Uda się nam wyciąć nie uda

1


Nie lubię swoich ud. A właściwie to nigdy ich nie lubiłam. Były moim największym kompleksem, powodem, dla którego nigdy nie założyłam mini, unikałam szortów i najchętniej trzymałabym się z dala od bikini. Od stóp do łydek się lubię, potem następuje przerwa od kolan do bioder, a od bioder do czubka głowy znajduje się akceptowalny fragment ciała.

Moja nienawiść zaczęła się wcześnie. Miała różne oblicza, o których gdzieś już kiedyś pisałam. Od zawsze czułam potrzebę działania w kwestii ud. Moi cierpliwi rodzicie widzieli, że mam z tym duży problem, i w liceum chodziłam na zabiegi guam, które oto miały cudownie zlikwidować kwitnące na mych udach królestwo cellulitu. Pojawił się on w okresie dojrzewania i został. Właściwie nie wiem dlaczego, zapewne dlatego, aby uprzykrzyć mi życie.

Przez lata własne nogi mnie dręczyły. Ustaliły mi styl życia i ubierania. Przez długi czas byłam wobec nich bezradna, ale nauczyłam się je akceptować. Z niezrozumiałych kiedyś, a zrozumiałych obecnie powodów byłam i jestem mimo wszystko kobietą atrakcyjną. Nigdy nie podpierałam ścian, bo zawsze sama szłam na parkiet i prawie zawsze zjawiał się ktoś, kto chciałby mi potowarzyszyć. Wchodziłam w związki, zakochiwałam się, a potem rozstawałam, a uda były. Czasem byłam grubsza, czasem trochę chudsza, ale to jakby nie miało na nie wpływu. Niezmiennie się ich wstydziłam.

Miałam dużo pomysłów na to, jak się ich pozbyć. Często wyobrażałam sobie, że biorę tasak i je po prostu zgrabnie okrawam. Poszłam kiedyś na zabieg, a raczej na serię zabiegów, które były dla mnie niezwykle bolesne. I bardzo drogie. Przyniosły jakąś poprawę, ale na krótko.

Na tasak się nigdy nie zdecydowałam, ale za to dwa lata temu podjęłam decyzję o tym, żeby po raz pierwszy w życiu iść na siłownię. Spotkać się z trenerem, ustalić trening, a potem się tego trzymać. Wcześniej zdarzało mi się biegać, ale to raczej były dłuższe i krótsze epizody,

z których właściwie nic nie wynikało. Wracając do ćwiczeń na siłowni to mogę powiedzieć jedno: to działa. Oczywiście nie w planie krótkoterminowym, ale jeśli potraktujemy siłownię, jako miejsce spotkań na wiele lat to tak. Tutaj nie ma bardzo szybkich efektów, ale jest ciągły progres. Powolny w moim przypadku, ale dający ogromną satysfakcję. W trakcie mojej już dwuletniej przygody z ćwiczeniami siłowymi zmieniły się także cele. Uda mnie interesują zdecydowanie mniej niż moja siła, wytrzymałość czy umiejętność poprawnego technicznie wykonania danego ćwiczenia. Poza tym wiem już o sobie na tyle dużo, żeby się nie zamęczać i pozwalać sobie na okresy intensywniejsze i te spokojniejsze. Wiem, że się szybko nudzę i dlatego potrzebuję czasem biegania, a czasem pływania, nie stronię od roweru, partii squasha, czasem wpadnę na jogę, a jak mam wielkiego lenia to staram się chociaż wyjść na spacer.

Teraz wiem, że w środku pod skórą, której nie lubię, są fajne, silne mięśnie. Dzięki nim mogę długo biec, pływać i jeździć na rowerze, a czasem nawet nauczyć się jakiegoś nowego kroku. A w razie potrzeby mocno kopnąć.

W tym roku po raz pierwszy kupiłam szorty, a potem w nich chodziłam. Kupiłam legginsy, chociaż niektórzy mawiają, że są one przywilejem, a nie strojem dla każdej kobiety. Nosiłam krótkie sukienki, chociaż fanką mini nigdy nie zostanę. Kupuję sobie jakiś krem na cellulit od czasu do czasu, ale właściwie to bardziej dla przyjemności niż wiary w jego działanie. Wiem za to, że nic mnie tak nie odpręża, jak sauna w towarzystwie moich przyjaciółek.

I tak myślę sobie, że moje uda są spoko. Łączą mnie ze światem i pozwalają robić bardzo dużo fajnych rzeczy, od tych prostych, jak chodzenie, po te bardziej skomplikowane, jak kroki do charlestona. Nie ma co się porównywać, bo zawsze znajdziemy kogoś, kto według nas będzie od nas fajniejszy. Będzie miał ładniejsze nogi i zgrabniejsze uda, tylko że chyba nie ma co tracić czasu na myślenie o tym. Można w tym czasie zrobić tyle fajniejszych rzeczy niż zamartwianie się jednym fragmentem ciała: na przykład pójść na siłownię. Albo pogłaskać kota…

Lady Pasztet blog

Zdjęcie zrobione podczas X Biegu Profi w Ostrzeszowie. Bieg na 10 km, temperatura 32 stopnie.

Korekta: Artur Jachacy.

Katarzyna Barczyk
vel LADY PASZTET