Świeże Masło i zapach książkowych trupów

0


Przeczytałam nową książkę Doroty Masłowskiej. I tyle. Bo nic więcej nie da się o niej powiedzieć, oprócz tego, że można ją przeczytać. Owszem, jest tam kilka znakomitych kawałeczków ciętej prozy, ale poza tym czytasz, czytasz, czytasz i zastanawiasz się (albo tylko ja się zastanawiam) o czym to jest. Moja Mama mówi, że słyszała, że ona napisała to dla siebie. Fajnie. Tylko po co to publikować w takim razie? Szum był, z sukcesem gorzej, bo widziałam ostatnio „Kochanie, zabiłam nasze koty” przecenione o 25%. Świąteczna promocja.

A odnośnie promocji oraz tanich książek, to przechodząc obok witryny z tą nieszczęsną Dorotką, przypomniały mi się wizyty w poznańskich tanich książkach, gdzie na półkach znajdowały się  cmentarze akademickich prac. Smutne to było widowisko, niczym cmentarzysko dla słoni. Leżały na półkach książki, które coby o nich i ich tytułach nie mówić, zostały przez kogoś napisane i zapewne poświęcono im dużo pracy i uwagi. A potem drugiego dnia, lądowały na taniej książce startując od połowy swojej pierwotnej ceny, a potem w dół i w dół…aż do piątka. Potem pomiędzy półkami, gdzie kurzy się wiedza akademików i akademiczek, przechadzają się smętni studenci polonistyki czy innej filozofii polując na niebywałe okazje pt. Kant za złotówkę. Zawsze mi było żal autorów tych prac, które deaktualizowały się już przed ich wydaniem, bo ich tematyka była na tyle wąska, że tylko jakiś zapaleniec związany z tym czy innym kierunkiem studiów mógłby się nimi zainteresowć. Docenić koncept i frazę, wyczuć żarcik, może nawet zaznaczyć coś ołówkiem na marginesie.

Może dlatego, jakoś perwersyjnie ucieszyła mnie przecena nowego, świeżego jeszcze Masła? Świadczy to o mojej małości. Zapewne.

Katarzyna Barczyk
vel LADY PASZTET