Naprawdę boli mnie mózg.
Wszystkie te wiadomości, blogi, posty, linki. Wszystkie te emocjonujące wymiany ciosów na fejsie. Podglądactwo bierne i aktywne, komentarze, sprawdzanie trzech kont pocztowych. Pierwszy raz w życiu odczuwam internetowe zmęczenie, a w końcu jestem dzieckiem internetu. Dzieckiem czatowania na IRCu, modemu ISDN oraz szybkiego zakochiwania się bardziej w tym, co ludzie piszą niż w tym, kim są. Do dziś jestem podatna na słowa, słowa napisane to dla mnie podnieta i pieszczota. Nie lubię skypea, wolę telefon, a najbardziej lubię maile. Krótkie, codzienne wymiany zdań. Co tam? Co tam?
Nowe rzeczy się dzieją, także będzie o czym pisać. Zbieram w głowie obserwacje, kolekcjonuję anegdotki.
Ale ten wpis to właściwie takie tłumaczenie się pod presją, gdyż ostatnio statystyki na blogusiu szaleją za co bardzo dziękuję. Więc jestem pod presją trochę, ale w sumie chyba miłą.
Także do napisania, a na razie pioseneczka.
Pasztet życzy tzw. Miłych Grobów.