Zostawmy seks, porozmawiajmy o Was

8
I love feminism

W moim przypadku sprawdza się stwierdzenie, że najbardziej mnie inspiruje to, co mnie wkurza. Wkurzona chodzę od tygodnia, mam w sobie jakąś zadrę i nie za bardzo umiem powiedzieć o co chodzi. Gadam z przyjaciółmi i przeżywam, bo czuję, że coś we mnie tkwi.

Cały czas mielę spotkanie z Agatą Ruchel, które zorganizowały Róża i Agnieszka z Młodej Perspektywy. Jednak dziś trafiłam na to, co niewypowiedziane tkwiło we mnie bardzo mocno. Na blogu Agnieszki Mrozik odnalazłam wszystkie moje zastrzeżenia, co do tego o czym była dyskusja. Owe zastrzeżenia biorą się z tego, że ja nie do końca uważam, że seks powinien być głównym tematem rozważań na Panelu Młodych na tegorocznym Dolnośląskim Kongresie Kobiet.

Takie jest właśnie moje zdanie. Uważam, że przychodzi taki czas żeby sobie zadać pewnego rodzaju pytania.

Kim jestem? Czego chcę? Co mnie interesuje? Co mnie wkurza? Co lubię?

Ktoś, kto sobie ich nigdy nie zadał nie będzie miał udanego pożycia intymnego. Zadawanie takich pytań ma wiele wspólnego z feminizmem, który seksem zajmuje się raczej w kontekście. Nie każda rozmowa, wspomnienie, notka na blogu o seksie będą miały coś wspólnego z feminizmem. Bardzo często za to będą miały coś wspólnego z pop feminizmem. Lekkim, łatwym i przyjemnym. Skoncentrowanym tylko i wyłącznie na ciele z jednej perspektywy. Seks to nie tylko przyjemność, to także odpowiedzialność. Seks może być kwestią wykluczającą ze społeczeństwa. Seks może wiązać się z eksploatacją oraz wykorzystywaniem.

Seks w tej debacie musi mieć kontekst.

Sam seks jako taki, jest oczywiście sprawą bardzo istotną w naszym życiu, dającą wiele satysfakcji, pozwalająca na eksplorację albo i nie. Seks jest ważny, bez dwóch zdań. Kobieca seksualność oraz satysfakcja z seksu to także rzeczy niezwykle istotne. Powtarzam, żeby nie było, że mam coś przeciwko.

Ale seks bez kontekstu, w jakim o nim rozmawiamy, niesie według mnie ze sobą sporą dawkę niebezpieczeństwa. Niebezpieczeństwo to polega na tym, że dyskusja może zamienić się albo w poradnictwo, które i tak nikomu w żadne sposób nie pomoże. Nasze problemy związane z seksem, który my mamy z innymi ludźmi powinnny być przede wszystkim kwestią rozmowy z tymi ludźmi lub ze specjalistami. Jak sama przyznała Agata Ruchel, wszyscy przychodzą po instrukcję obsługi orgazmu, której ona, nawet jako specjalistka, nie posiada. Nikt nie ma takiej recepty. Taką instrukcję trzeba sobie zrobić samemu. Samemu sobie. Owszem, fajnie jest się rozwijać w tym temacie i jestem bardzo na tak. Podskórnie czuję jednak, że tutaj się dzieje coś innego.

No właśnie, co? Z jednej strony obawiam się, że nadawanie ogromnego priorytetu seksualności może miewać konsekwencje dołujące i zniewalające. Oczekujemy bowiem, że ktoś nam powie wprost jaka jest NORMA i, że się w tej oto normie odnajdziemy. Sprawa wcale nie jest taka prosta. Pop feminizm to dla mnie te wszystkie gazety oraz inne media, teraz zwłaszcza popularne portale, które rozsiewają poradniki o tym „Jak mu zrobić dobrze?” bez głębszej refleksji nad własnym ciałem i oraz drugą osobą albo trzecią i czwartą. Sami niejednokrotnie stawiamy sobie oczekiwania, których nie są w stanie spełnić inni ludzie albo czasem i my sami. Presja tego, żeby zawsze i wszędzie być gotowym na spektakularne seksualne ekscesy może okazać się niszcząca. O tym także Agata Ruchel wspominała. Pisała o tym także Nat, że bywają i okresy bezseksie w życiu naszym i nie ma co z tego powodu ronić łez. Bywa różnie. Trzeba strasznie dużo dojrzałości, żeby się ogarnąć w tej kwestii.

Dlatego może… warto porozmawiać o seksizimie? Seks i seksizm to nie jest to samo, ale na pewno da się pogadać o tym, co oznacza seksizm w kontekście seksu i seksualności. To wciąż powracające pytanie o to, dlaczego z jednej płci dajemy prawo (kultura, w której dorastamy) do niczym nieskrępowanej aktywności seksualnej a drugą potępiamy? To dyskryminacja i warto o tym mówić także i w tym kontekście. Z czego wynika nasze potępienie wobec kobiet uprawiających seks z wieloma partnerami? Dlaczego cały czas karmi się nas narracją o tym, że spełnienie kobiety może nastąpić tylko w związku z mężczyzną (sic!) i do tego najlepiej jednym przez całe życie? Jaki to ma wpływ na nasze życie seksualne?

Idźmy dalej i zastanowymy się na to, jak wpływają te pop feministyczne gazety i portale na nasze postrzeganie własnego ciała. Idealne, gładkie, bezcellulitowe, jędrne biusty i pośladki mogą wpędzić w deprechę niejedną kobietę a i niejednego mężczyznę rozczarować. Przestałam kupować czasopisam dla kobiet, bo nie znoszę tej presji, jaką na mnie wywierają w kwestii wyglądu. Wydaje się, że ta machina została stworzona po to, abyśmy się całe życie koncentrowały tylko i wyłacznie na wyglądzie. Ja lubię o siebie dbać i mam pomalowane paznokcie, ale czuję się naprawdę wolna, kiedy to ja decyduję o tym, gdzie i kiedy się maluję lub nie. Wolę oglądać burleskę, bo wtedy mam do czynienia z realnym ciałem, z żywą osobą, która różni się od tego, co widzę w kolorowej prasie. Pogadajmy o tym, jak to na nas wpływa i jak wygląda nasza samoakceptacja. To ona jest niezbędna do tego, żeby mieć fajny seks. To jest kontekst o który mi chodzi.

A przede wszystkim chodzi mi o to, o czym napisała wspomniana wyżej Agnieszka Mrozik. Zanim zacytuję to chciałabym powiedzieć, że kiedy spotykam się z dziewczynami z Młodej Perspektywy to ja po prostu nie wiem, kim one są. Czuję, że się różnimy i wcale nie potrafię tak łatwo zyskać z nimi wspólnego prozumienia, jakie złapłam w lot z organizatorkami Kongresu, które są ode mnie starsze i bogatsze w doświadczenia życiowe. Tutaj czuję ścianę i bardzo bym chciała te ścianę przełamać. Oczywiście zakłada to, że obie strony nad tym pracują. Ja po prostu jestem zdezorientowana, bo nie wiem kim jest mój rozmówca. Chciałabym wiedzieć i zrozumieć, poznać, dowiedzieć się. To wymaga otwarcia dwóch stron. I tego, że obie zabiorą głos. Ja słyszę ciszę.

Mrozik pisze tak:


Kobiety – młode – niemal całkowicie oddały mężczyznom pole w tej dyskusji dotyczącej ich ciał, ich praw, ich godności, ich życia. One nawet nie dały sobie odebrać głosu, one dobrowolnie z niego zrezygnowały.

Zabrzmi to pesymistycznie, ale utwierdziłam się dziś w przekonaniu, że stało się czy też dzieje się coś bardzo złego z dziewczynkami i młodymi kobietami w Polsce. Otóż dziewczynki i młode kobiety w Polsce zaniemówiły. Nie znamy ich poglądów, nie wiemy, co myślą, nie wiemy, czego chcą w jednej z najbardziej fundamentalnych spraw dotyczących ich życia: ciała, seksu, prokreacji. Przekonywane przez media i twórców kultury popularnej, że mają tylko ładnie wyglądać i dobrze się prezentować, dziewczynki i młode kobiety robią dokładnie to, czego się od nich oczekuje: dbają o urodę, interesują się modą, głowią się nad tym, jak przyciągnąć uwagę mężczyzn. I nie mówią. Nie mają własnego zdania. Pozwalają, by w ich imieniu, za nie, obok nich wypowiadali się mężczyźni. Lub – niestety – kobiety, które broniąc własnej pozycji, własnych interesów, układów, w których tkwią, zapominają, że ich rolą w przestrzeni publicznej jest także, a może przede wszystkim dbanie o interesy słabszych. A słabsze w tak patriarchalnym, mizoginicznym wręcz środowisku polityczno-dziennikarsko-eksperckim, jakie mamy w mainstreamie polskiej debaty publicznej, są właśnie dziewczynki i młode kobiety.

Dlatego nie rozmawiajmy o seksie tak po prostu. Znajdźmy mu właściwe miejsce i kontekst. Poznajmy się. Pogadajmy.

Wbrew pozorom nie jestem fanatyczną fundamentalistką. Mam przyjaciół, którzy moich poglądów nie podzielają. Uczymy się o tym rozmawiać, chociaż nie bywa łatwo. Jestem otwarta, ale nie bezkrytyczna. Odporność na krytykę się przydaje, a wypowiedzenie swojego zdanie może bardzo pomóc… w łóżku. Bo to w końcu my decydujemy o tym, czego chcemy.

Katarzyna Barczyk
vel LADY PASZTET