Powrót legendy

0


Tak się wzruszyłam lekturą WO, hatalskiej.com i jeszcze, żeby się dobić, zerknęłam na zimno.blog.pl, że w te pędy rzuciłam się wertować szabloniki, coby światu o sobie przypomnieć. Kac mnie uwrażliwia albo raczej udrażliwia, ale dostrzegam swoją egzaltację i narcyzm, które kryją się za tą produkcją. A może to niepokój? Studia czas kończyć, pracę zaczynać, a nóż i mnie się uda wylansować. Może napiszę znów o Marcinie K.

Ale to jutro.

Albo wcale!

No może…

Nie, dam już mu spokój. I tak gracko wspiełam się na jego aksamitnych plecach (ciekawe czy depiluje plecy? on w sensie? są jakieś kosemtyczki na sali, które woskują panom plecy? to mnie interesuje, przyznam, nawet bardzo), w każdym razie wspięłam się na szczyt pudelka, co zawsze było moją ambicją. Ten temat mam już odhaczony. No ale skąd bloguś, pytacie? Drżą Wam kolana, a ja odpowiadam – otóż, porzuciłam blogowe pielesze, ale wracam. Znowu wracam. I nie wiem dlaczego. Może to kac? Może to WO? Może to sugestia? Albo chciałabym mieć nowych, fajnych, atakujących liberalizm znajomych? To mnie stawia w trudnej pozycji, indeed, jako córcia mego taty, w okularach od YSL, jest trudno rozmawiać o „naszych wpsólnych sprawach”. To może poezja! Poezja jest dobra! Od środy się ugruntowuję w mej zaśniedziałej opinii, że poezja to jest dobry pieniądz. Wysłuchałam wierszy jednej poetki ze sceny, na tej scenie mówiła bardzo brzydkie słowa na „K” i wydawała się być emocjonalna. A potem się okazało, że to TA poetka, co ja z mym chłopcem widzieliśmy w TV! Ojej, widzieliśmy, przyznaję, z jego inicjatywy, bo, bo… w serialu „Nie igraj z miłością” „czy „Nie igraj z aniołem” produkcji meksykańskiej, główna bohaterka Maria de Jesus/Marichuy (tu, dla gorliwych jest opis: Muchacha de barrio, buena, dulce y noble, pero con un carácter fuerte y rebelde. Tiene momentos de seriedad autentica y otros de una seriedad simpática. Tuvo una infancia y una adolescencia llenas de tristezas, pero supera sus problemas y casi siempre su actitud ante la vida es totalmente positiva, ágil y ligera. ), w każdym razie, do niej miał przyjść doktor,  no nieważne, ważne, że chłop mi wyrwał pilota i oglądać rozdanie nagród Silesiusa, no i wtedy okazało się, że widzimy poetkę, a potem ona siedziała OBOK mnie i ja grzałam się jej mięsistą kurwą, otoczką kurwy z jej ust. Fajnie mamy w tym Poznaniu. Dla spostrzegawczych podkreślę, że nie ma konkluzji, bo Wilda Pany i chuj.

Katarzyna Barczyk
vel LADY PASZTET