Marta Dzido dała nam Frajdę, czyli bezpretensjonalną książkę o miłości, która niektórym się już przytrafiła, a innym być może jeszcze przytrafi. O miłości majowej, burzliwej, cielesnej. O związku bez przyszłości, w który i tak się brnie, bo jest jak uzależnienie. Ta książka wzrusza i podnieca, pozwala wyobraźni na wycieczki do krainy beztroskiej frajdy.
List zamknięty w butelce
To chyba pierwsza z książek, jakie dane mi było przeczytać, która tak bardzo zagrała na moich wspomnieniach. Tych już lekko przykurzonych, ale wciąż jeszcze kolorowych, i tych całkiem świeżych, takich z samego początku randkowania. Oto znalazłam się dzięki Marcie w świecie własnych wspomnień, w których królują przede wszystkim słowa, a więc listy, wyznania, karteczki przekazywane z rąk do rąk. I tak jak w jej książce mamy do czynienia z dwójką zakochanych, którzy przesyłają sobie wiadomości, tak każda osoba, która gdzieś tam trzyma zakamuflowane pożółkłe kartki ze słowami skierowanymi tylko do niej i do nikogo innego, poczuje wzruszenie, czytając Frajdę.
Książka, która obudzi w Tobie dawno zapomniane miłosne przeboje
Czytając najnowszą książkę Marty Dzido, zagłębiamy się w świat czułych wyznań, takich, które po latach mają troszkę wytłumaczyć i usprawiedliwić pewne wybory, których nie da się już zmienić. Para zakochanych może tylko wspominać, przywoływać dane momenty, kto co pamięta lepiej i z jakiej perspektywy. To tworzy ich miłosną przestrzeń, niczym siatkę wzajemnych powiązań, nawoływań po latach, które brzmią: „A pamiętasz?”.
Pożądanie, które kwitnie na papierze
Frajda to także książka o seksie, o tym, że seks jest właśnie tym – frajdą, przyjemnością, sposobem na doświadczanie świata. Częścią świata, dzięki której miłość jest bardziej odczuwalna. Autorce udało się opisać piękny seks, bez banałów, bez żadnych skręcających wnętrzności opisów. Cała Frajdato poetycki majstersztyk, który brzmi tak, jak bardzo zdolnie operujący słowem ludzie cały czas wyznawali sobie miłość. Przepiękna książka „korespondencyjna”, w której wymiana listów jest czasem jak czuły dotyk, a niekiedy niczym bokserski cios. I w której mimo upływu lat okazuje się, że w każdym z nas obudzi inne wspomnienie naszej głęboko ukrytej, czasami zepchniętej na sam dół umysłu, niespodziewanej frajdy, którą z kimś kiedyś mieliśmy.
Albo mamy ją właśnie teraz.
Frajda dla Was
Dzięki uprzejmości Korporacji Ha!art mam dla Was egzemplarz Frajdy, który można wygrać w konkursie na moim blogu. Wystarczy opisać swoją największą frajdę w komentarzu pod tekstem, a ja 7 dni później wyłonię zwycięzcę lub zwyciężczynię na live na moim fanpage’u na Facebooku (dlatego warto polajkować Paszteta, żeby nie przegapić!).
Korekta: Artur Jachacy
środa, 16 maj, 2018 o godzinie 23:48
Mi największą frajdę w ostatnim czasie sprawiła opieka nad grupą dzieciaków z Turcji, które przyjechały do Polski na Olimpiadę Kreatywności. Ciągle mam o tym napisać post, ciągle nie mam czasu 🙂
poniedziałek, 14 maj, 2018 o godzinie 18:27
Frajdę ostatnimi czasy daje mi nauka celebrowania czasu wolnego. Doceniam ciszę i brak zasięgu w telefonie. Kiedy moja druga połowa spaceruje ze mną po lesie albo po prostu ogląda kabaret. Frajda to cieszenie się chwilą. Drobnostkami z których składa się życie.
poniedziałek, 14 maj, 2018 o godzinie 15:17
Ja ostatnio uczę się kochać siebie i odkrywam jak można cieszyć się światem wokół siebie.
Mając lat 44 staram się odkrywać rzeczywistość oczami dziecka.
Ogromna to frajda dla mnie.
Pozdrawiam z uśmiechem na twarzy
Joanna
poniedziałek, 14 maj, 2018 o godzinie 15:12
Dla mnie ostatnio odkryte „frajdy” to czynności, które wzbudziły niemal dziecięcy zachwyt i niczym niezmąconą radość – po pierwsze, zbieranie muszli podczas urlopu (tak pokaźnych, jakich nigdy nie udało się wyszukać nad Morzem Bałtyckim w dzieciństwie i które zakupić można było za horrendalne kwoty u ulicznych sprzedawców z importu) oraz hasanie wśród – uwaga – błotnych wulkanów w Rumunii, które delikatnie kipiały błoto-lawą ku mojej uciesze. Dawno nie czułam się tak beztroska!