Niedobrze jest gdy człowiek ma zaskakująco dużo czasu, aby przeglądać zakamarki internetów. Kiedy ma dużo pracy, to wtedy spokojnie omija rafy albo wystające czubki lodowych gór. Tymczasem kiedy już zwabi go w swoje ramiona niewinna lodowa górka, to bum. Trafia na trailer amerykańskiego filmu dla nastolatek.
I tak oto okazuje się, że istnieje coś takiego jak #duff – Designated Ugly Fat Friend.
Oświęcę Państwa – oto zaprzyjaźniacie się z kimś, kto jest od was brzydszy i grubszy, aby spokojnie świecić na jego tle. Trudno mi w ogóle uwierzyć, że ktoś zrobił o tym film. Myślę, że to taki wspaniale wycelowany strzał w nastoletnią niepewność, że aż mnie przechodzą ciarki po plecach. Poza tym mam dwa pytania:
- Co to znaczy brzydka?
- Co to znaczy gruba?
To wszystko okrutne etykietki, którymi walimy na prawo i lewo nie patrząc na to, że mogą być bardzo krzywdzące. Nie ma jednoznacznych definicji kanonu piękna, a każdy kto raz w życiu miał w ręce książkę, czy album raczej Umberto Eco Historia brzydoty lub wpatrywał się w obrazy Hieronima Boscha wie, że temat jest nierozstrzygalny i ingrygujący.
Pamiętam swoje nastoletnie rozkminy, aż nazbyt dobrze. Generalnie czułam się brzydka i gruba, ale nie z powodu tła i nie dlatego, że moje koleżanki były modelkami. Po prostu tak się człowiek czuje w tym wieku, kiedy przerasta go to, że nagle dostaje bioder i cycków, albo tylko bioder. Dostaje pryszczy, przetłuszczają mu się włosy i w ogóle nie za bardzo ma ochotę na uczestnictwo w świecie. Jest wśrodku wielką galaretą, która pragnie być akceptowana i mieć obok siebie ludzi, którzy ją lub jego lubią.
Czytam sobie teraz dwie książki, które do tego nastoletniego samopoczucia non stop się odwołują. Dla obu bohaterek okres nastoletniej galarety okazał się fundamentem budującym. Zresztą gdybym sięgnęła do swoich pamiętników z tego okresu, to zapewne doszłabym do tego samego wniosku. Czytając Nie taką dziewczynę Leny Dunham oraz Najgorszy człowiek na świecie Małgorzaty Halber możemy namacalnie dotknąć tej galaretki, chociaż bardzo trudno się czyta tę pierwszą (grafomania!) i całkiem dobrze tę drugą. Obie nie akceptują swojego ciała, szukają czegoś, co pozwoli im zabłysnąć. Jedna będzie ekshibicjonistką a druga zostanie alkoholiczką. Nie chcę oczywiście sugerować, że tego typu produkcje filmowe prowadzą wprost do alkoholizmu, ale straszliwe jest to, jak bardzo podbudowują nastoletnie kompleksy.
Z trailera wynika, że całkiem spoko, normalna dziewczyna dowiaduje się, że inne dziewczyny przyjaźnią się z nią, bo jest niezbyt ładna i pulchna. Doznaje szoku i szuka pomocy u chłopaka, który jest oczywiście gwiazdą, co to mam ją nauczyć co tak naprawdę jest sexy według facetów, bo tylko dzięki temu będzie się liczyć. Cóż innego może mieć światu do zaproponowania niż bycie męską fantazją o kobiecie? Liczy się tylko to, co myślą o nas inni.
Kiedy zaczęłam oglądać Dziewczyny Leny Dunham to byłam oczarowana jej odczarowaniem wielu ważnych dla mnie tematów. Nagle w serialu byli różni ludzie, różne dziewczęta i różni chłopcy. Oprócz emocjonalnych dramatów, które nie były dla mnie aż tak ciekawe, lubiłam to, jak pokazywała nieidealny, nieporadny seks. Dwójkę ludzi, która chciałaby się jakoś dopasować, ale nie wie jak. Ta bezradność mnie wzruszała, bo chyba nie ma pośród nas ludzi, coby im się coś podobnego we wprawkach w życie seksualne nie przydarzyło. Niestety jej książka mnie znudziła śmiertelnie, ale to inna sprawa, ale czekam na podobny film dla nastolatek, który nie będzie ich cały czas dyscyplinował. Nie będą musiały trenować pod okiem cool chłopców, coby się dobrze sprzedawać w swojej pojawiającej się kobiecości.
Można taki temat zapodać sobie personalnie już w starszym wieku. Iść na saunę, gdzie się chodzi nago, aby odkryć, że nasi znajomi, bliscy, przyjaciele mają różne ciała. Gdybym chciała być dla siebie okrutna, to stawiając się obok moich najbliższych przyjaciółek to zapewne ze względu na obwód bioder byłabym #duff. Ale nie jestem, bo wiem, że każda z nas jest inna, niepowtarzalna, ma swoje ciało, które nie musi spełniać żadnych norm. Można się tym ciałem zachwycać, ale lepiej z umiarem, bo kobiety mają tendencję do widzenia siebie w kawałkach a nie jako całość. „Fajne cycki”, „spoko tyłek”, „zgrabne nogi”.
Mam nadzieję, że ten film kończy się jakimś happy endem, gdzie kretyński zamysł pada ofiarą obśmiania. Główa bohaterka okazuje się, jak Bridigit Jones, którą Mark Darcy lubi za to jaka jest.
A z Wami zostawiam kilka linków, do poczytania, bo warto.
Szprotest o dyscyplinie bilboradów oraz Codziennik Feministyczny o tym, jak oddać dziewczynkom głos, a raczej ja go im nie zabierać. Chciałabym także podlinkować do mojego starego tekstu, którego tutaj nie ma na blogasku, a jest dla mnie ważny.
piątek, 30 grudzień, 2016 o godzinie 14:51
Rada dla autorki postu. Jeżeli chcesz oceniać książkę/film tylko po zwiastunie to daruj sobie. W zwiastunie nie pokazali kluczowego momentu (dlatego, że już tego filmu nie trzeba by było oglądać). Na koniec główna bohaterka mówi ważne rzeczy. Mówi o tym, że ludzie mogą nam PRÓBOWAĆ dawać etykiety, ale to od nas zależy kim będziemy. Mówi o tym, że nie ważne co ludzie o nas myślą. Pokazuje, że ważna jest samoakceptacja. Film jest piękny. Przez to jak jest zrobiony będzie docierał do większości MŁODZIEŻY. Jest zrobiony w takim języku, że każdej młodej osobie się spodoba. I’M A DUFF!
piątek, 30 grudzień, 2016 o godzinie 16:06
Moje zadanie na przyszły rok – obejrzeć film, obiecuję że tak zrobię!
sobota, 31 grudzień, 2016 o godzinie 13:20
Dziękuję, za szybką odpowiedź (szczerze nie spodziewałam się że odpowiesz bo post był publikowany w 2k15. Oraz przepraszam, ponieważ jak czytam to dziś, widzę, że komentarz nie był zbyt mile napisany, a nawet okropnie obrażający Ciebie. Bardzo dziękuję za miłą odpowiedź do mojego niezbyt miłego komentarza.
wtorek, 03 styczeń, 2017 o godzinie 21:11
🙂 Spoko, naprawdę zamierzam obejrzeć film, jak tylko będzie okazja!
czwartek, 02 luty, 2017 o godzinie 12:13
W 100% zgadzam się z Marinąą. Ten film na prawdę warto obejrzeć. Obnaża małostkowość wielu ludzi w ocenianiu i szufladkowaniu innych. Daje do myślenia. A końcowe wnioski głównych bohaterów wnoszą na prawdę wiele wartościowego. Polecam 🙂
sobota, 21 listopad, 2015 o godzinie 22:32
Książka jest całkiem inna od tej nieudolnej ekranizacji, ukazuje niewyidealizowany świat bez takiej…potrzeby akcepacji że strony społeczeństwa, dlatego na miejscu autorki byłabym zdruzgotana
niedziela, 22 listopad, 2015 o godzinie 00:34
To o tym jest książka?!
środa, 29 kwiecień, 2015 o godzinie 23:47
Mi osobiście książka „Not that kind of girl” bardzo się podoba. Dunham ma taki talent do opisywania zjawisk, do których człowiek często nie chce się przyznać sam przed sobą, jest całkowicie bezpretensjonalna, szczera, nie wywyższa się jak wiele ludzi, którzy odnieśli sukces i w ogóle, myślę, że dzięki jej książce wiele dziewczyn może poczuć się dobrze i uwierzyć w siebie, a to, że jest pisana jak dziennik nastolatki to dla mnie zaleta, bo dzięki temu czuję jeszcze większe ‚pokrewieństwo dusz’ autorką.
czwartek, 23 kwiecień, 2015 o godzinie 23:13
Witaj! Dlaczego w zasadzie tak negatywnie oceniasz książkę Dunham? Wcześniej zdawałaś się raczej lubić jej twórczość.
piątek, 24 kwiecień, 2015 o godzinie 11:06
Bo ta książka jest straszna… naprawdę jest okropnie grafomańska, serial lubiłam, aż do momentu kiedy ilość dramy, z którą nie mogę się identyfikować mnie przerosiła i zmuliła. Doceniam pewne aspekty jej twórczości, ale tak książka mnie rozczarowała. A Tobie się podobała?
wtorek, 21 kwiecień, 2015 o godzinie 22:30
To niby ma być komedia, ale do śmiechu mi daleko. Złoszczę się na taki przekaz (niezlewające się cycki i buzia lali to największa wartość. Bohaterka, jak się wydaje po obejrzeniu zwiastuna też do tego aspiruje). Zastanawiam się, jak będę rozmawiać ze swoim dzieckiem za lat x, jeśli ogólnie podzielane przez nastolatków wartości będą oscylować w tych rejonach. Przypadnie mi/nam w udziale los odludka, odszczepieńca, dziwaka?
wtorek, 21 kwiecień, 2015 o godzinie 00:43
Ja sobie to przemyślę w „wolnej chwili” sześćdziesięciolatki i z przyjemnością skrobnę coś tam coś tam… 🙂 No bo „Co to znaczy stara?” Muszę się poważnie zastanowić. Trochę chyba wiem, ale więcej nie wiem. Kwestia stanowienia tła dla młodych raczej nie istnieje, a może fajnie by było…? Bo jak się jest tłem, to jednak nie jest się przeźroczystym, a jak się jest przeźroczystym, to się nie jest w ogóle. Hmmmm… 😉
wtorek, 21 kwiecień, 2015 o godzinie 08:22
Ja nie wiem, czy w ogóle kategoria tła jest potrzebna. Czy myślisz Moniko, że ktoś się przyjaźni/spotyka/lubi z kimś bo jest dla niego dobrym tłem? Ja wolę myśleć, że spotykamy się z tymi, którzy nas inspirtują, ciekawią, akceptują i to wcale nie musi być tło. Sama mam strasznie różne przyjaciółki, ale szukam w nich tego, czego mnie samej brakuje. A co do wieku… eh, ja strasznie lubię Twoje towarzystwo oraz pozostałych koleżanek i wiek jest dla mnie kompletnie przezroczysty!