Każdy z nas ma jakiegoś znajomego albo znajomą, co to wiadomo, kim jest, i już od wejścia ogłasza to światu. Może to być pan prrhhaawnik albo lewaczka, może być wcielony weganin lub zdeklarowany mięsożerca. Ja w towarzystwie robię za naczelną feministkę.
To już nie zestaw poglądów. To cecha charakteru, o czym zresztą kiedyś już pisałam. Generalnie jestem uważana za dobry przykład spoko feministki. Nie tej wojującej, tylko takiej, z którą można pogadać. Zupełnie jakby się nie dało gadać z innymi kobietami o feministycznych poglądach. Nie wiem, skąd się to przekonanie wzięło, ale to chyba po prostu kwestia tego, że większość naszego społeczeństwa jeszcze nie zaakceptowała faktu, iż kobiety mają głos i własne zdanie. Mam jednak kilka osobistych obserwacji w kwestii tego, jak zarobić łatkę wojującej feministki. Dlatego zebrałam dla Was plon czterech momentów, w których na bank okażecie się feministycznymi wojowniczkami:
- Środek imprezy, a ktoś właśnie przeżywa chwilę natchnienia i zmierza ku Tobie chwiejnym krokiem. Zazwyczaj jest mężczyzną i chce, abyś mu wytłumaczyła. Najlepiej wszystko od razu. Z przykładami, dokładną statystyką, a najlepiej szybko odpaliła prezentację na smartfonie. Możesz się przyłożyć i ją sobie przygotować, ale daremny to trud. Typ nie słucha, bo nikt mu nie wbudował takiej opcji. Zazwyczaj już po 30 sekundach wiesz, czy jest sens to ciągnąć, czy jednak nie bardzo. Kiedyś byłam młodsza i myślałam, że mam więcej czasu na spalanie się w tego typu rozmowach. Obecnie zaprzestaję, gdy tylko okazuje się, że druga strona mnie nie słucha. Stwierdzam, że nie będę za nikogo odrabiać zadań domowych, i się żegnam grzecznie. Zostaję uznana za wywyższającą się zołzę, która nie ma racji, bo nie dała się koledze wykrzyczeć w monologu, który on uważa za dialog.
- Żeby się narazić w drugim przypadku, nie trzeba nawet otwierać ust. Otóż sytuacja, w której ktoś namolnie stara się całować mnie w dłoń, na szczęście nie zdarza się zbyt często, są jednak panowie, zwłaszcza, że tak powiem, 55+, którym się wydaje, iż ten zwyczaj naprawdę jest rozkoszny zarówno dla nich samych, jak i dla całowanych dam. Trudno się z zawodnikiem szarpać na rękę, kiedy ja ją podaję, a ten mi ją delikatnie wykręca i już śliski pocałunek ląduje na dłoni. Moja koleżanka ma taki sposób, że ściska mocno dłoń całuśnika i nie puszcza. Dodam, że jest to silna kobieta, tak że zdziwienie malujące się na twarzach panów, którzy nie tego się spodziewali, jest bezcenne. Fakt jest jednak taki, że to jedyna skuteczna metoda. Dziewczyny, ćwiczmy się w zapasach na rękę!
- Generalnie, popieranie praw kobiet do decydowania o własnym ciele staje się w naszym kraju wstydliwym wyznaniem. Na pewno gdy taki temat wypłynie w towarzystwie, to okaże się, że nie dość, że jesteś wojującą, to jeszcze na dodatek „puszczalską” feministką. Dyskusja o seksie, ciąży i jej przerywaniu jest czymś, o czym nie za bardzo wypada dyskutować, bo przecież „porządne kobiety” nie mają TAKICH problemów, wiedzą co robić w TAKICH sytuacjach oraz są na tyle czujne, że TAKIE sytuacje im się nie zdarzają. Powiedz w towarzystwie o dostępniejszej antykoncepcji hormonalnej dla kobiet, a zaraz wypełźnie skądś głos, że przecież to takie nierozsądne dawać kobietom hormony bez kontroli. Co innego dopuszczona od niedawna viagra, którą można kupić bez recepty. Jak wiadomo, mężczyźni są zawsze rozsądni i na pewno krzywdy sobie nią nie zrobią. Co najwyżej partnerce. Zadziwia, że o ile pewnych spraw już tak bardzo nie trzeba tłumaczyć z zakresu feminizmu podstawowego, to kiedy wchodzimy na grząski grunt seksualności, zawsze znajdzie się ktoś, kto wie lepiej. I, żeby nie było, nie musi być to mężczyzna.
- Skoro kobieta jest feministką, to na pewno jest kobietą „wojującą”, a to już jakby była trochę mniej kobietą. Przywykliśmy utożsamiać kobiecość z łagodnością, byciem miłą, rozwiązywaniem sporów i potulnością. Ja osobiście jestem bardzo ambitną, konfliktową osobą i potrafię przerwać rozmówcy, aby wyrazić swoje zdanie, ale doprawdy nie wiem, czy bywam groźna. Raczej mało sympatyczna. Kiedy jesteś facetem, to jest wymarzony zestaw cech lidera. Kiedy jesteś kobietą, lądujesz w przegródce „dziwadło”. Nie jest to mój indywidualny przypadek, wiele jest kobiet, które lądują w takim zbiorze. Przedstawiamy sobą cały katalog tzw. „męskich cech charakteru”. Dlatego kiedy takie cechy charakteru spotkają się z silnym poczuciem niesprawiedliwości, to nie ma innego wyjścia: wyrośnie z tego wojująca feministka. Większość kobiet boi się nazwania feministką, bo od razu zostaną uznane za osobę trudną i kłótliwą. Jak widać lepiej po cichu manipulować i słodko się uśmiechać niż wyrażać wprost obiekcje, tak jak to robią często panowie. Bardzo mnie boli, że część kobiet znanych i lubianych, czasem kompletnie z innych branż, boi się wizerunku feministki, bo wiedzą one, że to może zaszkodzić ich karierze. A przecież całe ich życie jest dowodem na to, że feministkami są. W pracy jednak lepiej się nie wychylać.
Tak naprawdę wcale nie musisz się bardzo starać… Za każdym razem kiedy podejmujesz niepopularną społecznie decyzję, zostajesz wojującą feministką. Kiedy masz własne pomysły na to, jak wychowywać dzieci. Gdy masz partnerski związek. A także w sytuacji, gdy wybierasz własne życie zawodowe zamiast poświęcać się macierzyństwu i rodzinie, a Twój partner zajmuje się dziećmi – za to też Ci się dostanie. Dostanie Ci się za zbyt wydekoltowaną sukienkę oraz za to, że nosisz workowate swetry. Za to, że się odzywasz, albo kiedy nie masz nic do powiedzenia. Jeszcze Ci się wydaje, że możesz uciec. Odciąć się od tego paskudnego słowa na F, ale to nieprawda. Kiedyś Cię ono dopadnie jako obelga, a potem jako fakt. Stwierdzisz, że właściwie to czemu nie? Jesteś feministką, bo masz własne zdanie i nikomu nic do tego. A potem spotkasz na imprezie kobietę, która zapyta Cię: co Cię skłoniło do takiej postawy, wiesz, feministycznej? I odpowiesz jej krótko: życie.
Nie ma co się chować, przed feminizmem nie uciekniesz.
Korekta: Artur Jachacy
środa, 27 lipiec, 2016 o godzinie 19:21
A ja myślę, że ściskanie mocno dłoni starszego człowieka, który chce całować dłoń to straszne faux pas – głównie przez różnicę wieku, tym bardziej, że to nie gest tożsamy z klepaniem w tyłek.
czwartek, 28 lipiec, 2016 o godzinie 08:44
To jak zwykle zależy od kontekstu, wiadomo, że się dłoni nie wyrywa komuś, kto jest od Ciebie mocno starszy.
niedziela, 17 lipiec, 2016 o godzinie 19:33
Widzę u siebie mnóstwo tych „męskich” cech 🙂 Najlepsze jest to, że terapeutka podczas terapii mówiła mi ciągle o kobiecości, a ja nie rozumiałam o co jej chodzi. Nadal nie rozumiem. Próbowałam długich włosów, spódnic, makijażu ale to nie jestem ja! To nie dla mnie! Lubię czasem ubrać spódnicę czy sukienkę ale w spodniach mi najwygodniej. Czasem coś pomaluję, jakieś oko czy coś ale robię to raz w roku. Uważam, że wszyscy mnie znają jako osobę niemalującą się i dobrze mi z tym. Nie są wcale zaskoczeni. Krótkie włosy są najwygodniejsze! Nawet miałam obcięte na 3mm. Teraz wiem, że kobiecość jest we mnie ale wcale nie oznacza gry w słodką idiotkę. Z resztą do diabła z kobiecością. Ważne, że jestem CZŁOWIEKIEM!
niedziela, 17 lipiec, 2016 o godzinie 15:57
Zgadzam się całkowicie w kwestii punktu #4 – w mojej pracy, w której poza jedną koleżanką są sami mężczyźni, uchodzę za osobę, która ,,wszystkich opierdala”. Generalnie jestem tą najgorszą, bo mam swoje zdanie, którego nie boję się powiedzieć, silny charakter i… ,,męski” uścisk dłoni. Niestety, zdarza mi się też przekląć. Już nawet nie zamierzam walczyć z tą łatką, chociaż na początku mi to przeszkadzało. Ostatnio usłyszałam w związku z powyższym, że jestem ,,niekobieca”. Bo kobiecość to bycie uśmiechniętą, słodką pierdołą, która nie ma swojego zdania i która musi być ślicznie ubrana. Jeśli tak ma wyglądać jedyna i słuszna kobiecość, to mam ją w nosie.
niedziela, 17 lipiec, 2016 o godzinie 12:19
Ano, ja to się już nasłuchałam. Włosy zgoliłam, to się mnie znajomi pytają, czy nie boję się, że mnie nikt nie chłopak rzuci, bo jestem ‚mało kobieca’. Jak im mówię, że chłopak jest zachwycony- to że on na pewno jest skrytym gejem :/. A już moje ‚lewactwo’ na sto procent zrujnuje mi życie a brak chęci do rozmnażania zamknie drzwi do prawdziwego szczęścia i będzie ostatecznie kosztował mnie tego ‚geja’ chłopaka. A kij im wszystkim w oko. Jakbym się tym wsztstkim miała przejmować, to by mi zycia nie starczyło.
poniedziałek, 27 czerwiec, 2016 o godzinie 12:10
Oh jak potrzebny tekst 🙂
Obciełam włosy. Na krótko. I ta jedna wizyta u fryzjera wywołała u mojego dobrego przyjaciela chęć rozmowy o tym czy jestem feministką. Bo krótkie włosy 🙂
A czy może lesbijką. Bo krótkie włosy.
Ale już na pewno lewaczką. Bo krótkie włosy.
Jak jesteś feministką + lewaczką to zamyka Ci to drogę do szczęśliwego związku (jakby bycie w związku było jedyną drogą do szczęścia kobiety).
Jak jesteś feministką to na bank Cię ktoś kiedyś skrzywdził (???)
Lewicujące poglądy zamkną Ci drogę do zarobienia w życiu jakichkolwiek pieniędzy.
Bo wnoszenie lodówki na 6 piętro. I praca w kopalni.
Nie rozumiem kobiet, które twierdzą, że nie są feministkami. Szczególnie w przestrzeni publicznej. Mega hipokryzja – jakby to ten zły feminizm nie dał im prawa do pojawiania się w przestrzeni publicznej.
Ale z takimi mężczyznami jak mój kumpel też nie wiem jak dyskutować 😛
czwartek, 30 czerwiec, 2016 o godzinie 13:29
Z tymi włosami to jest jakiś fetysz od dawien dawna. Ja mam prawie od zawsze krótkie włosy i też się z tego powodu nasłuchałam nie raz kretyńskich komentarzy 😉 Widać fryzura czyni feministkę!
niedziela, 26 czerwiec, 2016 o godzinie 22:38
[…] Nie ma ucieczki od feminizmu […]
wtorek, 21 czerwiec, 2016 o godzinie 21:05
Hej 🙂 Nie słyszałam wcześniej o Tobie, a wpadłam tu przypadkiem po linku od Kiciputka. Pozwoliłam już sobie zalajkować profil i właśnie pochłaniam teksty 🙂 I wanna more!
środa, 22 czerwiec, 2016 o godzinie 08:24
Dzięki wielkie, za to, że wpadłaś i cieszę się, że Ci się podoba. Zapraszam do zaglądania i pozdrawiam serdecznie! 🙂
niedziela, 17 lipiec, 2016 o godzinie 10:55
Sęk w tym, że niedbanie o własne prawa uważam za objaw ciężkiego kretynizmu. Jak ja o nie nie zadbam, nie zadba o nie nikt inny.
I w sumie nie dziwię się też drugiej stronie, że walczy o swoje ‚prawa’ pazurami i zębami (czyli też manipulacją). To raczej przejaw zwykłego, pragmatycznego stosunku do życia i inteligencji. Sama bym tak robiła, gdyby ‚niewolnik’ mi się buntował
:-)))))))))))))
poniedziałek, 20 czerwiec, 2016 o godzinie 21:46
Jestem feministką. Jak trzeba to i wojującą. Jestem z tego dumna.
wtorek, 21 czerwiec, 2016 o godzinie 09:29
I oto chodzi! 🙂
poniedziałek, 20 czerwiec, 2016 o godzinie 18:09
Myślę, że problem feminizmu na gruncie polskim jest taki, że wiedza na temat tego ruchu jest powierzchowna i znikoma. Postulaty radykalnych działaczek amerykańskich brzmiały kuriozalnie za żelazną kurtyną, gdzie kobiety (mimo panującej ogólnie mizoginii) chętnie sadzano na traktorach. O feminizmie trzeciej fali ani rozmaitych ruchach akcentujących różnorodność u nas się właściwie nie rozmawia, więc do słowa „feministka” na zawsze przykleiły się epitety typu „wojująca” czy „radykalna”. A przecież zupełnie nie o to w tym wszystkim chodzi.