za coś całkiem normalnego podczas tej powodzi różowego lukru.

Jak dzieci we mgle

Jakież było nasze zdziwienie, gdy jeden z lokali, który braliśmy pod uwagę, okazał się zajęty do 2022 roku. Zgodnie stwierdziliśmy, że nie ma co ryzykować – a nuż się jeszcze nam odwidzi, zanim zwolni się miejsce. Nasza naiwność była o wiele większa, bo myśleliśmy, że da się wynająć osobę, która nam wszystko zorganizuje i ogarnie, ale jakoś już na pierwszym spotkaniu nie było fal, gdy okazało się, że to skandal, iż nie mam ulubionego kwiatka ani nie wiem, czy to będzie wesele glamour, czyboho, czy na srebrno, czy na złoto. W usługach różnie bywa i może tak się po prostu zdarzyło, ale postanowiliśmy jednak zrezygnować zarówno z krzeseł boho, jak i z pani konsultantki. Generalnie miałam wrażenie, że nasze luźne podejście wzbudza duże podejrzenia, a moje beztroskie „coś się wymyśli, jakoś się załatwi, przyjaciele pomogą” budziło dużą dezaprobatę. Pokładam wiarę w przyjaciołach, bo niejedną imprezę z nimi zrobiłam! Co więcej dla moich rodziców i przyszłych teściów planowanie wesela z rocznym wyprzedzeniem to coś na pograniczy żartu i science-fiction, ale ich zdziwione miny niestety nie robią wrażenia na większości usługodawców, którzy nie mają już terminów.

 

Koniec końców jakoś się ze wszystkim ogarnęliśmy i trzymamy za siebie kciuki. Wciąż bez wiedzy, jakie będą kwiaty, czy starczy wazonów oraz wypożyczonych parasoli (przecież w sierpniu nie pada, prawda?), idziemy przez życie z Kajetanem i Baltazarem. Oboje śmiemy twierdzić, że wesele to zwykła impreza, która obędzie się bez nadęcia, profesjonalnego układu tanecznego oraz oczepin. Ślub cywilny to dla nas miła, ale jednak formalność. Obyśmy przeżyli do sierpnia w tej pewności, iż wiemy, co czynimy.

Co zaś ma feminizm do ślubu?

Otóż długo się gryzłam sama ze sobą, czy moja chęć robienia imprezy, biała sukienka oraz Tata prowadzący mnie pod ramię do stanowiska urzędniczki to nie jest jednak jakieś bardzo niefeministyczne zachowanie, ale jeśli traktujemy feminizm jako wybór tego, co się chce robić – to nie widzę przeszkód. Wiele osób nie chce wesela z różnych powodów, ja kocham imprezy, oboje dobrze żyjemy z rodziną, no i mamy mnóstwo przyjaciół i szkoda by było tego dnia nie spędzić z nimi. Czy to czyni mnie mniej feministyczną osobą? Nie sądzę. Właśnie to planowanie i dzielenie się zadaniami jeszcze bardziej umocniło mnie w przekonaniu, że wychodzę za mąż za gościa, który feministą jest przede wszystkim w praktyce życia codziennego. Przekonało mnie też, że wciąż w wielu związkach panują mity o tym, jak kto się powinien zachowywać podczas kolejnych rytuałów przejścia i że wiele jest jeszcze do zrobienia w kwestii komunikacji.

 

A Wy jak się zapatrujecie na śluby? Co myślicie o tych cywilnych i kościelnych? A jak z nazwiskiem i jego zmianą? Może to jest dobry pomysł na następny wpis…

*NDŻ – Najpiękniejszy Dzień Życia

Tymczasem jeśli ten Wam się podobał, to możecie zagłosować na mnie w konkursie Gala Twórców lub kupić mi kawkę, która postawi mnie na nogi i przywróci wiarę w ludzkość.

Okładka wpisu: Roskana Robi Zdjęcia, zdjęcie autorki.

Katarzyna Barczyk
vel LADY PASZTET