Udało się nam obejrzeć tylko fragmenty, ale na pewno „Mondo cane” czyli „Pieskie życie”, hipnotyzujący niby-dokument z 1962 roku, stanie się jednym z moich ulubionych filmów. Człowiek ogląda, wydaje mu się, że to takie poważne i naukowe opisy świata, a wszędzie tam czają się większe lub mniejsze bzdurki zbudowane z naszych uprzedzeń, wątpliwości, strachów i stereotypów. Film wzbudził moją czułość do tego stopnia, że po raz kolejny przypomniało mi się, jak na pierwszym roku studiów w Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej w 2007, na zajęciach „Etnograficzna mapa świata” przy okazji omawianiu kontynentu Afrykańskiego, na slajdach objawiono nam Pigmeja wraz z krótkim opisem, tego że ma krępy tłów oraz krótkie nogi i ręce. Do dziś nie wierzę, że to naprawdę się wydarzyło. Teraz już mnie to nie irytuje, teraz mnie to wzrusza – tak jak nazwa innego doskonałego przedmiotu „Etnografia pozaeuropejska”, który w sumie ledwo zaliczyłam, jak i „Mapę…”. Jakieś próby myślenia o centrum i o peryferiach? Ach… piękne to były studia, naprawdę miałam swoich faworytów. Także „Mondo cane” doskonale się wkleiło w ten klimat, włącznie z portretem jaskiniowców z antypodów. Boskie!
Pożegnanie z Pasztetem, czyli koniec pewnej epoki… ale pewnie i początek czegoś nowego!
Czuję, że przyszedł czas się pożegnać. Lady Pasztet, persona, którą wymyśliłam na podstawie swoich licealnych doświadczeń to już przeszłość. Miała to być zabawna odpowiedź, trochę autoironiczna na nazywanie kobiet, a już zwłaszcza feministek pasztetami. Pomysł był prosty – przejąć te obraźliwe wyrażenie i dać mu nowe znaczenie. I to było dobre. Przez lata mi służyło, chociaż myślę, że kontekst już dawno się zatarł. Wiele razy pytano mnie o to, dlaczego…
Czytaj więcej