Feministka bierze ślub!
Od razu powiem: cywilny, żeby nie było niedopowiedzeń. Przyznam, że ten temat nie wydawał mi się na tyle ważki, by zajmować się nim na blogu, ale tyle ciekawych spostrzeżeń przyniosły nam przygotowania do ślubu i wesela, że aż mnie korci, aby coś napisać.
Królowa jest tylko jedna
I bynajmniej nie chodzi o zapomnianą już Dodę. Otóż mam taką refleksje, że ślub – jego organizacja, koncepcja wydarzenia oraz wszystkie te rzeczy, które wokół tego się dzieją – jest domeną kobiet. I ani im się śni oddawać berło! Pomijam już absurdalne wyceny różnych rzeczy, które pojawiają się, gdy tylko opatrzysz je przymiotnikiem „ślubny”, ale cały ten przemysł nastawiony jest głównie na panie, które przez kilka lat będą zajmować się organizacją NDŻ*. Powszechnie obowiązująca romantyczna wizja miłości rządzi naszym życiem niepodzielnie. Nie wypada rozmawiać z chłopakiem o narzeczeństwie, bo jak zagrasz w otwarte karty to biedaczek poczuje presję. Jeśli tylko wspomnisz o tym, że dobrze byłoby może wziąć ten ślub od razu stawiasz się w roli przegranej, tej, która żałośnie prosi się o to by ktoś się jej oświadczył. Nic mnie tak nie wkurza, jak takie podejście. Wierzę w rozmowy w związku, w mówienie o oczekiwaniach i kiedy jakieś mam to się nimi dzielę. Jak inaczej ta druga strona ma wiedzieć na czym mi zależy? I czy rzeczywiście ten cały mit oświadczyn jako romantycznej niespodzianki i chłopaka, który wyskakuje z krzaków by Cię zaskoczyć i zadać pytanie: „Wyjdziesz za mnie?” tak mocno siedzi nam w głowach? Podobnie jest ze ślubem, który zamiast być normalnym wydarzeniem do przegadania jest jakimś mitycznym obiektem w kobiecych dłoniach, który tylko one potrafią ogarnąć.
Jak tresowane są panny młode
Nie ma co się dziwić powszechnej histerii ślubnej, jeśli dobrze się przyjrzeć temu, co dzieje się we wszystkich znanych nam komediach mniej lub bardziej romantycznych. Biel, spacer do ołtarza, gorący pocałunek i potem już tylko żyją długo i szczęśliwie. Bez awantur o to, kto sprząta kibel, kto zapomniał o rachunkach i czemu dziecko poszło bez majtek do przedszkola. Temat kończy się na welonie i sukni, która niepokojąco przypomina wyroby cukiernicze. Także pierwsza komunia ze sztafażem sukien białych i księżniczkowych nie jest niczym innym niż tresurą przyszłych panien młodych, które to spragnione atencji wdzięczą się przed gośćmi. Wiem co mówię – sama taką suknię miałam i nabożnie składałam ręce do modlitwy w białych rękawiczkach. Biorąc pod uwagę przedłużające się terminy wyboru tej czy innej sali, być może nie jest to całkiem głupie, by tematem zająć się naprawdę wcześnie. Przyznam, że szokuje mnie ten przemysł ze względu na to, że czasami jego usługi wyglądają właśnie jak z katalogu dla księżniczek: karety do wypożyczenia, suknie nie mieszczące się w drzwiach, brakuje stangreta oraz trzech wróżek… chociaż wróżki uznałabym za coś całkiem normalnego podczas tej powodzi różowego lukru.
Jak dzieci we mgle
Jakież było nasze zdziwienie, gdy jeden z lokali, który braliśmy pod uwagę, okazał się zajęty do 2022 roku. Zgodnie stwierdziliśmy, że nie ma co ryzykować – a nuż się jeszcze nam odwidzi, zanim zwolni się miejsce. Nasza naiwność była o wiele większa, bo myśleliśmy, że da się wynająć osobę, która nam wszystko zorganizuje i ogarnie, ale jakoś już na pierwszym spotkaniu nie było fal, gdy okazało się, że to skandal, iż nie mam ulubionego kwiatka ani nie wiem, czy to będzie wesele glamour, czyboho, czy na srebrno, czy na złoto. W usługach różnie bywa i może tak się po prostu zdarzyło, ale postanowiliśmy jednak zrezygnować zarówno z krzeseł boho, jak i z pani konsultantki. Generalnie miałam wrażenie, że nasze luźne podejście wzbudza duże podejrzenia, a moje beztroskie „coś się wymyśli, jakoś się załatwi, przyjaciele pomogą” budziło dużą dezaprobatę. Pokładam wiarę w przyjaciołach, bo niejedną imprezę z nimi zrobiłam! Co więcej dla moich rodziców i przyszłych teściów planowanie wesela z rocznym wyprzedzeniem to coś na pograniczy żartu i science-fiction, ale ich zdziwione miny niestety nie robią wrażenia na większości usługodawców, którzy nie mają już terminów.
Koniec końców jakoś się ze wszystkim ogarnęliśmy i trzymamy za siebie kciuki. Wciąż bez wiedzy, jakie będą kwiaty, czy starczy wazonów oraz wypożyczonych parasoli (przecież w sierpniu nie pada, prawda?), idziemy przez życie z Kajetanem i Baltazarem. Oboje śmiemy twierdzić, że wesele to zwykła impreza, która obędzie się bez nadęcia, profesjonalnego układu tanecznego oraz oczepin. Ślub cywilny to dla nas miła, ale jednak formalność. Obyśmy przeżyli do sierpnia w tej pewności, iż wiemy, co czynimy.
Co zaś ma feminizm do ślubu?
Otóż długo się gryzłam sama ze sobą, czy moja chęć robienia imprezy, biała sukienka oraz Tata prowadzący mnie pod ramię do stanowiska urzędniczki to nie jest jednak jakieś bardzo niefeministyczne zachowanie, ale jeśli traktujemy feminizm jako wybór tego, co się chce robić – to nie widzę przeszkód. Wiele osób nie chce wesela z różnych powodów, ja kocham imprezy, oboje dobrze żyjemy z rodziną, no i mamy mnóstwo przyjaciół i szkoda by było tego dnia nie spędzić z nimi. Czy to czyni mnie mniej feministyczną osobą? Nie sądzę. Właśnie to planowanie i dzielenie się zadaniami jeszcze bardziej umocniło mnie w przekonaniu, że wychodzę za mąż za gościa, który feministą jest przede wszystkim w praktyce życia codziennego. Przekonało mnie też, że wciąż w wielu związkach panują mity o tym, jak kto się powinien zachowywać podczas kolejnych rytuałów przejścia i że wiele jest jeszcze do zrobienia w kwestii komunikacji.
A Wy jak się zapatrujecie na śluby? Co myślicie o tych cywilnych i kościelnych? A jak z nazwiskiem i jego zmianą? Może to jest dobry pomysł na następny wpis…
*NDŻ – Najpiękniejszy Dzień Życia
Tymczasem jeśli ten Wam się podobał, to możecie zagłosować na mnie w konkursie Gala Twórców lub kupić mi kawkę, która postawi mnie na nogi i przywróci wiarę w ludzkość.
Okładka wpisu: Roskana Robi Zdjęcia, zdjęcie autorki.
wtorek, 18 czerwiec, 2019 o godzinie 20:59
Jeśli chodzi o mnie, i moje wyobrażenia co do wesela, są nieco odmienne. Myślę że wynika to z mojego charakteru. Zdecydowanie nie pociągają mnie romantyczne komedie ani wzruszające wesele na pincset osób ale uwielbiam styl glamour, przepych i piękne stylizacje. Jako osoba lubiąca być w centrum uwagi po prostu lubię wykorzystywać szanse na zrobienie małego show w 100%. Na pewno będzie nieszablonowo (marzy mi się czerwona suknia) ale zdecydowanie na bogato. Nie ma to nic wspólnego z „wymaganiami społecznymi” wobec mnie, a jedynie perfekcjonizmu i umiłowania do pięknych rzeczy. Taka już moja próżna natura 😀
Niemniej jednak szalenie szanuję wszystkich, którzy postawili na swoim i zrobili taki ślub jak im odpowiadał – skromny, bogaty, w plenerze czy na wyspie 🙂
poniedziałek, 24 czerwiec, 2019 o godzinie 10:26
No i pięknie! Jak lubisz taki styl, jak kochasz złoto, brokat i glamour to super, idź w to, bo to ma być Twoja impreza i Twój dzień! 🙂
Każdemu wedle potrzeb, to nie ma co się zmuszać do jednego lub drugiego, to ma być nasze wyobrażenie, które się spełnia! High five!
poniedziałek, 03 czerwiec, 2019 o godzinie 16:31
Cześć! Z moim ślubem trochę miałam tak (miałam wtedy 22 lata), że część osób postrzegała go za coś dziwnego (tak młodo?), a część za coś pięknego (rzadko się zdarza, że tacy młodzi…). Nie czułam żadnej presji ze strony rodziców, żadnego nacisku na ślub. Po prostu bardzo tego chciałam. Nie mieliśmy kasy, mieszkania, stałej pracy. Wiedzieliśmy tylko, że fajnie jest się pobrać i iść przez życie dalej razem, tak już formalnie. Mój ślub nie był w żadnym „stylu”. Jak Pani z miejsca, gdzie była zabawa powiedziała, że oni mogą postawić bukieciki na stole, byłam najszczęśliwsza na świecie. Żadnego dekorowania. Wujek powiedział, że on nam ozdobi samochód i nas zawiezie – no obłęd! Koleżanka plastyczka zaoferowała, że zrobi zaproszenia. I tak grając jednego dnia w planszówki, powstał projekt. Ale była zabawa, kiedy robiliśmy je razem w pracowni. Znajomi muzycy zagrali podczas ceremonii, a potem zrobili niespodziankę i wbili grać na wesele! Nie ulegliśmy żadnej presji. Myślę, że to też kwestia bardzo indywidualna – jedni są urodzonymi planistami i czują się w tym jak ryby w wodzie. Ja kompletnie nie, ślub był zorganizowany właściwie 5 miesięcy. I kompletnie nie zgadzam się ze stwierdzeniem „NDŻ”. Oczywiście, to był piękny dzień. Ale w perspektywie całego życia? Nieeee 🙂
czwartek, 25 kwiecień, 2019 o godzinie 17:09
Lady Pasztet
Powiedz mi dałaś się złamać zmieniłaś nazwisko po ślubie czy zostałaś przy swoim ? Pytałem się ciebie 2 dni temu jestem ciekaw.Jak twój facet jest taki mądry to niech sam zmieni.Dlaczego ty masz się podporządkowywać.
piątek, 26 kwiecień, 2019 o godzinie 08:25
Hej, wybacz, że tak późno odpisuję, nie zauważyłam Twojego komentarza, ale już nadrabiam.
Otóż będę miała dwuczłonowe nazwisko – i swoje i przyszłego męża. Postanowiłam, że nie ma dla mnie specjalnej różnicy czy to będzie nazwisko po ojcu, po dziadku (panieńskie) czy też Kajetana, o ile zostawię sobie także swoje, bo się przywiązałam. Ale nie spędza mi to snu z powiek 🙂 Pozdrawiam!
piątek, 26 kwiecień, 2019 o godzinie 09:53
No i super.Fajnie że postawiłaś na swoim zawsze mogłać zostawić tylko swoje.Mimo,że jestem facetem to popieram kobiety które chcą zostawić swoje nazwisko lub mieć dwuczłonowe.Ja sam bym nie chciał zmieniać i nie wymagam tego samego od swojej dziewczyny.To tylko i wyłącznie jej decyzja jak postąpi.To nie średniowiecze.Dziwię się,że niektóre dziewczyny ulegają presji faceta,teściow czy otoczenia.
To jest dla mnie chore kobieta chce mieć swoje nazwisko czy dwuczłonowe a jak facet się nie zgadza to robi często awanturę,strzela fochy itd. i kobiety często im ustępują czy to dla świętego spokoju czy czegoś innego.No do cholery jasnej są dorosłymi osobami i mają się swoich facetów pytać o pozwolenie ? Przecież to jest chore nie umieją o sobie decydować.Dziwię się,że chcą być z takimi ludźmi.Ja bym nie mógł na ich miejscu.Najłatwiej odpuścić i ustąpić a niech sami zmieniają jak tacy mądrzy.
Dlatego pamiętaj nie daj się zrób tak jak chcesz bez patrzenia na inncyh nawet zostaw tylko swoje jak będziesz chciała i tyle w temacie.
wtorek, 23 kwiecień, 2019 o godzinie 21:36
„Jestem jeszcze nie zamężna, ale ponieważ poglądy podzielam, to zapewne będzie mi się to przytrafiać… bo w końcu taka jest tradycja, tak się powinno, tak jest “jakoś” lepiej i w ogóle lepiej brzmi i wiadomo od razu o co chodzi.
A ja lubię swoje nazwisko, bardzo. Weszłabym w symetrię, ale jak znam życie i partnera to taka opcja nie wchodzi w grę.”
Mam nadzieję,że zachowałaś nazwisko po ślubie albo wzięłaś dwuczłonowe jeśli chciałaś.Jestem facetem ale w kwestii zmiany nazwiska po ślubie jeżeli kobieta tego nie chce to stoję po ich stronie.Co twój partner ma do gadania ? To twoje życie i twój wybór i nikomu nic do tego jak mu się nie podoba to niech twoje weźmie.Ja chciałbym żeby moja dziewczyna nosiła moje nazwisko ale to będzie tylko i wyłącznie jej decyzja jakie wybierze.Mam nadzieję,że nie dałaś się złamać.Powinnaś go wtedy kopnąć w 4 litery.
wtorek, 09 kwiecień, 2019 o godzinie 19:08
Och, jak dobrze, że istnieją kobiety, które uważają, że ślub to nie jest najszczęśliwszy ani najważniejszy dzień w życiu. Bo chwilami już czułam się jak jakiś odludek i przybysz z innej planety 😉
czwartek, 04 kwiecień, 2019 o godzinie 11:54
moj kuzyn z zona po paru latach zwiazku postanowili sie pobrac. nie chcieli hucznego wesela wiec po ceremonii obiad dla rodziny potem kolo 16 mlodzi do domu przebrac sie I odpoczac a wieczorem spotkanie w klubie dla mlodszych krewnych bez zadnych akcentow weselnych.fajny kompromis. moi rodzice nie cierpia wesel uwazaja ze mlodzi mogliby za te pieniadze jechac na wycieczke czy cos kupic do domu. nie bylam nigdy mezatka ale wiem ze gdybym to chciala zmienic to by nie nalegali by zaprosic ciocie czy wujka z drugiego konca Polski choc z nasza dosc liczna rodzina zyjemy dobrze. ale te problemy ma nadal wiele par.
piątek, 29 marzec, 2019 o godzinie 12:45
Niedługo druga rocznica ślubu, krótko wcześniej dwunasta rocznica związku. Ślub braliśmy cywilny i nie było innej opcji ani przez chwilę. W USC w moim mieście zwyczaj jest taki, że najpierw wchodzi para młoda razem, potem świadkowie razem, a potem dopiero goście, więc o żadnym prowadzeniu i przekazywaniu z rąk do rąk nie było mowy. Bardzo mnie cieszyło, że ślubu udziela nam urzędniczka, a nie urzędnik (a tym bardziej ksiądz), bo fajnie, że kobieta też może, a w dodatku była przesympatyczna i pomocna (mój świadek przepadł i do ostatniej chwili nie było wiadomo, czy dotrze, czy trzeba będzie zmieniać wszystkie papiery). Miałam białą sukienkę, ale kroju typu „mała czarna”, wymarzyłam sobie taką mega prostą i skromną i bardzo się cieszę, że ją znalazłam, choć rzutem na taśmę, bo szukałam, szukałam i cały czas były zbyt strojne albo niebiałe. Salony sukien ślubnych odpuściłam po pierwszej wizycie i szukałam w zwykłych sklepach, bo mój gust jakoś nie współgrał z salonowymi. Do ślubu pojechaliśmy autem ojca – niebieskim Citroenem 2CV, tzw. kaczką, więc było swojsko i sympatycznie, za kierownicą siedział nasz świadek. Wesela nie mieliśmy. Rodziców, dziadków i świadków zaprosiliśmy na obiad (bo to jednak głupio, żeby jechali przez pół Polski i nawet kawy nie mieli jak wypić), w tym samym czasie nasi znajomi dostali klucze do naszego mieszkania, gdzie czekał pełny barek. Mojej przyjaciółce wcisnęłam kasę do łapki, żeby zamówiła żarcie na telefon. Posiedzieliśmy trochę na części obiadowej, urwaliśmy się, skoczyliśmy do domu na część domówkową. Zamiast kwiatów poprosiliśmy o karmę dla kotów, którą przekazaliśmy Fundacji Koci Pazur. Zebraliśmy ponad 2 tys. zł i ponad 100 kg karmy. Fajnie było zacząć nowy rozdział życia, pomagając potrzebującym <3 Co do zaręczyn, owszem, Adam mi się oświadczył, ale byliśmy tylko my dwoje, w mieszkaniu (gdzie mieszkaliśmy już razem). Wręczył mi wykonaną ręcznie z zapałek figurkę TARDIS, a w środku było pudełko z pierścionkiem. W sumie same zaręczyny były już wtedy formalnością, bo i tak planowaliśmy kupno mieszkania, mieliśmy wspólne koty i tak dalej, a zawsze wiedzieliśmy, że chcemy wziąć ślub. Nazwisko wzięłam po mężu, ale zawodowo używam panieńskiego. Lubię je, podpisywałam nim artykuły i opowiadania na długo zanim wzięłam ślub i nie wyobrażam sobie, żebym miała to zmienić, ale jednak fajnie mieć w dowodzie coś wspólnego z mężem. W razie, gdyby się pojawiły dzieci, to będzie po prostu wygodniej.
piątek, 29 marzec, 2019 o godzinie 12:46
O, zapomniałabym – moim wielkim marzeniem było mieć żywe kwiaty we włosach. I miałam storczyki. Uważam, że wyszło pięknie.
sobota, 30 marzec, 2019 o godzinie 12:41
Dzięki za piękny opis i ślubu i zaręczyn, uważam, zupełnie tak jak Ty, że to jest nasza
broszka jak to sobie poukładamy i ważne, żeby się dobrze czuć w tej wizji, a nie jak w klatce 🙂 Domówka to niezły pomysł a karma na kotełki zawsze na propsie!!!
piątek, 29 marzec, 2019 o godzinie 07:57
Ha, nawet nie wiedziałam, że mam feministyczne podejście do ślubu, a było to, bagatela 17 lat temu. W nosie mieliśmy wystrój sali, jakiś tam był, dobór menu zajęło nam 10 minut, sukienkę wypożyczyłam w pierwszej wypożyczalni – uznałam, że chcę tradycyjną, ta mi pasowała i nie spędzałam pół roku w salonach ślubnych ( btw wtedy było ich w Trójmieście kilka a nie kilkadziesiąt czy kilkaset jak teraz). Brałam ślub kościelny bo jestem wierząca, ale tata mnie do ołtarza nie prowadził. Bo przekazywanie sobie panny młodej z jednej męskiej ręki do drugiej zupełnie nie budziło ani mojego ani ojcowskiego entuzjazmu. Nazwiska mam dwa, bo przy dzieciach ułatwia to wiele rzeczy, natomiast używam jednego, panieńskiego, a drugie jest w sytuacjach szkolnych i lekarzowych przy dzieciach. Jestem przywiązana do swojego nazwiska i je po prostu lubię. Nie wiedzę powodu dlaczego miałabym używać mężowego jak nie muszę.
Ślub mieliśmy piękny bo trafił się świetny ksiądz, na weselu ku rozpaczy pań prowadzących nie było oczepin ani konkursów dla wujków kto przebije biustem balon. Żadnych konkursów nie było, bo nie znoszę takich rzeczy.
17 lat fajnego, dobrego małżeństwa z wieloma, oj wieloma, wzlotami i upadkami. I na dodatek śpimy pod dwiema kołdrami, a często w osobnych pokojach bo kocham spać sama, i niejedna koleżanka wieściła nam rozwód, bo co jak co, ale pod dwiema kołdrami spać to żadne małżeństwo tego nie przetrzyma 🙂
Udanego ślubu, bez spinki i nadęcia!
piątek, 29 marzec, 2019 o godzinie 08:03
hehe, piszę o jednym nazwisku, a na Fejsie mam dwa 🙂 i nawet o tym nie pamiętałam 😉
sobota, 30 marzec, 2019 o godzinie 12:43
Co do dwóch kołder – rozumiem i popieram, bo jednak jestem człowiek burrito! Wiesz, fajnie jest mieć swój pomysł i wizję i nie poddawać się presji, co jak widać jest całkiem powszechne i było możliwe już 17 lat temu 🙂 Super, że związek trwa i ściskam serdecznie, miłego!
piątek, 29 marzec, 2019 o godzinie 06:38
Nazwiska nie zmieniłam i nie zmienię. Akurat to mi się w Chinach bardzo podoba. Ślub odbył się pół roku przed weselem, a wesele było w stylu chińskim – czyli elegancka kolacja w dobrym hotelu i koło 22 wszystko z głowy. Kto chciał i mógł dojechać – był. Kto nie mógł albo nie chciał – trudno. Nie był to najważniejszy dzień w moim życiu 🙂 Ale rocznice obchodzimy 😀 I ślubu, i wesela, i nawet poznania się. Nie wiem, co to wszystko ma w ogóle wspólnego z feminizmem 😀 A ja wyszłam za mąż głównie dla wizy…
sobota, 30 marzec, 2019 o godzinie 12:44
Ślub dla wizy, no popatrz kochana! 😉 Każdy powód jest dobry i ciekawe co piszesz o tych chińskich zwyczajach ślubnych, że to tak wygląda, bo nie wiedziałam. Dobrze wiedzieć, że korba ślubna nie jest tak bardzo powszechna, jakby się wydawało 🙂
piątek, 29 marzec, 2019 o godzinie 06:03
Co do kwestii „feminizm a ślub”, to zwyczaj odprowadzania panny młodej przez ojca i „przekazywanie” jej przyszłemu mężowi – tak, jest mocno patriarchalne. I właśnie ciekawa jestem, jak się – w kontekście feminizmu – na to zapatrujesz?
A w ogóle to fajne i bardzo bliskie mi podejście do tematu, trzymam kciuki!
sobota, 30 marzec, 2019 o godzinie 12:46
Znając mnie to raczej o przekazywaniu nie ma mowy, ale dla mnie to będzie wzruszające bardzo i wiem, że dla Taty też 🙂 z Kajtkiem jesteśmy 3 lata razem, nie było żadnych prósb narzeczonego o mą rękę, bo wszyscy wiedzą, że moja zgoda najważniejsza, poza tym gadaliśmy o ślubie już wcześniej. Za to planujemy ślub w ogrodzie i będzie tam alejka, także chcemy to wykorzystać, bo akurat mnie taka scenerie ogrodowe pociągają. Nie widzę zresztą w każdej rzeczy zamachu na feminizm, niektóre to tradycje lepsze czy gorsze, ważne żeby nam pasowały 🙂 Ściska!
czwartek, 28 marzec, 2019 o godzinie 23:41
Ja zaręczyłam się parę miesięcy temu. Na info o tym ludzie najczęściej pytali w podnieceniu „Jak on się oświadczył?!”. A tu taka sytuacja, że nijak. Po prostu rozmawialiśmy i po przeanalizowaniu wszystkich za i przeciw postanowiliśmy się pobrać 😉
Postanowiliśmy też kupić sobie obojgu srebrne obrączki w charakterze pierścionków zaręczynowych. I w sklepach jubilerskich zdarzały się śmieszne sytuacje, bo czasem sprzedawcy nie mogli zrozumieć konceptu pierścionków dla dwojga i że my już przychodzimy tam zaręczeni, bez organizowania jakiegoś „romantycznego” pytania z zaskoczenia.
A z nazwiskiem to kiedyś sobie wyobrażałam, że jakby co, to na pewno zostanę przy swoim. Ale życie tak się poukładało, ze wychodzę za Szweda, z którym żyję w Szwecji i ze względów praktycznych przyjmę jego nazwisko. Bo tak jest po prostu łatwiej…
sobota, 30 marzec, 2019 o godzinie 12:48
Pragmatyzm über alles! Uważam, że nie ma co się siłować z rzeczywistością i fajnie, że piszesz, że zaręczyny to wspólna decyzja, bo ja dokładnie tak samo o tym myślę. 🙂
czwartek, 28 marzec, 2019 o godzinie 22:58
Wstyd się przyznać, ale bałam się rozmawiać o planowaniu ślubu, żeby nie „spłoszyć” mojego ówczesnego chłopaka. Rozmawialiśmy o ślubie, że kiedyś, dla ułatwienia spraw urzędowych itd, ale bez konkretów. Na szczęście się w końcu oświadczył 😉 i traf chciał, że po dwóch tygodniach od zaręczyn zwolnił się termin w fajnym miejscu (karczmie 300km od nas, a marzył mi się ślub plenerowy w ogrodzie i ta karczma była idealna) na za 3 MIESIĄCE! Po pierwszym szoku zaczęliśmy wszystko ustalać i w 1 weekend wszystko załatwiliśmy (urząd – pierwszy ślub plenerowy na wiosce, obrączki, suknię, garnitur, karczmę na 50 osób). Bukiet zamiast za 1000zl (bo czerwiec to nie sezon na piwonie i trzeba je z końca świata sprowadzać) zrobiłam sama z piwonii kupionych na targu za 30zl. DJ zamiast obciachowej kapeli. Tort 3-piętrowy upiekła mi mama (poziomkowy ❤️), a ciasta sąsiadka (najlepsze na świecie). Też tata prowadził mnie do altanki, w której czekała urzędniczka, do dźwięków z Władcy Pierścieni (w końcu szłam po ten jedyny pierścień 😉 ). Jedyne czego nie odpuściłam, to sukienka szyta na miarę, a mąż wybrał surdut – w stylu Jane Austen :> było cudnie, czego i Tobie życzę Królowo Pasztetów 😉
czwartek, 28 marzec, 2019 o godzinie 20:57
Bralam slub rok temu. Bez spiny, z malym weselem. Mam wrazenie, ze nikt nie wiedzial o co mi chodzi, a ja po prostu obrazilam sie na branze slubna za to, ze robi ze mnie idiotke, kobiete ktorej zalezy tylko na jednym. Ktora maja bardziej wzruszac serwetki niz wypowiedzenie slow przysiegi. Bez jaj! Serio, czasem mam wrazenie, ze ludzie zajmujacy sie slubami maja wiekszego fiola, niz najgorsze bridezille. Nie rozumiem tez idei zadluzania sie na ten jeden dzien, wesel na 200 osob – z nikim nawet nie pogadasz. Ale co kto lubi, to mi akurat nie przeszkadza – przeszkadza raczej fakt, ze jak robisz wesele na 40 osob to jestes w oczach wykonawcow dziwakiem ja sie ciesze ogromnie, ze moje wesele bylo wolne od wszelkich zasad. Bylo po naszemu.
Olalam temat wystroju zupelnie. Sala, ktora wynajelam, spisala sie swietnie, bo dalam im wolna reke i mialam gdzies, czy kwiaty beda biale czy niebieskie. Slub i wesele byly w piatek. Bez rodziny, tylko z przyjaciolmi. Bez morza wodki, za to z dobrym winem, lemoniada i drinkami. Z piwem z beczki. Z pysznym jedzeniem i bez dzikich tancow, raczej mila posiadowka przy ognisku. Bylismy zachwyceni, goscie chyba tez. A co najlepsze: i ja, i pan mąż, olalismy zadady dotyczace stroju. Ja wystapilam w bluzce z sieciowki kupionej tydzien przed slubem i w bialej spodnicy. Kwiaty kupilam z pomoca swiadkowej w dniu slubu. Malowalam sie sama. Maz mial czarny, zwykly garnitur. Oboje czulismy sie swobodnie i na luzie. Gdybysmy ulegli presji i zrobili to wesele „jak trzeba”, to czulabym sie okropnie i nie wspominala go milo. Warto w tej kwestii stawiac na swoim i nie zastanawiac sie, co inni powiedza.
piątek, 29 marzec, 2019 o godzinie 10:57
Twoje wesele było najlepszym na jakim byłam 🙂