Lady Pasztet znana jest rzeszom swoich czytelników raczej z marudzenia, ale nie znaczy to, iż nie mam innego, bardziej fascynującego oblicza, którego złośliwie Wam, Droga Publisio, nie ujawniam. Owszem mam!
Kocham jeść. Doprawdy nie wiem, jak udawało mi się kiedyś stosować dietę 1000 kcal albo w ogóle stosować jakiekolwiek inne diety, gdyż zamieniłam się w konsumpcyjnego potwora i olewam diety. Po to człowiek się rusza, żeby sobie nie odmawiać ani węglowodanów ani tłuszczu. Dlatego też chciałam podzielić się dziś refleksją na temat dobrych knajp, których wcale nie ma tak wiele w naszym pięknym kraju. Nie chodzi mi bynajmniej o cenę, bo jak wiadomo to jest rzecz płynna. Myślę o restauracji jako o całości, o miejscu, gdzie można zamówić z karty wszystko i będzie pysznie lub poprzestać na jednym daniu i też będzie smakowicie. Z Rzeczonym jesteśmy strasznymi utracjuszami w tej kwestii, nie żałujemy sobie nigdy dobrego jedzenia, nawet kosztem oszczędności na innych poletkach życia. W każdym razie na naszej trasie z Lans Trans Heineken Opener Festival (NIGDY WIĘCEJ HEINEKENA! NIGDY… w sensie piwa!) pojawił się Toruń. Do Torunia droga daleka, kiedyś było bliżej, teraz mamy dalej, ale warto wpaść i poczuć klimat. Przeglądam więc knajpy na urządzeniu mobilnym i oto patrzę, oczom nie wierzę a tam knajpa Luizjana. Mówię do Rzeczonego i siostry jego, że to jakieś jajo musi być i że koniecznie wpadamy do Luizjany w Toruniu. Okazało się, że knajpa jest przytulnie urządzona, z pomysłem i kolorem, obsługa bardzo miła, a dania smaczne. Sałatki nie wpisywały się w Polską normę sałatkową tj. rzucę Ci dwa liście lodowej, zdechłego pomidora i się ciesz, a pozostałe dania były bardzo przyzwoite, a nawet ciekawe. Duże zaskoczenie na duży plus! Polecam, naprawdę szczerze.
(Minusem jest to, że nie obsługiwał nas Eryk z „True Blood”, no ale… nie można mieć wszystkiego, chlip.)
Przypomniało mi się, iż w Poznaniu podobnym (ale nie w klimacie Luizjany) jest tzw. Włoch, a raczej restauracja włoska prowadzona przez bardzo sprawny zespół rodzinny Pizzeria Da Luigi ! Miejsce zawsze oblegane, gdzie wcześniej trzeba rezerwować stolik, ale nigdy człowiek nie żałuje swojej decyzji odnośnie makaronu. Zawsze jest pysznie, domowo i sympatycznie, bez zadęcia.
Za to miejsce, gdzie podają najlepszy chłodnik na świecie to Bar Pod Koziołkiem na Cyryla Ratajskiego. Absolutnie mistrzostwo świata na bogato, z botwinką, ogórkiem i jajem. Mój letni faworyt, już w poniedziałek się widzimy kochany chłodniczku!
We Wrocławiu jednym z ulubionych miejsc na włoski wypas jest Pizza Pasta Piu na obrzeżach miasta, bo już na Bielanach Wrocławskich. Tam każda złotówka utopiona w makaronie warta jest swojej ceny. Kelnerzy są sprawni, przystojni i postawni, a wystrój knajpy naprawdę minimalistyczny i dzięki temu…przytulny. Wpadają gospodarze, więc zawsze można pogadać co i jak.
To tak na szybko refleksja, może ktoś ma coś do polecenia? My zawsze jesteśmy głodni wrażeń, bo nie samym pasztetem człowiek żyje ani tym bardziej feminizmem. Generalnie określenie „pasztet”, czyli totalne pokręcenie wszystkiego ze wszystkim dotyczy sporej ilości polskich knajp, dlatego chociaż nie znoszę Magdy Gessler, to jej „misja” znajduje uznanie w mym sercu. Trudno jest znaleźć sensowne miejsce, gdzie przede wszystkim byłoby spójne menu i dobry serwis i to jeszcze bez przepłacania jak za zboże. I tutaj Rumunia wyprzedza nas o lata świetlne, choć tam o spójnym menu nie było mowy, to gdziekolwiek byśmy nie trafili było wspaniałe jedzenie. Przede wszystkim świeże składniki sałatek, zup czy dań głównych, wszystko to podane przez uśmiechniętych kelnerów, rzadziej kelnerki. A pomysł żeby dodawać do zupy, czy raczej ciorby surową paprykę do przegryzania – mistrz! Pyszne to było i nie ważne czy bujaliśmy się w lokalu pod domem, zwykłej jadłodajni czy też w trendy restauracji w centrum miasta. Duży plus dla Bukowiny!
Czekam na opinie, refleksje oraz polecenia.
wtorek, 20 sierpień, 2013 o godzinie 19:07
Kontynuuj wątek .. większość z nas lubi jeść 😉 Ja uwielbiam dlatego postanowiłam Cię skomentować;) i wprowadzić kilka swoich typów i ocen subiektywnych, a ponieważ w głowie z reguły zostawiam tylko te dobre więc więcej dobrych niż słabych .. 😉
Jadka – smacznie, spójnie, przytulnie i miło … a kelnerzy znają się na winie i dobiorą dobre do dania głównego:) Cena może być minusem, ale wg mnie jedzenie warte ceny. Rewelacyjna kaczka, doceniona kasza pęczak, pyszny smalczyk. Grzyby świeże pięknie pachnące w gęstej od ich ilości zupie.
Mosaiq – szefem kuchni jest człowiek, który pracował w restauracji Gordona Ramsaya w Boxwood Cafe,czy u Alberta Roux w Brasserie Roux w Londynie. Jednym ze znanych z którymi chciałabym porozmawiać jest właśnie Gordon – więc sama rozumiesz .. musiałam skosztować jedzonka z tej kuchni. Znowu cena jest minusem ale jedzenie warte. Ja znowu jadłam królika, Mąż kaczkę, zupa czy przystawka genialne (ona – zupa, on – śledzik – dziwne??)
Dodatkowo bardzo miła obsługa:)
Restauracja w Zamku Topacz – moje nowe odkrycie;) piękne miejsce, wspaniały cel na wycieczki rowerowe:) Ceny przystępne, sceneria wspaniała, miła obsługa. Nie zapominajmy o najważniejszym … jedzenie rewelacyjne. Gdy dojechaliśmy tam na rowerkach w upale, nieco zmęczeni myślałam, że jedynie piwo wypiję, ale pokusiłam się na danie dnia;) Nie żałowałam i postanowiłam być częstszym gościem. Łosoś na szpinaku z czerwoną fasolką, proste połączenie – smaki komponowały się jak muzyka:)
Machina Organika – pyszne jedzenie wegańskie, ta restauracja jest jednym z moich ulubionych miejsc. Przytulnie, smacznie, i zawsze jak tam jestem czuję się swobodnie. Tu nie jestem w stanie wymienić dań bo bywam zbyt często:) dość, że metodą prób i błędów odtwarzam poznane tam smaki. Niektóre mnie uwiodły tak bardzo, że musiałam znaleźć swoją recepturę na nie:) aż ślinka cieknie.
Jeśli miałabyś ochotę spróbować żabich udek z którymi Polakom kojarzą się Francuzi, lub innych już bardziej typowych francuskich dań polecam Le Bistrot Parisien. Miejsce przytulne i miła obsługa, jedzenie genialne, w czwartki mają świeżutkie smaczne mule. Wytrawna tarta z figami kładzie na łopatki 🙂 Ceny przystępne.
Pod papugami – trzyma poziom. Znam tą knajpę od czasów studenckich (moich studenckich:P) i trzeba przyznać, że jedzenie cały czas robi wrażenie. Pyszny tatar z łososia, gicz jagnięca duszona w czerwonym winie .. pycha!
Bernard – ktoś już wcześniej w komentarzach o nich pisał.. to taki czeski fusion. Pyszny królik, genialnie trafia w moje smaki – trochę śląski mam gust czasami: kluchy/knedlik, sos, mięsko i duszona czerwona kapusta ..mniam:) Albo sałatka z krewetkami i truskawkami, albo pierożki z kurkami i ricotta.
Co się zepsuło lub nigdy nie zrobiło na mnie wrażenia?? Ostatnio odwiedzone ..
Przystań – ostatnio niestety się popsuła. Miejscówka na restauracje cudna ale niestety jedzenie już nie robi wrażenia. Obsługa miła:)
Bułka z masłem – jedzenie słabe, obsługa zagubiona .. 😐 Lubię sprawdzać nowe miejsca i niestety to ni przypadło mi do gustu. Wypadło słabo.
wtorek, 20 sierpień, 2013 o godzinie 19:39
Asizna!:))) Dziękuję za polecenia, sprawdzę koniecznie! Rozpisałaś się, że aż miło:*
czwartek, 22 sierpień, 2013 o godzinie 16:30
No wiesz .. o jedzeniu to ja mogę dużo:) o restauracjach też:)
czwartek, 11 lipiec, 2013 o godzinie 14:22
Gotować nie potrafię, ale jeść a i owszem-bardzo. We Wrocławiu testuje wiele knajpek, tak więc polecam:
1. Bernard – czeska knajpka z przecudownymi przystawkami i idealnym winem z beczki <3
2. Va Bene w Rynku – niby Tratoria, wg mnie nie do końca, ale jedzonko wyśmienite. Właściciel prowadzi także 'Szkole Gotowania' w okolicach Grabiszynskiej.
3. Capri w Galerii Italiana na więziennej – włoska wg mnie najlepsza z okolicznych chociażby z powodu oliwy czosnkowej.
^^
4. Restauracja Gruzinska, której nazwy nie pamietam (obok pijalni wódki i piwa)
poniedziałek, 22 lipiec, 2013 o godzinie 09:58
To widać, że lubisz jeść, bo aż mi ślinka po tych opisach poleciała. Jedzenie też uważam za jedną z większych przyjemności życiowych. 🙂
poniedziałek, 22 lipiec, 2013 o godzinie 14:02
Myślę właśnie o tym, żeby kontynuować ten wątek, wielkie dzięki za zachętę i cieszę się, że Ci się u mnie spodobało! 🙂 Pozdrawiam!
czwartek, 11 lipiec, 2013 o godzinie 09:39
Wielkim smakoszem to ja nie jestem, choć zjeść lubię… Jako że mieszkam krok od Pasażu, często zdarzało mi się wrzucić jakąś sałatkę w Salad Story lub pseudo rybkę w North Fish’u. Ostatnio odkryłam tam ukrytą w cieniu Sphinx’a, mała knajpkę ‚La Grota’. Pizza jest tam naprawdę smaczna(!), kelnerzy eleganccy i uprzejmi. Co prawda w karcie nie ma lasagne, ale jest kilka past, które czekają aż ich skosztuję. Warto zrobić sobie przerwę w zakupowym szaleństwie lub po prostu pofatygować się na Grunwald i skosztować. A! i cena przystępna. Nie jest to co prawda 37zł za 3 pizze jak w TelePizzy, ale nie trzeba oszczędzać (a studenci mają jeszcze taniej) 😉
P.S. I można tam zakupić świetną czosnkową oliwę ich produkcji.