Pasztet Poleca – restuaracje

7


Lady Pasztet znana jest rzeszom swoich czytelników raczej z marudzenia, ale nie znaczy to, iż nie mam innego, bardziej fascynującego oblicza, którego złośliwie Wam, Droga Publisio, nie ujawniam. Owszem mam!

Kocham jeść. Doprawdy nie wiem, jak udawało mi się kiedyś stosować dietę 1000 kcal albo w ogóle stosować jakiekolwiek inne diety, gdyż zamieniłam się w konsumpcyjnego potwora i olewam diety. Po to człowiek się rusza, żeby sobie nie odmawiać ani węglowodanów ani tłuszczu. Dlatego też chciałam podzielić się dziś refleksją na temat dobrych knajp, których wcale nie ma tak wiele w naszym pięknym kraju. Nie chodzi mi bynajmniej o cenę, bo jak wiadomo to jest rzecz płynna. Myślę o restauracji jako o całości, o miejscu, gdzie można zamówić z karty wszystko i będzie pysznie lub poprzestać na jednym daniu i też będzie smakowicie. Z Rzeczonym jesteśmy strasznymi utracjuszami w tej kwestii, nie żałujemy sobie nigdy dobrego jedzenia, nawet kosztem oszczędności na innych poletkach życia. W każdym razie na naszej trasie z Lans Trans Heineken Opener Festival (NIGDY WIĘCEJ HEINEKENA! NIGDY… w sensie piwa!) pojawił się Toruń. Do Torunia droga daleka, kiedyś było bliżej, teraz mamy dalej, ale warto wpaść i poczuć klimat. Przeglądam więc knajpy na urządzeniu mobilnym i oto patrzę, oczom nie wierzę a tam knajpa Luizjana. Mówię do Rzeczonego i siostry jego, że to jakieś jajo musi być i że koniecznie wpadamy do Luizjany w Toruniu. Okazało się, że knajpa jest przytulnie urządzona, z pomysłem i kolorem, obsługa bardzo miła, a dania smaczne. Sałatki nie wpisywały się w Polską normę sałatkową tj. rzucę Ci dwa liście lodowej, zdechłego pomidora i się ciesz, a pozostałe dania były bardzo przyzwoite, a nawet ciekawe. Duże zaskoczenie na duży plus! Polecam, naprawdę szczerze.

(Minusem jest to, że nie obsługiwał nas Eryk z „True Blood”, no ale… nie można mieć wszystkiego, chlip.)

Przypomniało mi się, iż w Poznaniu podobnym (ale nie w klimacie Luizjany) jest tzw. Włoch, a raczej restauracja włoska prowadzona przez bardzo sprawny zespół rodzinny Pizzeria Da Luigi ! Miejsce zawsze oblegane, gdzie wcześniej trzeba rezerwować stolik, ale nigdy człowiek nie żałuje swojej decyzji odnośnie makaronu. Zawsze jest pysznie, domowo i sympatycznie, bez zadęcia.

Za to miejsce, gdzie podają najlepszy chłodnik na świecie to Bar Pod Koziołkiem na Cyryla Ratajskiego. Absolutnie mistrzostwo świata na bogato, z botwinką, ogórkiem i jajem. Mój letni faworyt, już w poniedziałek się widzimy kochany chłodniczku!

We Wrocławiu jednym z ulubionych miejsc na włoski wypas jest Pizza Pasta Piu na obrzeżach miasta, bo już na Bielanach Wrocławskich. Tam każda złotówka utopiona w makaronie warta jest swojej ceny. Kelnerzy są sprawni, przystojni i postawni, a wystrój knajpy naprawdę minimalistyczny i dzięki temu…przytulny. Wpadają gospodarze, więc zawsze można pogadać co i jak.

To tak na szybko refleksja, może ktoś ma coś do polecenia? My zawsze jesteśmy głodni wrażeń, bo nie samym pasztetem człowiek żyje ani tym bardziej feminizmem. Generalnie określenie „pasztet”, czyli totalne pokręcenie wszystkiego ze wszystkim dotyczy sporej ilości polskich knajp, dlatego chociaż nie znoszę Magdy Gessler, to jej „misja” znajduje uznanie w mym sercu. Trudno jest znaleźć sensowne miejsce, gdzie przede wszystkim byłoby spójne menu i dobry serwis i to jeszcze bez przepłacania jak za zboże. I tutaj Rumunia wyprzedza nas o lata świetlne, choć tam o spójnym menu nie było mowy, to gdziekolwiek byśmy nie trafili było wspaniałe jedzenie. Przede wszystkim świeże składniki sałatek, zup czy dań głównych, wszystko to podane przez uśmiechniętych kelnerów, rzadziej kelnerki. A pomysł żeby dodawać do zupy, czy raczej ciorby surową paprykę do przegryzania – mistrz! Pyszne to było i nie ważne czy bujaliśmy się w lokalu pod domem, zwykłej jadłodajni czy też w trendy restauracji w centrum miasta. Duży plus dla Bukowiny!

Czekam na opinie, refleksje oraz polecenia.

Katarzyna Barczyk
vel LADY PASZTET