Piszę ten wpis już trzeci raz. Zapewne oznacza to, iż nie będzie to najbardziej udana notka. Te najlepsze są prosto z serca, z trzewi, z wkurwu, ze smutku. Z emocji.
Tak naprawdę pisałam to już kilka razy, jak nie kilkanaście. W głowie powstawały kolejne wersje. Prowadziłam wtedy samochód albo biegałam. Może tuż przed zaśnięciem widziałam w głowie ciąg liter. I wciąż nie umiem tego napisać.
Coraz więcej czytam na ten temat. Staram się wiedzieć, bo wiem, że wiedza o danym zjawisku to broń. Nie wiem, dlaczego tak mnie interesuje przemoc. A może już wiem i dlatego nie potrafię powstrzymać emocji, jakie wywołuje we mnie ten temat.
Co powinnam o sobie napisać? Byłam ofiarą? Stałam się nią? Jestem osobą pokrzywdzoną? Jest nas tak wiele, że to nie jest żaden specjalny wyróżnik. Codziennie jakaś z nas zostaje skrzywdzona. Czy to powód, żeby się tym chwalić? Publicznie przeżywać? Pisać o tym na blogu?
Przemoc jest fascynującym zjawiskiem głównie dlatego, że ma tyle różnych form i odcieni.
Bywa subtelna, jak ciągnięcie za włosy. Końskie zaloty, no wiecie. W końcu to nic poważnego, bo przecież, jak ciągnie za warkocz, to mu się podobasz. Nie płacz i nie rób cyrku.
Potem staje się troszeczkę inna. Wciąż nie zostawia widocznych śladów. Małe uszczypnięcie w pośladek. Ręka na dekolcie. To normalne! Przecież chłopcy są zafascynowani dojrzewającymi koleżankami. Koleżanki zresztą też. Nie zapomnę, jak dwie z bardzo mi bliskich w gimnazjum ściągnęły mi w szatni majtki. Pamiętam, chociaż przez wiele lat nie pamiętałam. To takie zabawy, nic się nie stało, przecież one żartowały, nie chciały zrobić niczego złego. A ja pamiętam. Może Ty też pamiętasz?
W końcu są jakieś randki i różni chłopcy. Pierwsze zakochania. Chcesz się podobać. Walutą podobania się jest pewna dostępność. Chociaż w sumie to nie mogę narzekać. Żaden z bardzo mi bliskich mężczyzn nie zrobił mi nigdy krzywdy. No może raz, ale to była moja wina. Na pewno moja. Woodstock, namiot, alkohol, jakieś ciche nie. Za ciche. No, ale to chłopak. Z chłopakiem dziewczyny się kochają, czy chcą czy nie. Nawet, jak chce im się wymiotować. I w końcu po co to przeżywać tak cały czas od nowa. Opowiadać.
Potem jest blog, ale na całe szczęście dryfuję w odmętach internetu całkiem spokojnie. Nie spotkał mnie żaden większy troll. Chociaż w sumie… oto mój były chłopak, bo latach wynurza się z odmętów sieci, by powiedzieć mi, że tak właściwie to powinnam sobą gardzić. Jeszcze rok temu gadaliśmy na ulicy, co za miłe, nieoczekiwane spotkanie. Teraz pluje jadem. Patrzę na godzinę dodania komentarza. Późno było, pewnie mu się zdarzyło po czymś tam. Po co wnikać. Rozmyślać, płakać i się przejmować. Tak sobie mówię, kiedy po przeczytaniu tego nie mogę spać w nocy. Skoro mnie dotknęło, to pewnie jest w tym prawda?
I na koniec mija już rok, odkąd przyszło mi zapłacić za bycie mną, już nie chcę tego opisywać. Zrobiłam to raz. Chociaż udawałam wtedy, że to historia kogoś innego. Nie byłam w stanie napisać tego w pierwszej osobie. Wciąż jednak mam w głowie pytania, którymi z chęcią się podzielę: czy wypiłam za dużo? Może po nim było widać, że będzie chciał zrobić mi krzywdę? Czy to była moja sukienka? I kiedy rozdarł mój stanik, to w sumie bałam się, że tę sukienkę też popruje. A taka jest piękna i tak ją lubię. Jak komuś wytłumaczę, że jest podarta? Sukienka ocalała. Moja szyja tak nie do końca. Podniecał go mój strach i dezorientacja. Czym jest jakieś lekkie podduszenie, inne mają gorzej. Inne dziewczyny naprawdę zostają zgwałcone. Mnie tylko trochę poobijał. W sumie fuks. Fuks to przyjaciel, który wszedł do pokoju i przestraszył typa. Typ wyszedł z imprezy z moim „spierdalaj” na pożegnanie.
To się zdarzyło. To się zdarza. To się będzie zdarzać. Czasem to będzie uderzenie, innym razem zazdrość i próba kontroli.
Fascynują mnie sprawcy przemocy, chociaż na pozór niczym się nie wyróżniają. Są jak ci, którzy krzywdzą zwierzęta. Musisz kimś bardzo gardzić, żeby go skrzywdzić. Czuć, że jest słabszy. Wiedzieć, że przejmiesz nad nim kontrolę. Szukasz kogoś, kto Ci ułatwi zadanie. Lekko podpitej dziewczyny albo bardzo nieśmiałej, uległej. Lub nazbyt pewnej siebie, bo pewnie dzięki przebojowości coś tam ukrywa. Sprawca obserwuje i ocenia szanse. Podnieca go nie seks, a możliwość sprawowania władzy. To musi być upajające. Wrzucić kota do pralki. Zgwałcić koleżankę z pracy. Wylać benzynę na żonę. Uderzyć dziecko.
Wiem, że takich projektów jest wiele. Są spektakularne, kiedy pokazują gwiazdy. Wstrząsające, gdy dzień po dniu widzimy jak zmienia się czyjaś twarz. To zazwyczaj twarz kobiety. Czasami podbite oko mają hinduskie boginie. Innym razem to dzieła sztuki apelują o zauważenie przemocy. Takie akcje spotykają się czasami z potępieniem. Wciąż koncentrujemy się na osobie, która przemocy doznaje, a nie która ją zadaje.
Trudno jest sportretować sprawcę. Wiem, pamiętam i mam to wypalone gdzieś w podświadomości, jak to jest uderzyć słabszego. Zrobiłam to raz. Wiem, jakie to uczucie. Może dlatego na zdjęciach wykonanych przez cały zespół, o którym zaraz, są dwie strony tej samej osoby. Jako przypomnienie? Upomnienie? Nie wiem. Czułam, że tak będzie dobrze. Że tak będzie miało to większy sens, chociaż sens ów wyklarował się kiedy zaczęłam pisać tę notkę. Po raz trzeci.
Wymyśliłam sobie, że zrobimy zdjęcia na których widać ślady pobicia. Zdjęcia mojej twarzy. Mam szczęście, bo nigdy nikt mnie tak nie pobił. To tylko makijaż, ale… mam świadomość, że mogło być inaczej. Że to może przydarzyć się mnie, Tobie, mojej przyjaciółce, Twojej siostrze albo Matce. Że to się zdarza każdego dnia. Że musimy o tym mówić, żeby to powstrzymać. Trwa 16 Dni Przeciwko Przemocy i to doskonały czas, aby szukać informacji.
Bardzo dziękuję Dagmarze Drzazdze, Agnieszce Freus, Ewelinie Napieralskiej, Wojtkowi Stachurskiemu oraz Mateuszowi Antkowiakowi, czyli zespołowi www.wizaż-online.pl za zrealizowanie tego projektu. Za to, że chwycili mój pomysł i że bez wahania się włączyli w jego realizację. Za rozmowy podczas sesji, po sesji, dzięki którym ta notka wygląda tak, a nie inaczej.
Na koniec chciałam wspomnieć o książce Virigine Despentes „Teoria King Konga”, o której już pisałam na tym blogu. Autorka pisze tam o gwałcie, którego doświadczyła i który koniec końców stał się dla niej bodźcem tak silnym, budzącym takie pokłady energii i emocji, że przepracowała go w pozytywne doświadczenie. W pewnym sensie przejęła to, co ją tak bardzo zabolało i zrobiła z tego coś nowego, a mianowicie napisała sztukę, a potem książkę. Mówienie o swoim doświadczeniu pozwoliło zobaczyć jej siebie samą nie jako bezwolną ofiarę, ale jako King Konga. Kogoś, kto mimo, że jest nierozumiany ma siłę i władzę. Super by było, gdyby nasze doświadczenia udawało się tak przepracowywać. Pewnie nie zawsze jest to możliwe, ale daje to cień nadziei, że z osoby pokrzywdzonej możemy stać się osobą bardzo samoświadomą i silniejszą. I tego bardzo, bardzo Wam życzę.
środa, 18 październik, 2017 o godzinie 00:50
[…] Katarzyna Barczyk, Lady Pasztet, Przemoc to nie abstrakcja, to doświadczenie […]
czwartek, 10 grudzień, 2015 o godzinie 00:07
Te akcje nic nie dadzą, dopóki policja będzie zrzucać winę na ofiarę, a sądy umarzać sprawy.
Jestem ofiarą, podpisuję się pod tym, co padło wyżej: rację ma ten, kto ma pieniądze i prawnika. Ofiary nieporadne, nie potrafiące zbierać dowodów, znaleźć prawnika i przebijać głową muru nie mają ŻADNYCH szans. Mogą co najwyżej uciec.
środa, 09 grudzień, 2015 o godzinie 10:21
Kasiu, bardzo dobry tekst 🙂
wtorek, 08 grudzień, 2015 o godzinie 22:35
weszlam bo ….doswiadczylam przemocy ….a moze doswiadczam nadal majac o tym swiadomosc pozwalam na to i chyba to jeszcze bardziej.boli niz ja dostawac …..
poniedziałek, 07 grudzień, 2015 o godzinie 21:30
Jakbym czytała o sobie… Jakbym sama się odważyła napisać.
Ja od dziecka nikomu już nie mówię co mnie spotyka. Od czasu gdy „łapali” mnie pedofile i jeszcze oberwało mi się za to od mamy, że to moja wina, bo jestem zbyt ufna, zbyt miła…
A przecież to od niej zawsze słyszałam: nie pyskuj, cicho bądź jak dorośli rozmawiają, nie mądrzyj się, a kto cię przegada, powiedz ładnie „dzień dobry” itd.
No więc później byłam miła…
Ten pierwszy był najgorszy, bo miał nóż. Ja miałam 6 lat. On był stary. Byłam mała więc dla mnie starość była po 20-tce. On był może nawet po 30-tce. Nie wiem. I nigdy się nie dowiem. Nieważne.
Nie wiem czemu mnie nie zabił. Kazał mi rozebrać się do naga. A gdy zaczęłam płakać, przystawił mi do szyi nóż…
Ten drugi był starszy. Ja miałam już prawie 9 lat. Przygotowywałam się do I komunii. Ale ten tylko mnie nastraszył. Uciekłam, bo spłoszył go mój płacz.
Moja wielka miłość, starszy ode mnie niecałe 2 lata. Zaczęliśmy spotykać się po śmierci mojego taty. Miałam 20 lat.
Zaszłam z nim w ciążę. Byłam taka szczęśliwa, choć bardzo się bałam. Zabronił mi urodzić. Zakazał mi komukolwiek mówić. Zresztą – gdzie znalazłabym zrozumienie? On taki młody, ambitny, na studiach. Wszystkimi kręcił jak chciał. Ja ciągle niepewna, zbyt emocjonalna, niepoważna.
Jak mieliśmy wypadek i wykręcił kierownicą tak, żebym ja dostała latarnią to siostra wyzwała mnie od histeryczek kiedy w szoku zaczęłam się trząść i płakać. On nawet nie zawiózł mnie do szpitala…
Więc wtedy o ciąży powiedziałam dwóm koleżankom. Jedna bardziej pogubiona od drugiej. Nie doradziły tak jak pragnęłam.
Szukałam wsparcia, zrozumienia. Kogoś kto przytaknie i powie: musisz urodzić.
Ale nie było nikogo takiego.
Złamałam się. Zresztą nie odstępował mnie na krok. Załatwił lekarza…
Wierzgałam nogami i płakałam mimo głupiego jasia. Pamiętam widok resztek ciałka… naszego dziecka.
Po wszystkim zawiózł mnie do siebie, żebym odpoczęła. Widać, że miał już doświadczenie. Potem zabrał mnie… na piwo do pobliskiego pubu. I przyznał się, że lekarz wyprosił go na korytarz i zrobił mu awanturę, bo „dziewczyna była gotowa na macierzyństwo”.
I tak co jeden to lepszy.
Myślałam, że za karę nigdy już nie zajdę w ciążę.
Nawet przestałam już się zakochiwać. Jakoś już nie umiałam.
Ale krótko przed 30-tką gdy mieszkałam sama pod miastem i znów jakiś dziwny typ, wieczorem na ulicy chciał mnie skrzywdzić, uznałam, że znajdę kogokolwiek. Byle tylko nie być już samą.
I właśnie z tym kimkolwiek w dniu śmierci Papieża odpuściłam i było mi wszystko jedno, że się nie zabezpieczyliśmy. Płakaliśmy. Wszyscy wtedy płakali. Było tak smutno. A zarazem tak inaczej, „magicznie”.
Zaszłam w ciążę. Znów byłam nieziemsko szczęśliwa. Teraz to jego poświęciłam. Nie kochałam go zresztą. Nie wyobrażałam sobie wychowywać z nim dziecko. Nawet opieki naprzemiennej nie brałam pod uwagę. Pozbawiłam go praw rodzicielskich. Byłam sama z synkiem.
On zresztą wyparł się ojcostwa gdy już było wiadomo, że nie będziemy rodziną . Ale testy DNA potwierdziły ojcostwo i sąd przyznał jakieś śmieszne alimenty.
Od ponad 4 lat mieszkam z dzieckiem za granicą gdzie rok temu chyba już ekstremalnie źle trafiłam – na cudzoziemca – psychopatę. Zaburzonego gościa, który psychicznie niemal mnie zrujnował.
Ale paradoksalnie – uważam to za moje odrodzenie. Bo chyba pierwszy raz uczciwie i z czułością, bo wyłącznie we własnym towarzystwie mogłam zmierzyć się z moim bólem, poczuciem pustki, żalem. I po raz pierwszy mogłam sobie powiedzieć – koniec życia w roli ofiary! 🙂
W mężczyzn nie przestałam wierzyć. Bo widzę wielu dobrych, wspaniałych.
Po prostu teraz najważniejsza jestem sama dla siebie. Mój syn. Nasza mała rodzinka…
wtorek, 08 grudzień, 2015 o godzinie 07:40
Cieszę się bardzo, że udało Ci się wyjść cało i że masz syna i swoją rodzinę, tak jak chciałaś. Bardzo mnie poruszył Twój komentarz i opisana w nim historia. Dzielna jesteś, wielkie uściski przesyłam!
poniedziałek, 07 grudzień, 2015 o godzinie 11:45
I almost wanted to cry reading about you suffering something like that in your past. Maybe I was raised in a different culture or social environment, so I am all the time thinking this happens to *other* people, people I don not know, from different social backgrounds, from far away… being raised by women and among them, I never felt the need to express myself in a different way than through talking, and agression is something i never dealt with, aside from navy times, but I feel guilty reading that some *men* ( due to some form of complex, I suppose, and with a really low ego, that needs to be put higher through this sort of behaviour) could do something like that. I feel sorry for them, really, I will just want to give you a hug right now, Kasiu, and i finished my rant and come back to work
wtorek, 08 grudzień, 2015 o godzinie 07:47
Mario… you don’t have to cry. I know that sounds very bad but this is also a part of my live and I thought about it a lot and I know why those things are happening to girls in Poland. It is a different culture and society has a lot to do with gender bias and stereotypes that are shaping our minds in Poland. My experience is nothing special in and I guess that a lot of girls in have many similar stories and this is something that we should talk about because without talking and knowing is really hard to do something about it. I’m glad that you are reading my blog and I feel your support 🙂
poniedziałek, 07 grudzień, 2015 o godzinie 11:32
Od kilku lat jestem w przemocy emocjonalnej. Nie widać, a boli. Boli bardzo. Rok temu zaczęłam mowic. Prosić o pomoc. Wiele instytucji, prawników, psychologów. I co ? Nic ! Usłyszałam – w tym kraju rządzi ten kto ma kasę. On ma.
Po 20 latach opieki nad niepełnosprawną córką I trójka dzieci zaczynam od poczatku. Czy starczy mi sił? Nie wiem. Najbliżsi stukają się w glowe mówiąc- siedzibę głupia cicho , przecież on Tak dobrze zarabia , odbiło ci ? Ano odbiło. Tylko czy sił starczy?…..
poniedziałek, 07 grudzień, 2015 o godzinie 11:25
Dziękuję za ten wpis. Napisała Pani bardzo ważną rzecz – kampanie przeciwko przemocy koncentrują się głównie na ofiarach, nie na sprawcach. Zapominamy, że to nie potwory żyjące pod ziemią, a ludzie, których mijamy w tramwaju, na ulicy. Być może dzieje się tak również dlatego, że łatwiej jest utożsamić się z osobą, która doświadcza przemocy, niż z tą, która cierpienie zadaje. Uczucia żywione do ofiary są łatwiejsze. Myśląc, czy patrząc na sprawcę czujemy się mniej bezpieczni, bo to może spotkać każdego z nas. Tak więcej pozostaje on bardziej w krainie społecznej abstrakcji, niż realnej codzienności wielu osób doświadczających przemocy.
Mówienie o przemocy jest istotne, ważne i potrzebne również dlatego, by osoby, które czują się osamotnione i w sytuacji bez wyjścia dowiadywały się, że nie są same, i że nikt nie ma prawa do poniżania kogoś w jakikolwiek sposób. Pomoc i wsparcie jest możliwe, i dzieją się każdego dnia. Tak jak Pani wpis. Pozdrawiam.
niedziela, 06 grudzień, 2015 o godzinie 23:15
Mój wykładowca – psychiatra, zawsze nam powtarzał, że jeśli mężczyzna raz uderzy, to na pewno zrobi to jeszcze raz, tylko tym razem pięścią. Kobiety pierwsze uderzenie potrafią wytłumaczyć, z każdym następnym się godzą, akceptują, nie widzą wyjścia i często go nie mają, bo społeczeństwo przyzwala, a prawo sobie nie radzi. I tylko blizny zostają.
Takie wpisy są ważne, potrzebne. Dziękuję.
poniedziałek, 07 grudzień, 2015 o godzinie 05:42
To ja dziękuję, że spotykają się ze zrozumieniem. Bałam się, że tak nie będzie. Pozdrawiam!
niedziela, 06 grudzień, 2015 o godzinie 20:06
Nie wszystko da się naprawić,jak i nie o wszystkim można zapomnieć,chciałoby się,ale zakorzenia się nazbyt masywnie i głęboko..
Ja też pamiętam…tylko wtedy wydawało mi się,że być może zasłużyłam,taka byłam omamiona,nie byłam sobą…stałam gdzieś z boku tej skórnej powłoki i nic nie mogłam zrobić..a może jednak mogłam..
Pytanie brzmi ,dlaczego nie zrobiłam nic…
Ciągnęło się latami..już się pogubiłam,nie wiedziałam co gorsze,przemoc fizyczna ,czy psychiczna…dziś już wiem…
Dziś z całą swoją świadomością…moge powiedzieć…
Że kawałek po kawałku Kat – Oprawca zabierał wszystko w co wierzyłam i wierzyć chciałam..
Sprowadził mnie na samo dno…w szambo emocjonalne…ofiary współuzależnienia mijamy na ulicach każdego dnia…spoglądam w oczy kobiet i już wiem ,rozumiem…i nadal boli…
Pozdrawiam Ciebie i Jole…Sylwia- blue jeans
poniedziałek, 07 grudzień, 2015 o godzinie 05:42
Czasami nie można zrobić nic, ale też nie można cały czas za to się biczować i obwiniać. Jest kobiet, które cierpią i którym bardzo trudno pomóc, ale to nie niemożliwe. Pozdrawiam i życzę dużo siły…
poniedziałek, 07 grudzień, 2015 o godzinie 09:10
Otóż to,ale jeśli ktoś latami próbuje udowodnić ,że jesteś nikim to z czasem zaczynasz w to wierzyć,z tej nicości długo się wychodzi,bynajmniej tak było w moim przypadku.
Nadal uważam ,że temat przemocy pod każdą postacią,jest wielką niewiadomą,wstydzimy się mówić..boimy się odejść..zaczynać od początku ,takich kobiet jest wiele jeszcze..wycofane z życia wierzą tylko w fakt ,że całkiem same z dziećmi ,bez swojego Pana – nie poradzą sobie,tak właśnie udeptany mają system wartości…
Ubolewam nad tym…dlatego warto ,jeszcze raz i jeszcze i więcej mówić…mówić..
A panowie?nie spotkałam się ze zrozumieniem z ich strony,obeszło się pustym echem…poza jedny wyjątkiem- moi synowie..
Uczestniczyli w tym piekle …to Oni właśnie motywowali,dodawali sił..
Byli …choć to ja wówczas powinnam być dla Nich oparciem…
Czasami dzieci przejmują nasze role…choć na chwilę..
W jednym momencie doznałam olśnienia…nastąpił rozdział – przebudzenie…
Mnie się udało…dzięki Nim ,przyjaciołom,których została garstka,jak wiemy ludzie nie lubią cudzesów na barkach,boją sie swoich własnych reakcji,omijają Cie szerokim łukiem..
Przebudziłam się ,ocknęłam ,żyje…nauczyłam się myśleć…
Myślec jako Ja – Sylwia…
Pozdrawiam gorąco…przesyłam moc otuchy ..
niedziela, 06 grudzień, 2015 o godzinie 19:24
Brawa za odwagę, trzeba o tym dużo mówić, bo niestety większosć osób jest nieświadoma, włącznie z samymi ofiarami… A to daje przyzwolenie na dalsze takie traktowania. Też tu piszę o sobie. Chodziłam w liceum do „męskiej” klasy, więc siłą rzeczy miałam wielu świetnych kolegów. To co nas łączyło, to głównie alkohol, zabawa. No i zdarzyło się raz, byłam tak spruta, że nie wiedziałam co się dzieje, w końcu to przyjaciele, zawsze im ufałam. Czy bardziej przyjaciel… Do stosunku nie doszło na szczęście, ale pamiętam co wtedy mi robił. Pamiętam jak go ledwo żywa próbowałam nieudolnie odpechnąć, jak mruczłam półprzytomna pod nosem, żeby mnie zostawił. W zasadzie przez kilka lat po tym byłam pełna wstydu, myślałam że to moja wina, jak śmiałam do tego dopuścić. Z towarzystwem oczywiście zerwałam, i tak wszyscy się z czasem rozeszli. Najgorsze było to uczucie, że czułam się strasznie nieuczciwie wobec chłopaka, ale kiedyś mu się „przyznałam” i na szczęście dalej jesteśmy razem, choć nigdy potem do tego tematu nie wróciliśmy.
W zasadzie miałam to wspomnienie na długo wyprane z głowy, dopiero tak niedawno do mnie wróciło i nagle zaczęłam mu się przyglądać z trochę innej perspektywy. Poniekąd dzięki takim wpisom jak ten.
I mam też niestety obawy, że takich przypadków jest dużo, dużo, dużo więcej.
W końcu „to tylko chłopaki”.
poniedziałek, 07 grudzień, 2015 o godzinie 05:30
No i właśnie w tym jest problem, że tak wszyscy mówią „to tylko chłopaki” i to automaycznie ich wybiela, umniejsza ich winę i sprawia, że właściwie trudno im cokolwiek zarzucić. A to jednak są myślące istoty, które powinny brać na siebie odpowiedzialność za swoje najbardziej kijowe poczynania. Za zrobienie komuś krzywdy, może mała jestem, ale mam nadziję, że tym wszystkim „chłopakom” to się czasem śni, że do nich wraca i że budzą się w środku nocy i myślą, ale ze mnie dupek.
niedziela, 06 grudzień, 2015 o godzinie 16:25
Kasiu- jesteś piękna. Masz piękną dusze, piękny rozum, piękną buzię też- ale to wewnętrzne piękno i mądrość jest najważniejsze. Miałam kiedyś takiego pięknego syna, marzyłam o takiej żonie dla niego. Do dupy to życie czasami…
niedziela, 06 grudzień, 2015 o godzinie 17:11
Jolu… jesteś najwspanialszym przykładem tego, że można dać sobie radę ze wszystkim. Że można się śmiać, kochać i być otwartym na ludzi mimo wielkiego, niezasłużonego ciosu od życia. Strasznie Cię podziwiam, ściskam i dziękuję za to, że się podzieliłaś z nami swoją historią, to było bardzo ważne. Jesteś dzielna i jesteś wzorem, myślę, że Twój syn na pewno był strasznie dumny z takiej Mamy. Ściskam Cię strasznie mocno!