Co ma wspólnego feminizm z puszczaniem bąków?

2


Będzie trochę lansu, ale tylko trochę.

Jeśli ktoś ma ochotę i czas to zapraszam serdecznie na I Dolnośląski Kongres Kobiet 16 listopada we Wrocławiu. Będę jedną z panelistek dyskutujących, o czymś co jest mi bardzo bliskie. Jest to temat, który zastanawia mnie od lat i nadal nie mam żadnej ciekawej teoryjki na ten temat. Za to coraz więcej sprzecznych sygnałów i wątpliwości.

15.00 – 15.45Panel 4. Równość i różnorodność oczami młodego pokolenia kobiet.

Cel: Pokolenie dzisiejszych dwudziestolatek zapewne widzi świat inaczej niż ich rodzice. Postaramy się ustalić, jaki jest „świat wartości nadrzędnych” dla kobiet wchodzących w dorosłość i aktywność społeczną. Jak weryfikuje się w zderzeniu z „męskimi regułami gry”.

Ja ujęłabym to jeszcze inaczej, a mianowicie – czym jest feminizm dla młodych kobiet? Jestem jeszcze młodą kobietą, a więc powiem Wam czym jest wg mnie. Jest czymś podobnym jak puszczanie przez kobiety bąków, wszystkie to robią, ale żadna o tym nie mówi. Krepującym tematem, o którym wszyscy wiedzą, ale się wstydzą. Lepiej o tym nie mówić, ale można to robić. Już się tłumaczę. Znam bardzo wiele młodych kobiet, ba, nawet kobiet starszych ode mnie o wiele lat, czasami nawet takich, których mogłabym być córką. Prawie wszystkie z nich żyją tak, jak żyją, bo umożliwił im to ruch feministyczny. Mają wyższe wykształcenie, realizują się zawodowo, prowadzą swoje biznesy, robią karierę w fajnych firmach. Mają mężów lub chłopaków, czasem nawet dziewczyny, czasem są same. Mają dzieci lub nie. Wszystkie łączy to, że mogły sobie wybrać to, jak będą żyć i co będą robić. Są świadome swoich praw i nie zgadzają się, kiedy ktoś próbuje ingerować w ich życie. W większości popierają prawo kobiet do decydowania o własnym ciele, często mając wsparcie swoich partnerów. Stosują antykoncepcję, wiedzą, że aborcja powinna być czymś, co można wybrać a nie obowiązkiem. Są feministkami, chociaż nie identyfikują się z feminizmem. Feminizm jest niczym brzydki pieprzyk, łatka, coś co się ukrywa i o tym nie mówi. Często mówią „Róbmy swojej, po co to nazywać?” Nie chcą się mieszać w politykę ani zajmować żadnego „ekstremalnego” stanowiska. Feminizm, wg części z nich jest niepotrzebnym ekstremum, który więcej odbiera niż daje. Odbiera im kobiecość. Jakby od mówienia o sobie „Jestem feministką” brzydły i stawały się nieatrakcyjne. A z drugiej strony doskonale zdają sobie sprawę z tego, że kiedyś nie było tak jak jest teraz i że jest jeszcze mnóstwo rzeczy, które należy zmienić.

Część z nich pewnie przyjdzie na Kongres, może nawet wybiorą się na wyżej wymieniony panel. Co śmieszne, a może trochę smutne, panelistek akurat do tego modułu trochę brakuje. Jak będzie dobrze, to będzie nas z pięcioro. Po prostu ze świecą szukać takiej, która chciałaby o sobie powiedzieć: „Jestem feministką” jakby od tego rosły wąsy i psuło się powietrze.

A z drugiej strony czytam na bieżąco różne blogi, zaglądam do sieci i szczęka mi opada, bo tyle jest dobrych, mądrych tekstów o prawach kobiet. O tym, jak szkodliwa jest kultura gwałtu i patriarchat. Czytam, czytam i się cieszę, bo widzę, że coś się zmienia. To jak ze spacerem po parku w słoneczny dzień – mamy coraz więcej facetów z wózkami, dla których bycie tatą oznacza aktywne zajmowanie się dziećmi. Serce rośnie. To rozdwojenie jaźni fascynuje mnie od lat. Społeczeństwo się zmienia i widać to gołym okiem, a jednak stereotyp feministki oraz feminizmu jako anty-kobiecościowego ruchu trwa niewzruszony. Może Wy macie jakieś pomysły na interpretację tego zjawiska?

A na deser filmik, stary, ale jary:

 

Katarzyna Barczyk
vel LADY PASZTET