Za każdym razem kiedy zaczynam pisać o swojej pracy, targają mną silne emocje. Tak właściwie gdyby nie moja specyficzna sytuacja zawodowa, nie mogłabym pisać tego bloga. Sama sobie jestem szefową i jedynymi osobami, przed którymi muszę się tłumaczyć, są moi wspólnicy, a więc rodzina. Szczęśliwie się składa, że bardzo wspierają mój aktywizm: czytają, komentują, a kiedy mogą, to kibicują na żywo podczas różnych spotkań. Są gotowi ze mną rozmawiać, a ja wiem, że mi ufają. Myślę, że gdybym pracowała w innym miejscu, to pewnie musiałabym o wiele bardziej kontrolować treści, którymi się z Wami dzielę, z obawy przed tym, że nie zostanę zrozumiana i że ktoś, kto jest nade mną, będzie miał mi za złe tematykę tego bloga.
Rodzina. No właśnie. Kiedy spotykam się zawodowo z ludźmi, którzy nie wiedzą o tym, że pracuję razem z moim bratem oraz rodzicami, są bardzo zaskoczeni. Wydaje się, że nikt przy zdrowych zmysłach nie chciałby dzielić życia zawodowego z najbliższymi. Każdy instynktownie wyczuwa, że to musi powodować konflikty. I powoduje. Nie zaprzeczam, bo zdarza się nam kłócić, ale już coraz rzadziej. To jest kwestia wypracowania sobie pewnej komunikacji. Nie jest to łatwe i powoduje duży stres, ale myślę, że oprócz tego zbudowaliśmy sobie niezwykle cenne oparcie. Oparcie w nas samych, bo czujemy się jak drużyna i wiemy także, że jesteśmy częścią jeszcze większej drużyny. Ludzie, którzy pracują w naszej firmie, są dla nas bardzo ważni i chcemy, żeby przychodzili do pracy z chęcią, żeby czuli, że robią coś ważnego i że to ma większy sens niż odbębnianie godzin. Wiemy, że możemy liczyć na naszą załogę.
Wracając do stresu, to piszę ten tekst, bo już odetchnęłam. Kwiecień był naprawdę bardzo stresującym miesiącem, nie tylko dla mnie, ale dla nas wszystkich. Prawie że na każdym froncie działo się coś, czego nie mogliśmy przewidzieć. To było trudne i bardzo wyczerpujące. Ale daliśmy radę. Jedną z rzeczy, którą sobie bardzo w nas cenię, jest gotowość do poświęceń, koncentracja na rozwiązaniu problemu i elastyczność. Natomiast potem przychodzi wyczerpanie i zmęczenie. Uczę się akceptować ten stan rzeczy.
Chciałabym, aby zarządzanie i praca we własnej firmie wyglądała tak, jak często to spotykam w różnych manualach i poradnikach. Wystarczy wszystko wpisać w odpowiednie kratki, zrobić checklistę i potem pójdzie już gładko. Po sześciu latach działania w biznesie wiem jednak, że to jest część prawdy. Za mało mówimy o tym, że każdy z nas popełnia błędy. Zdarza się nam podejmować złe decyzje, bo trudno jest przewidzieć wszystko. Czasem zdarzają się rzeczy, na które nie mamy wpływu, np. pechowy kontener z naszym towarem, który płynie już trzeci miesiąc zamiast sześciu tygodni. Czasem trudno jest zachować spokój. Bardzo trudno jest zachować spokój, jeśli myślisz o swojej firmie jak o żywej istocie, która się rozwija, dorasta, przeżywa wzloty i upadki.
Piszę to, bo widzę, że pojawia się coraz więcej tekstów o porażkach. Dla mnie są one motywujące. Pokazują, że nie z takich opałów da się wyjść. Dają oddech i pozwalają spojrzeć z dystansem. Żałuję, że „Wysokie Obcasy” nie kontynuują tego cyklu, chociaż robiły to w sposób dość naiwny i zapraszały do refleksji biznesy skazane na porażkę. A przecież są kobiece firmy, które odniosły spektakularny sukces, jak choćby twórczynie rękawiczki do demakijażu GLOV. Widzę, że ostatnio na blogu Joanny Glogazy pojawia się sporo tekstów o własnym biznesie, i to mnie bardzo, bardzo cieszy.
Nie zamierzam Was zachęcać do zakupu tego, co tworzy moja firma, czyli produktów Puffins, chociaż oczywiście byłoby mi niezmiernie miło. Jest to jednak ważny temat w moim życiu i chciałabym o nim od czasu do czasu napisać. Zastanawiam się, jak to przyjmiecie, bo zdaję sobie sprawę, że o wiele popularniejsza jest jednak perspektywa osoby, która daje swoją pracę, czyli pracownicza, niż szefa lub szefowej. Wydaje mi się, że bez obu perspektyw będzie trudno się dogadać, i dlatego myślę, że może takie wpisy również otworzą czyjeś myślenie.
Korekta: Artur Jachacy
Zdjęcie: IlonaCelina.com
sobota, 03 czerwiec, 2017 o godzinie 11:47
Na pewno są plusy i minusy takiego rozwiązania i nie u każdego się sprawdzi. Najważniejsze, że u Was to działa i jesteście zadowoleni 🙂
poniedziałek, 15 maj, 2017 o godzinie 13:23
Dla mnie Twoje notki o pracy byłyby na pewno interesujące – z prostego powodu: jesteś jedyną przedsiębiorczynią, jaką znam. Większość znajomych pracuje na etacie, a reszta to wyłącznie mężczyźni.
czwartek, 11 maj, 2017 o godzinie 22:14
Świetny artykuł! Podczytuję bloga od jakiegoś czasu ale pierwszy raz zebrałam się na komentarz…. znam produktu Twojej firmy i tym chętniej po nie sięgnę znając osobę / osoby, które za tym stoją. A że jestem z Ostrowa Wielkopolskiego to poniekąd również wsparcie lokalnej przedsiębiorczości! Brawo 🙂
piątek, 12 maj, 2017 o godzinie 10:58
Dziękuję! Cieszę sie, że czytasz bloga i że jesteśmy sąsiadkami!!! 🙂 A jeszcze bardziej cieszy mnie to, że znasz produkty! 😀 Jakbyś była w Ostrzeszowie to dawaj znać i wpadaj na kawę! 🙂
piątek, 12 maj, 2017 o godzinie 12:45
Dziekuję za zaproszenie !!! 🙂 Raczej rzadko bywam w tamtuch stronach ale na prwno dam znać jeśli będę w poblożu 😉 bardzo lubię jak znajomości z sieci przenoszą się do reala ☺
czwartek, 11 maj, 2017 o godzinie 14:33
To zrozumiałe , że podchodzisz tak emocjonalnie do swojej pracy . To przecież twoj biznes, twoje życie i wiadomo , że życzysz sobie jak najlepiej. Też o tym pisałam całkiem niedawno u siebie.
Jezeli robicie to co chcecie , co sprawia wam przyjemność , to nie wydaje mi się żeby praca z rodziną była tu jakąkolwiek przeszkodą.
Także z uśmiechem na twarzy , nieważne czy to luźnym krokiem czy na pełnej kurwie- do przodu !
I wszyscy czasami popełniamy błędy , nawet ja
piątek, 12 maj, 2017 o godzinie 10:55
Dziękuję! To dla mnie nowość żeby pisać o pracy, a że nie jest to łatwe to pewnie sama rozumiesz najlepiej 🙂 Ściskam!
czwartek, 11 maj, 2017 o godzinie 13:55
Podoba mi się Twoje podejście. Ale do pracy z rodziną trzeba mieć też konsyliacyjny chatakter indeed. Ja pracuję czasami z moją mamą i własnym synem. Grzmi i wybucha, trzeszczy i na jakiś czas obraża. Ale każde z nas jest despotą w swoim rodzaju, więc trudno. Kochamy się jakoś dalej.
A produkty interesujące – mam sklep z listy po sąsiedzku – zerknę, bo jadamy.
piątek, 12 maj, 2017 o godzinie 10:56
Czyli mamy pewne wspólne doświadczenia 😉 Ja myślę, że da się tak pracować, ale niesie to ze sobą pewne zagrożenia i jest to próba dla charakteru. Daj znać jak Ci się spodobały produkty! 🙂