Znacie akronim #duff?

13
Women by the numbers

Niedobrze jest gdy człowiek ma zaskakująco dużo czasu, aby przeglądać zakamarki internetów. Kiedy ma dużo pracy, to wtedy spokojnie omija rafy albo wystające czubki lodowych gór. Tymczasem kiedy już zwabi go w swoje ramiona niewinna lodowa górka, to bum. Trafia na trailer amerykańskiego filmu dla nastolatek.

I tak oto okazuje się, że istnieje coś takiego jak #duff – Designated Ugly Fat Friend.

Oświęcę Państwa – oto zaprzyjaźniacie się z kimś, kto jest od was brzydszy i grubszy, aby spokojnie świecić na jego tle. Trudno mi w ogóle uwierzyć, że ktoś zrobił o tym film. Myślę, że to taki wspaniale wycelowany strzał w nastoletnią niepewność, że aż mnie przechodzą ciarki po plecach. Poza tym mam dwa pytania:

  1. Co to znaczy brzydka?
  2. Co to znaczy gruba?

To wszystko okrutne etykietki, którymi walimy na prawo i lewo nie patrząc na to, że mogą być bardzo krzywdzące. Nie ma jednoznacznych definicji kanonu piękna, a każdy kto raz w życiu miał w ręce książkę, czy album raczej Umberto Eco Historia brzydoty lub wpatrywał się w obrazy Hieronima Boscha wie, że temat jest nierozstrzygalny i ingrygujący.

Pamiętam swoje nastoletnie rozkminy, aż nazbyt dobrze. Generalnie czułam się brzydka i gruba, ale nie z powodu tła i nie dlatego, że moje koleżanki były modelkami. Po prostu tak się człowiek czuje w tym wieku, kiedy przerasta go to, że nagle dostaje bioder i cycków, albo tylko bioder. Dostaje pryszczy, przetłuszczają mu się włosy i w ogóle nie za bardzo ma ochotę na uczestnictwo w świecie. Jest wśrodku wielką galaretą, która pragnie być akceptowana i mieć obok siebie ludzi, którzy ją lub jego lubią.

Czytam sobie teraz dwie książki, które do tego nastoletniego samopoczucia non stop się odwołują. Dla obu bohaterek okres nastoletniej galarety okazał się fundamentem budującym. Zresztą gdybym sięgnęła do swoich pamiętników z tego okresu, to zapewne doszłabym do tego samego wniosku. Czytając Nie taką dziewczynę Leny Dunham oraz Najgorszy człowiek na świecie Małgorzaty Halber możemy namacalnie dotknąć tej galaretki, chociaż bardzo trudno się czyta tę pierwszą (grafomania!) i całkiem dobrze tę drugą. Obie nie akceptują swojego ciała, szukają czegoś, co pozwoli im zabłysnąć. Jedna będzie ekshibicjonistką a druga zostanie alkoholiczką. Nie chcę oczywiście sugerować, że tego typu produkcje filmowe prowadzą wprost do alkoholizmu, ale straszliwe jest to, jak bardzo podbudowują nastoletnie kompleksy.

Z trailera wynika, że całkiem spoko, normalna dziewczyna dowiaduje się, że inne dziewczyny przyjaźnią się z nią, bo jest niezbyt ładna i pulchna. Doznaje szoku i szuka pomocy u chłopaka, który jest oczywiście gwiazdą, co to mam ją nauczyć co tak naprawdę jest sexy według facetów, bo tylko dzięki temu będzie się liczyć. Cóż innego może mieć światu do zaproponowania niż bycie męską fantazją o kobiecie? Liczy się tylko to, co myślą o nas inni.

Kiedy zaczęłam oglądać Dziewczyny Leny Dunham to byłam oczarowana jej odczarowaniem wielu ważnych dla mnie tematów. Nagle w serialu byli różni ludzie, różne dziewczęta i różni chłopcy. Oprócz emocjonalnych dramatów, które nie były dla mnie aż tak ciekawe, lubiłam to, jak pokazywała nieidealny, nieporadny seks. Dwójkę ludzi, która chciałaby się jakoś dopasować, ale nie wie jak. Ta bezradność mnie wzruszała, bo chyba nie ma pośród nas ludzi, coby im się coś podobnego we wprawkach w życie seksualne nie przydarzyło. Niestety jej książka mnie znudziła śmiertelnie, ale to inna sprawa, ale czekam na podobny film dla nastolatek, który nie będzie ich cały czas dyscyplinował. Nie będą musiały trenować pod okiem cool chłopców, coby się dobrze sprzedawać w swojej pojawiającej się kobiecości.

Można taki temat zapodać sobie personalnie już w starszym wieku. Iść na saunę, gdzie się chodzi nago, aby odkryć, że nasi znajomi, bliscy, przyjaciele mają różne ciała. Gdybym chciała być dla siebie okrutna, to stawiając się obok moich najbliższych przyjaciółek to zapewne ze względu na obwód bioder byłabym #duff. Ale nie jestem, bo wiem, że każda z nas jest inna, niepowtarzalna, ma swoje ciało, które nie musi spełniać żadnych norm. Można się tym ciałem zachwycać, ale lepiej z umiarem, bo kobiety mają tendencję do widzenia siebie w kawałkach a nie jako całość. „Fajne cycki”, „spoko tyłek”, „zgrabne nogi”.

Mam nadzieję, że ten film kończy się jakimś happy endem, gdzie kretyński zamysł pada ofiarą obśmiania. Główa bohaterka okazuje się, jak Bridigit Jones, którą Mark Darcy lubi za to jaka jest.

A z Wami zostawiam kilka linków, do poczytania, bo warto.

Szprotest o dyscyplinie bilboradów oraz Codziennik Feministyczny o tym, jak oddać dziewczynkom głos, a raczej ja go im nie zabierać. Chciałabym także podlinkować do mojego starego tekstu, którego tutaj nie ma na blogasku, a jest dla mnie ważny.

Katarzyna Barczyk
vel LADY PASZTET