„Zróbmy sztukę o modzie i papieżu!”

0


Miałam się już nie wyzłośliwiać, ale jednak nie mogę spędzić całej niedzieli na rzeczach ważnych i poważnych, a więc trochę tak dla wprawy sobie tutaj popiszę. Jako blogerka bez większych ambicji mam do tego prawo.

Byłam ostatnio w teatrze.

Oho, zakrzykną niektórzy! Byłam, a co. Na „Mitologiach” w Teatrze Polskim we Wrocławiu, spektakl wyreżyserował Paweł Świątek. Jak wiadomo mitologie w tytule odsyłają do „Mitologii” Rolanda Barthesa, czytanego na naszym radosnym wydziale polonistycznym, jako Barthezzzzzza. Oczywiście, nie przez wszystkich. Lekturę polecam serdecznie, ale pozwolę sobie przypomnieć, iż tekst pochodzi 1957 roku. Trochę to było lat temu, nieprawdaż? I mimo, że teksty w niej zawarte mają nadal swoją moc i przydają się, a jakże, w odczytaniach otaczającej nas kultury, to jest to jednak klasyka wpisana w kanon, a nie jakieś nowe, bijące źródełko mądrości.

Nie jestem ani znawczynią mody (chociaż bym chciała nią być) ani krytyczką teatralną (choć zaiste krytyczką totalną już bardziej), ale im dalej od spektaklu tym mniej mi się podoba. W sumie to co tam jest? Opowieść o przedstawieniu jakim jest wrestling w dialogu, a raczej dwóch rozdzielnych monologach konferansjerów, którzy są śliczni i liryczni, a jednak nie chce Ci się ich słuchać tak do końca, bo nudne to jest. Lepiej się czyta niż słucha Barthesa. Jest i Papież Jan Paweł II i jego trumna, co ma wzbudzić refleksję nad tym, że dostajemy w TV zmanipulowany przekaz. Głośne zastanawianie się nad fenomenem „nie płakałem/łam po papieżu” kontra „bardzo płakałem/łam po papieżu”. Przedstawienie wygrywają tak naprawdę monologi kobiet – modelek – zakondelek. O tym, jak to jest pozować, o czym modelka myśli w trakcie, jak się traktuje jej ciało i jak ona sama je traktuje. O straości, zmarszczkach i odchodzeniu w cień, o końcu kariery. O hierarchii, jaka panuje w świecie modelek-zakondelek, kto jest matką, a kto córką. Jest i odwołanie do śnieżynki – zapewne Katarzynki Moss, bardzo fajnie i trafnie pokazujące jedną z najlepszych modelek na świecie. Podobały mi się też stroje, choć ciągnęły się te pokazy niesamowicie, zwłaszcza, że aktorki miały na sobie naprawdę okropne buty, które z pierwszego rzędu były jeszcze bardziej okropne. Naprawdę sercem całym jestem z tymi dziewczynami, które muszą umieć się poruszać na co dzień w czymś takim. Niektóre stroje były ciekawe, inne nudne – przyznaję, że jestem fanką kostiumów a’la Wielki Ptak z Ulicy Sezamkowej i podoba mi się ta scena, w której modelki wyruszają na żer, a potem jedna z nich ssie pierś matki natury. Trafne spostrzeżenie, choć dalekie od oryginalności, że zakupy to łowiectwo. (Wczoraj w osiedlowym kerfuerze pana w kapelusiku łowieckim z dużą ilością ważnych przypinek na kapeluszu z piórkiem, był też w stroju maskującym, nie żartuję to się działo naprawdę!).

Właściwie dlaczego się czepiam, skoro było trochę fajnie? Bo akurat o modzie i o tym, czym ona jest, co zmienia, na co ma wpływ nie powiedziano tam nic. Były wybiegi oraz kreacje, ale to samo znajdzie się w każdym Glamurze czy innym InStajlu czy PaniStylu czy gdziekolwiek. Nie tknięto nawet tej tkanki przez skórzaną rękawiczkę, bo to było przedstawienie, którego ambicją było schwytanie kilku kociaków za ogoń i kilka z kociaków spieprzyło z wybiegu. Szkoda, bo to na pewno była ciekawa okazja do opowiedzenia o tym, czym dziś jest moda nie zatrzymując się na obserwacjach Barthesa sprzed pół wieku. Chyba zabrakło potraktowania tematu poważnie i zatrzymało się to wszystko na kolażu z gazet z odrobiną mądrej lektury oraz „myśleniem na głos” autora scenariusza. Smuteczek. Miało być prześmiewczo i mądrze, a wyszło, szydło z niedopracowanego projektu.

Zakondelki zza trumny wypatrują Papieża Mody

* W ramach prywaty, chciałam dodać, że Rzeczony nam Barthesa kazał czytać na zajęciach i w ogóle nam przynosił dużo ciepłej, lekturowej strawy, dla tej grupy młodych umysłów, w której dane było mi studiować. Szkoda, że tak szybko minęło, smuteczek. Pozostaje kupić krem na zmarszczki i pół litra.

Katarzyna Barczyk
vel LADY PASZTET