Pożegnanie z Pasztetem, czyli koniec pewnej epoki… ale pewnie i początek czegoś nowego!

9
Na zdjęciu Katarzyna Barczyk-Matkowska

Czuję, że przyszedł czas się pożegnać. Lady Pasztet, persona, którą wymyśliłam na podstawie swoich licealnych doświadczeń to już przeszłość. Miała to być zabawna odpowiedź, trochę autoironiczna na nazywanie kobiet, a już zwłaszcza feministek pasztetami. Pomysł był prosty – przejąć te obraźliwe wyrażenie i dać mu nowe znaczenie. I to było dobre.

Przez lata mi służyło, chociaż myślę, że kontekst już dawno się zatarł. Wiele razy pytano mnie o to, dlaczego właśnie Pasztet. W szkole średniej byłam córką prezesa największej firmy produkującej pasztet. Koledzy złośliwe nazywali mnie Księżniczką Pasztetów. Były to złote czasy komedii „Chłopaki nie płaczą” a tam jak wiemy był i syn króla sedesów. Lady Pasztet pochodzi właśnie z tych czasów. Jest tym, co mnie przez lata określało. Dawało mi moc i pozwalało robić to, co zawsze lubiłam robić najbardziej – pisać.

Pisałam bloga o tym, co mnie uwiera, denerwuje, a często po prostu wkurwia. Pisałam bloga, bo blogować mógł każdy i nie trzeba było do tego ukończyć żadnej szkoły. Blogi miały swoje wspaniałe momenty, toczyły się na nich dyskusje, były żywmi miejscami w sieci. Sama miałam podlinkowane u siebie miejsca, gdzie regularnie zaglądałam. Nie żeby to byli moi znajomi, ale czytałam o ich sprawach z wypiekami na twarzy. A to ceniąc styl albo poczucie humoru. Chcąc się z nimi zgadzać albo polemizować (pozdrawiam Segrittę). Przyznam całkiem szczerze i banalnie: kochałam to.

Potem założyłam Instagram i powoli to tutaj przenosiło się życie aktywnej części internetu. Od zdjęć swojego śniadania w jakimś paskudnym filtrze po inby, w których można stracić kilkaset obserwujących jednego dnia. Co tutaj się odjaniepawliło przez ten czas. Mimo to lubię to medium, lubię tę storisy u wielu osób pooglądać, czasem pogadać sobie ze znajomymi kobietami z insta. Nie irytuje mnie to już. Kiedyś, gdy miałam parcie na sukces na insta to na pewno drażniło bardziej.

Już nie drażni. Od początku tego roku włożyłam ogromną pracę w to, by być w zupełnie innym miejscu. Nie zrobiłam tego sama, ale o osobach, które mnie wspierały opowiem innym razem. Pracowałam naprawdę ciężko nad swoimi przekonaniami, nad tym, by się odważyć i coś zmienić. I zmieniłam. To się dzieje. Raz mnie to cieszy a raz przeraża. Lady Pasztet to już przeszłość i nie wiem, co będzie dalej z moim byciem w internecie. Jeszcze nie muszę tego wiedzieć. Wiem, że przez te lata pisania o feminizmie i swoich spostrzeżeniach komuś może pomogłam poukładać sobie w głowie o co chodzi z tymi prawami kobiet. Może kogoś zainspirowałam czy wzmocniłam. Zawsze chciałam uczyć i mam nadzieję, że w tym skromnym zakresie mi się to udało. To była moja pasja. Mam nadzieję, że ten blog i Instagram inspirował.  Mnie to dawało radość i flow. Gdzieś po drodze jednak coś się we mnie zmieniło. Czeka na mnie coś nowego. To konto zostaje, żeby się dzielić różnymi rzeczami od czasu do czasu. W oczekiwaniu na nowy pomysł niech sobie będzie. Nie chcę się zobowiązywać do nagrywania kolejnych sezonów podcastów. Do regularnych wpisów oraz relacji. Będzie jak będzie. Jeśli pozwoli mi na to czas i jeśli będę miała na to zasoby.

Jeśli jako Lady Pasztet, zarówno jako blog czy Instagram, tworzyłam treści, które na Ciebie wpłynęły, coś Ci dały to śmiało napisz mi w komentarzu. Będę wdzięczna za podzielenie się ze mną tego typu wspomnieniami. Napracowałam się przez te lata więc z chęcią poczytam, jak to wyglądało z Twojej perspektywy.

Nie odchodzę. Zmieniam się. Jeszcze nie wiem, co mnie czeka, ale jeśli chcesz to zostań i za jakiś czas zobaczysz. Ja na razie skupiam się na realizacji wytyczonych przeze mnie na ten rok celów. Jednym z nich jest wyjazd na obóz pisarski i powrót do tego, co naprawdę kocham robić. Do pisania.

 

Katarzyna Barczyk
vel LADY PASZTET