Partnerstwo a’la KP

3


Pomiędzy jednymi a drugimi telefonami zastanawiam się nad tym tekstem Sierakowskiego coraz mocniej.

Przyznaję, że nie mam tutaj jednoznacznych wniosków, dlaczego?

Z jednej strony wkurza mnie, że partnerka Sierakowskiego nie dostawała pieniędzy za to, nad czym pracowała. A jak sam Sierakowski mówi – pracowała dużo, czyli tłumaczyła, poprawiła, czytała, czytała, tłumaczyła, organizowała i się wkręcała w działalność KP. Zapewne jest tego na tyle dużo, że sam naczelny KP musiał się nielicho przerazić jak tylko sobie uświadomił co dla niego robiła. Dlaczego jednak, nie obudził się wcześniej? Czemu nie spojrzał na swoją partnerkę jak na siebie, jak na kogoś kto zasługuje na pieniądze za to, co robi? Ktoś, kto poświęca czas oraz zapewne jakieś swoje plany na rzecz innej osoby czy organizacji powinien dostawać za to pieniądze.

A co wtedy jeśli to wolontariat? Wybór świadomy i samodzielny, że to, co robię dzieje się dlatego, że mam chęć wprowadzania zmian i oddania się sprawie w całości. Czy to jednak oznacza, że oddaje się w całości partnerowi?

Zastanawia mnie jeszcze jedno. Mój partner przez wiele lat pomagał mi w pisaniu prac, czytał, redagował, sprawdzał i nie narzekał. Oddawałam jak umiałam te przysługi i również czytałam jego prace, o ile mi na to pozwalał. Kibicowaliśmy sobie nawzajem i pomagaliśmy jak tylko się dało. Zawsze dostawałam wsparcie i zawsze to wsparcie było włączone w nasze bycie razem. Co u licha musiało się dziać u Sierakowskiego, że on w tym tekście nie wspomina o tym, że również jej pomagał, redagował, sprawdzał, czytał? Przecież chyba miała jakieś swoje życie, pomysły i ambicje.

Ten szlachetny pomysł wspomnienia o niewidzialnej pracy kobiet u redaktora naczelnego KP jest czymś, z czym nie wiadomo co zrobić. Chichotać? Płakać? Wkurwić się? Czy autor doznał olśnienia i już nie będzie tak robił? Czy się zreflektuje i powpisuje ją jako współautorkę tekstów i inicjatyw? Czy jednak jest to cichutkie popiskiwanie, które nic nie znaczy?

Czy po prostu chce coś ugrać? A może warto byłoby się zgłosić do samej zainteresowanej i jej się zapytać co ona na to?

A kuku dziewczyno!
A kuku dziewczyno!

Cholera go wie.

Katarzyna Barczyk
vel LADY PASZTET