Wyjeżdżając do pracy w pierwszy dzień wiosny natknęłam się na grupę dzieci. Dzieci z mojej wsi, a raczej nie mojej, ale z tej, w której mieszkam. Szły parami, miały jednorazowe rękawiczki oraz worki. Na czele dwójkowego pochodu szły panie opiekunki, nauczycielki. Zapewne tytułowane „Pszepani”. Wzruszyłam się widokiem tym, bo pamiętam, że i naszej klasy nie omijało sprzątanie świata. Jednak gdzieś w środku, w tzw. trzewiach odezwał się inny głos, trochę gorzki. Na razie jednak nierozpoznany.
Kilka dni później wybrałam się na sprzątanie świata sama. Nie musiałam iść daleko. Dookoła mojego domu rodzinnego, w miękkiej korze, w otoczeniu gałęzi leżało śmieci mnóstwo. Przede wszystkim butelki. Nie do mleka. W poszyciu brylowały butelczyny po gorzkiej żołądkowej, spirytusie, luksusowej i wiśniówce oraz kilka innych, których etykiety nie przetrwały zimy. Było także kilka puszek po piwie. I może ze dwa papierki po batonikach.
Gorzka refleksja nie musiała długo czekać na rozpoznanie. Bo czyż koncept sprzątania świata przez dzieci nie jest absurdalny? Czy to, że sprzątają one (przynajmniej na wsi) zazwyczaj po swoich rodzicach, którzy śmiecą nie jest pomylony? To nie dzieci rzucają butelkami po wódzie, to nie dzieci wywożą śmieci do lasu. To dorośli. Uczymy dzieci sprzątać po swoich starych, mówię tutaj o starych w rozumieniu szerszym niż właśni rodzice. Wysyłamy je do lasu z tymi rękawiczkami i workami na śmieci, żeby naprawiły coś, za co karę powinni ponieść inni ludzie.
Nie lubię tych wszystkich wyroków, które obramowane są „niską szkodliwością społeczną”. Według mnie one mają bardzo wysoką szkodliwość społeczną, bo uczą, że można i że najwyżej, jak Cię złapią to będzie jakaś kara, ale nie za dużo, bo szkodliwość niska. Moje poranne i popołudniowe przebieżki po okolicznych lasach pokazują, że fanów wyrzucania śmieci w lesie przybywa raczej niż ubywa. I co z tego, że lepiej ukrywają te śmieci, skoro wiosna odsłania wszystko?
Moim ulubionym typem są jednak opakowania po prezerwatywach. Zawsze w tym samym miejscu trafiam na te skarby. Ja wiem, że jezioro że romantyzm i uniesienia, ale…ale. I niby serce rośnie, że ludzie się zabezpieczają, ale czy nie da się później tego obiektu wyrzucić do kosza? Jak już się powiedziało A, niech się powie B.
Dzieci powinny się bawić tego dnia. Nie w zbieranie śmieci. Zbierać śmieci powinni karnie ustawieni w dwuszeregu mieszkańcy wsi. To by dopiero dawało przykład. Z dzieci nikt przykładu nie weźmie.
Jedyne, co pozostaje do powiedzenia to powtórzyć za Mister D. „Społeczeństwo jest niemiłe”
środa, 26 marzec, 2014 o godzinie 16:03
Mnie od dziecka, od pierwszego szkolnego wyjścia, irytują te akcje, choć dopiero z wiekiem zrozumiałam dlaczego.
Z jakiej paki dzieci mają wyręczać gminne służby komunalne? Rozumiem wyjście na teren szkoły i sprzątanie w obrębie „własnego podwórka”, ale szlag mnie trafia jak widzę te dzieciaki w zapuszczonych i zapomnianych na co dzień parkach miejskich, do których samotnie strach wejść, albo w okolicznych laskach, w których rosną jak na drożdżach dzikie wysypiska tworzone przez ludzi z sąsiedniej miejscowości.
Rozumiem ideę, bo mnie po takim jednym wyjściu odechciało się wyrzucania śmieci w miejsce nieprzystosowane, do tego stopnia, że mi zostało na resztę życia, ale nie popieram i nigdy dziecięcego sprzątania świata popierać nie będę.
środa, 26 marzec, 2014 o godzinie 17:24
Zgadzam się w 100% – to nie dzieci są od sprzątania świata, tylko dorośli, zwłaszcza Ci, którym się za to płaci.
środa, 26 marzec, 2014 o godzinie 12:18
Świetna kampania. Mocna. Bo przykład powinien iść z góry, a nie z dołu.
środa, 26 marzec, 2014 o godzinie 10:02
Ludzie, jako takie, są wredne. To prawda.
środa, 26 marzec, 2014 o godzinie 17:24
Nie ludzie – my są wredne, to nie żadni oni tylko my sami.
czwartek, 27 marzec, 2014 o godzinie 11:07
Ludzie, jako takie… 🙂
środa, 26 marzec, 2014 o godzinie 07:28
A zaczyna się tak banalnie, a to se jadąc samochodem niedopałek przez okno wypstyknę – co mi będzie w aucie fajami śmierdziało, a to idąc chodnikiem i odpakowując teże właśnie fajeczki folijka mi niepostrzeżenie z wiatrem uleci. Niby nic. Potem jednak, hmm, wezmę stary kibel i do jeziora miotnę, bo i tak już niepotrzebny, albo i oponę, kto mi zabroni? Ech.
środa, 26 marzec, 2014 o godzinie 17:25
Zaczyna się niewinnie, ale na przykład w Niemczech to już nikt papierosa z samochodu nie wyrzuci, bo strach jest i wiadomo, że kara będzie. Szkoda, że u nas tak nie ma. Naprawdę szkoda.
czwartek, 27 marzec, 2014 o godzinie 06:59
Możemy się śmiać z drylu pruskiego, co to na własnej piersi wychował dzisiejszy niemiecki Ordnung, że my Słowianie – polot i fantazja, nam obce wszelkie normy ograniczające swobody, a to zwykłe warcholstwo i zamiłowanie do chaosu jest.