Tak znaczy tak

4


Ask me what I'm asking for.
Ask me what I’m asking for.

Ludzie w dziwnym sposób reagują, kiedy nie potrafią czegoś zrozumieć. Zapewne problem ze zrozumieniem kwestii entuzjastycznej zgody na seks ma Piotr Milewski, dziennikarz „Newsweeka”. Swój artykuł na temat wprowadzonej w Kalifornii ustawy definiującej kiedy następuje zgoda na seks napisał z pozycji „Amerykanie to się takimi pierodłami zajmują, że ojacie, spadają gacie.”

Na okładce tekst zatytułowany jest „Seksualna paranoja w USA”, ale już w gazecie znajdziemy inny tytuł „Kiedy seks to seks”, który jest zdecydowanie bliższy kwestii omawianej w Kalifornii i nie tylko.

Pomijam fakt, że Milewski wydaje się mieć bekę z tego, że w ogóle kogoś zajmują takie kwestie jak zgoda na seks. W końcu my wszyscy, w Polsce wychowani, mamy bekę, no bo wiadomo przecież co i jak z tym chodzeniem do łóżka. Jak już ktoś chce, to to widać. W takim razie  po co pytać?  Psuć klimat? Z jakiej racji? W oczach widać tę zgodę i w pocałunkach i w ogólnym klimacie „U Ciebie czy u mnie?”. Jesteśmy zakładniczkami i zakładnikami takiego myślenia, które przejawia się w tym, że komuś nie może się w trakcie namiętnej sytuacji dalszej namiętności odechcieć. Dotyczy to obu płci, bo każdy może nagle stracić chęć na amory. Albo jak to bardziej szczegółowo opisała Nat, nie mieć ochoty na palec w tyłku, penisa w ustach czy też nie w smak mu siadanie na twarz. Mimo to, kobieta dowie się, że nomen omen jest dziwką lub, moje ulubione hiszpańskie określenie, czyli callientapollas:  „Person who excite sexualy a man without the intention of satisfying him”. Zwróćmy uwagę na to, że person ma satysfing him, a nie siebie. Cóż takie rozgrzany do czerwoności osobnik może zrobić? Napić się wody, westchnąć, odetchnąć. Istnieje także szereg rozwiązań ręcznych, dostępnych dla obu płci.

Niewyobrażalnym wydaje się, że dojrzali ludzie w ogóle będą rozkminiać kwestię tego, czy seks powinien odbywać się za  entuzjastyczną przyzwoleniem wszystkich zaangażowanych. Ale rozkminiają. Jak widać poczucie komfortu nie jest tak istotne, jakby się wydawało. Komfort bierze się z tego, że obie albo nawet trzy lub kilka osób wiedzą w co się bawią i wyrażają na to zgodę. Domyślam się, co może budzić opory wielu ludzi: dręczy ich zapewne pytanie, dlaczego nigdy nie spytali.

I czy zawsze wszystko wyszło, tak jak byśmy chcieli. Nie zawsze wychodzi, zwłaszcza po alkoholu tudzież innych używkach znanych nie tylko młodzieży. Jest szansa, żeby to nadrobić i następnym razem się upewnić, bo wbrew temu, co twierdzi dziennikarz „Newsweeka” nieuniesienie bioder, może znaczyć tyle co: „Chce mi się spać.”, „Daj mi spokój”, „Czekaj, bo coś mi się nogi zaplątały”, „Zjadłabym parówkę, ale czegoś ode mnie chcesz.” – czy nie lepiej mieć z głowy tego typu zastanawianie się i po prostu zapytać?

Skąd to wrażenie, że Milewski ma bekę? Otóż, trudno jest zatytułować paragraf, gdzie wspomina się o tym, że 72% studentek, które padły ofiarą gwałtu czy napaści seksualnej, było oszołomionych alkoholem lub narkotykami przaśnym tytułem „Od wódki rozum krótki”. Kumacie to? Mi opadła szczęka podczas lektury.

W tekście znajdziemy i taki fragmencik:

Przeciwnicy standardu „tak znaczy tak” uważają, że zamiast ułatwiać, utrudni on karanie za przestępstwa seksualne. Zdaniem profesor Christiny Hoff Sommers amerykańskie studentki są uczone, że każde zbliżenie, po którym pozostaje niesmak czy żal do siebie samej, można uznać za akt przemocy. Wiąże się to z faktem, że na większych uczelniach decydujący głos w kwestiach płci mają radykalne feministki.

Tak sobie myślę, że to chyba jest kwestia rozpoznawania własnych potrzeb, a nie radykalnych feministek. Seksualność człowieka nie jest specjalnie prosta, wymaga pracy nad sobą samym, zależy od charakteru danej osoby i jej podejścia do życia. Nie za bardzo chce mi się wierzyć jednak, że studentki są uczone tego, jak mają się czuć po zbliżeniu i że nie potrafią rozpoznać czy chciały tego aktu czy jednak zmieniły zdanie, a ktoś tę zmianę zdania zignorował. Założę się, że znaleźliby się i studenci, których brak zgody na seks zignorowano.

W każdym razie coś czuję, że ciężar dyskusji na temat „tak znaczy tak” nie spadanie na brak edukacji seksualnej, która przewiduje uczenie tego, że dorośli ludzie mają prawo zmieniać zdanie i żeby przypadkiem nie nastawać nachalnie na kogoś, lecz zapytać. Dyskusja oskarży radykalne, oszalałe feministki, które chcą aby ludzie deklarowali na piśmie, czy chcą uprawiać seks czy nie. Obrzydliwe komentarze pod tekstem Milewskiego z cyklu „wrzuć monetę” już się pojawiły. Większość zapewne uzna, że po co pytać, skoro oni wiedzą. Milewski też wie. Dlatego zapewne nie pyta, bo to byłaby „seksualna paranoja”.

Zostawiam Was z tekstem Natkomiksem autorstwa Eriki Moen, podesłanym przez Agnieszkę.

Katarzyna Barczyk
vel LADY PASZTET