Poradnik randkowy dla feministki

16


Kolega mi przypomniał, że jutro Dzień Chłopca tudzież Chłopaka, bo nie wiem jak to się teraz mówi. Nie jestem nim zainteresowana jakoś specjalnie, ale przypomniało mi się, że kiedyś w miłych okolicznościach przyrody jeszcze inny kolega, który z drwiącym uśmieszkiem wysłuchiwał moich żałosnych sprawozdań z nieudanych randek, podsunął mi pomysł na testowanie przyszłych-niedoszłych chłopaków. Otóż chodziło o stworzenie szybkiego sposobu na rozpoznanie, czy z danym osobnikiem będę chciała mieć cokolwiek wspólnego czy nie.

Dzień Chłopaka oraz "friendzone"
Ona jeszcze nie wie, czy on przypadkiem nie jest fanatykiem Kucyków Pony i Judith Butler.

I tak sobie dziś pomyślałam, że zapytałabym o kilka rzeczy a na jeszcze inne pozostała czujna. Żeby napisać taki mały poradnik randkowy dla feministki.

Krótki przegląd przed Wami, jak kiedyś pójdę jeszcze na randkę to dam znać, czy się udało przeprowadzić badanie.

Po pierwsze: zapytałabym wprost co sądzi na temat feminizmu. To dla mnie ważny temat, który nie łączy się tylko z byciem kobietą, ale jest wg mnie sposobem patrzenia na świat i dostrzegania w nim problemów oraz sposobów na ich rozwiązanie. Nie wyobrażam sobie budowania związku z kimś, kto myśli o świecie zupełnie innymi kategoriami politycznymi.

Zapewne po drugie starałabym się dowiedzieć, jak najwięcej o jego stosunku do kobiet nie tylko pytając wprost, ale także uważnie obserwując. Z prychnięć, wzdychania oraz tonu można wyczytać całkiem sporo, a więc to na pewno byłaby wskazówka czy nam ze sobą po drodze.

Obserwowałabym jak reaguje na kwestie płacenia rachunków za wizytę w kinie, w restauracji czy na koncercie. Otóż uważam, że fajnie jest przyjąć system wzajemnej wymiany i nie tylko brać ale i dawać. Daję się zaprosić na kawę, bo czemu nie, ale chciałabymmóc również kogoś na nią zaprosić.

A co do płacenia za kogoś, to… Fascynujący jest dla mnie problem, o którym pisze bloger StayFlay, który omawia kwestię „friendzone” czyli, w skrócie: ty byś chciał, a ona nie i w związku z tym nadal próbujesz, bo myślisz, że coś się zmieni. Co prawda sama notka to jedno, mnie jednak uderzyło zdanie z listu od czytelnika:

„Przyznaję, że po tym czasie i pieniądzach jakie w nią zainwestowałem nie chcę odpuszczać, zwłaszcza, że naprawdę mi sie podoba.”*

Chciałam dodać coś od siebie, tak przy okazji dla tego Anonimowego Czytelnika. Otóż żaden człowiek nie jest czyjąś inwestycją. Niezależnie od tego, czy się mu kupi nową konsolę czy wejście na koncert ukochanego zespołu, to pewnie przyjmie prezent, bo wszyscy je lubimy, ale nie oznacza to że nagle stanie się naszym kochankiem czy kochanką. Jeśli natomiast tak to działa, to raczej nie jest to relacja miłosna tylko prostytucja albo sponsoring i fajnie to sobie omówić i nazwać wprost. Z faktu postawienia kolacji koleżance nie wynika wprost to, że ta koleżanka przestanie Cię traktować jak kolegę i zostaniesz jej chłopakiem. Jeśli komuś się nie podoba nasza osoba, to poczęstowanie go lub jej winem i ciasteczkami nie zmieni jego „NIE”. Bo to nie jest „NIE” dla naszego towarzystwa, ciasteczek lub wina, ale „NIE” dla bliższego kontaktu, w tym seksualnego.

To takie proste, że aż mi smutno, że muszę to napisać. Uznajmy to za dopowiedzenie punktu trzeciego.*

Jest w tym fragmencie tyle patriarchalnego podejścia do kobiet rodem z wieków poprzednich, że aż się słabo robi.**

Co po czwarte? Doprawdy nie wiem, co jeszcze, bo słabo się znam na randkach. Ważne, żeby ktoś szanował moje granice i żebym się czuła bezpiecznie, na tyle bezpiecznie, że mogę w każdej chwili sobie pójść. On też może, bo to jego wybór. Pewnie wtedy kupię sobie wino, paczkę chusteczek higienicznych oraz jakiś kryminał, ale na pewno nie będę przekonywać, żeby mnie przeniósł z sfery „friendzone”, bo jak się bardzo postaramy to będziemy parą. Akurat. Już to widzę. A jeśli zdążyłam mu kupić konsolę w międzyczasie to moja strata.

Jakie pytania można by dodać? O co jeszcze podpytać? Może jakaś ekspertka mi podpowie…

Katarzyna Barczyk
vel LADY PASZTET