Do tego wpisu zainspirowała mnie Pani Swojego Czasu. Jest to blog, który czytam regularnie, jeden z niewielu. Dodam przy tym, że czytam głównie blogi pisane przez kobiety, bo jakoś tak mi pasuje. W każdym razie częstym tematem u PSC jest perfekcjonizm i w ogóle bycie perfekcyjną. Ola Budzyńska, czyli Pani Swojego Czasu, ma bardzo negatywny stosunek do perfekcjonizmu i przyznam szczerze, że ja również go nie znoszę.
Według mnie bycie perfekcyjną to prosta droga do kalectwa. Emocjonalnego, rodzinnego i zawodowego. Nie cierpię wezwań do stawania się czy to perfekcyjną panią domu, czy też perfekcyjną biegaczką, blogerką lub kimkolwiek innym. Od dzieciństwa wiem, że to strata czasu i nerwów, a im bardziej się staramy, tym więcej w nas frustracji.
W przedszkolu nienawidziłam rysowania szlaczków. Nie żeby samo zajęcie mnie irytowało, ale zawsze okazywało się, że nie chodzi o to, aby wypełnić linijki i zrobić zadanie, ale żeby było ładnie. To znaczy, ja chciałam się wyrobić i odbębnić szlaczki, a pani przedszkolanka chciała, żeby było ładnie. I tutaj nasze drogi się rozchodziły. Podobnie w podstawówce mój tata dowiedział się od nauczycielki, że bazgrzę jak kura pazurem. Nieważne, że pisałam długie i ciekawe wypracowania, bo też miało być ładnie. Podkreślania tematów w zeszytach nigdy nie kumałam, bo skoro jest słowo „TEMAT:”, to po co podkreślać? Na studiach kochałam kolorowe flamastry, ale próby utrzymywania konsekwentnych notatek, którym przyporządkowane byłyby odpowiednie kolory… Fiasko. To było jedno wielkie fiasko. Za to wiedziałam, że jak będę na wykładzie, ćwiczeniach i jeszcze się wyśpię przed egzaminem, to na pewno zdam. Żaden flamaster mi nigdy tak nie pomógł jak sen.
Kiedy czegoś nie znamy, to tym bardziej chcemy się odpowiednio przygotować i postarać. To jest bardzo fajne, ale często nas blokuje brak poczucia doskonałości. Ileż to znam osób, które zamiast pisać regularnie bloga bardziej zajmują się tym, żeby miał piękną oprawę graficzną. Konsekwencji i systematyczności nie da się przykryć fasadą nawet najpiękniejszego szablonu. Sama wpadam w takie pułapki i na początku pracy we własnej firmie, kiedy okazało się, że będę odpowiedzialna za kontakt z zagranicznymi klientami, obleciał mnie strach. Ze strachu zamówiłam wielką książkę o tym, jak prowadzić korespondencję z kontrahentami po angielsku. Szybkie spojrzenie na książkę i już miałam wizję, jak przecinam sobie żyły tymi białymi karteczkami w poszukiwaniu najwspanialszego maila do klienta i nigdy go nie znajduję… a krew płynie. Okazało się, że wystarczy prosty, jasny i grzeczny komunikat i klient odpisuje. W ten sam sposób. Bez żadnej oksfordzkiej angielszczyzny i skomplikowanych konstrukcji. Bardziej liczy się szybkość i gotowość do kontaktu niż najbardziej wyrafinowana epistoła.
Podobnie mam z blogiem. Postanowiłam się za siebie zabrać i nie czekać już na momenty natchnień, wkurwień i uniesień. Chcę pisać na tyle dużo, żeby się dało dokonywać selekcji wpisów, żeby były przygotowane i kiedy akurat odejdzie mi wena, to będę mogła coś wrzucić na bloga. Nie zawsze będą to arcydzieła i najbardziej poczytne notki, ale za to będą regularne. Czekanie na perfekcyjny wpis może zająć tak dużo czasu, że czytelniczki i czytelnicy pójdą sobie w inne miejsce w sieci, nie daj bogini do szowinistów i szafiarek… 😉
I powiem Wam, że w kwestii sportu też się nadmierny perfekcjonizm nie sprawdza. Lepiej zrobić krótszy trening niż w ogóle go nie zrobić. Nie namawiam, bogini broń, do olewania techniki i planów, ale kiedy naprawdę się nam nie chce, to może jednak lepsze będzie te 5 km, na których damy radę się przebiec tak, by czuć się dobrze, niż męczarnia z zaplanowanym 10-kilometrowym biegiem, na który zupełnie nie mamy ochoty. Z siłownią jest podobnie, bo czasem warto odpuścić, żeby się zregenerować, dobrze poczuć i mieć siły na trening. Wszystkim tym kieruje tak naprawdę zdrowy rozsądek. Zalecam w każdej sprawie. A perfekcjonizm? Myślę, że to wielka pułapka, zwłaszcza dla wielu kobiet, chociaż i mężczyzn nie omija. Perfekcjonizm, jakiego wymagamy od siebie i innych, często nas unieszczęśliwia, każe marginalizować nasze sukcesy i nie pozwala spojrzeć na to, co zrobiliśmy dobrze. Nie perfekcyjnie, ale dobrze. Bo w ostatecznym rozrachunku co jest ważniejsze: to, że w ogóle coś zrobiliśmy, czy to, że nie zrobiliśmy, bo nie było perfekcyjne?
P.S. Perfekcyjne to mogą być zdjęcia pustego biurka…
wtorek, 21 czerwiec, 2016 o godzinie 09:44
Trochę perfekcjonizmu nie zaszkodzi, ale bez przesady, nie za wszelką cenę.
wtorek, 21 czerwiec, 2016 o godzinie 09:45
No niby nie zaszkodzi, trzeba tylko wiedzieć kiedy przestać 😉
niedziela, 19 czerwiec, 2016 o godzinie 17:13
Lubię Cię czytać, ale trochę ne rozumiem Twojej niechęci wobec blogerek modowych, które nazywasz szafiarkami. Przecież w większości to bardzo przedsiębiorcze, pracujące na swój sukces kobiety, które miały odwagę zrobić coś innego,wyróżnić się, zrobić coś, na co trzeba wiele odwagi. Zresztą np. Maffashion wsparła akcję Dziewuchy Dziewuchom, co wiązało się z tym, że wiele kobiet dwudziestoletnich i nastoletnich akcję też poparło. Nie rozumiem, czemu kobieta jest zawsze kobiecie wilkiem. Wiesz mi, dziewczyny zajmujące się urodą lub modą często spotykają się z tak stereotypowym odbiorem swojej pracy, że czytanie takich rzeczy na feministycznym blogu jest naprawdę przykre.
niedziela, 19 czerwiec, 2016 o godzinie 20:20
Hej, dzięki za komentarz. Przede wszystkim to dysktetny „wink wink” w mojej notce to nie atak na blogerki modowe, nazywane także niekiedy szafiarkami, bo i blogerki kulinarne nazywa się kulinarkami, także nie widzę tutaj nic obraźliwego. Szczerze mówiąc to z jednej strony doceniam pracę tych dziewczyn, ich pasję i biznes, bo naprawdę zrobiły super karierę. Ale jest pośród tej kategorii blogów sporo straszliwie nudnych, banalnych i kompletnie nie interesujących blogerek. I tak jest w każdym podpytpie blogosfery. Nie widzę powodu, dla którego miałabym je uwielbiać. Są sobie i spoko, mają swoich czytelników, czytelniczki i wszystko gra. Nic mi do tego. Nie jestem im żadnym wilkiem, bo robię swoje i tyle. A że bliżej mi do podejścia reprezentowanego przez Niemodne Polki? No cóż zróbić, tak jest.
I bardzo mnie cieszy, że Maffashion poparła Dziewuchy. Super! Co nie przekłada się na to, że jak dla mnie to nie jest interesujący blog. Już sama jego autorka jak najbardziej, jako model pewnego biznesu. To trochę jak z Anją Rubik, bo bardzo lubię kiedy udziela się społecznie, obserwuję ją na instagramie, ale nie zawsze podobają mi się jej sesje zdjęciowe.
sobota, 18 czerwiec, 2016 o godzinie 19:38
Ten cały perfekcjonizm to chyba skutek wymogów stawianych przez rodziców – a młode dziewczynki, w tej kwestii, mają przechlapane. A to muszą mieć bardzo dobre oceny, a to zachowywać się odpowiednio, być odpowiedzialne i zorganizowane.
Sama często wpadam w tę pułapkę, szczególnie, gdy sprzątam. A później pytam męża, gdzie uciekła moja sobota? Chociaż z drugiej strony lubię sterylne pomieszczenia i jestem wtedy szczęśliwa. Więc perfekcjonizm, póki daje szczęście, chyba nie jest taki zły, co?
Pozdrawiam!
sobota, 18 czerwiec, 2016 o godzinie 16:51
nikt nie jest doskonały a co najważniejsze nie musi być – i tego się trzymajmy
sobota, 18 czerwiec, 2016 o godzinie 08:34
A co myślisz o takich tekstach: http://www.aniamaluje.com/2016/06/moje-ciao-nie-jest-grzechem-wiec-nie.html?m=1
Ja generalnie z tekstem sie zgadzam, ale dziewczyna chyba nie lubi feministek, bo tak nazywaly siebie kobiety, ktore z zazdrości ja obrażały.
sobota, 18 czerwiec, 2016 o godzinie 19:03
Eh, te rytualnie wyzywanie feministek od zołz to normalka. Dla mnie tam feministki są miłe niezależnie od mojego dekoltu 😉
piątek, 17 czerwiec, 2016 o godzinie 10:08
Kurcze, po tym tytule spodziewałam się trochę innej treści. Mało jest odniesienia co do tej „kobiety”, bardziej piszesz o swoich odczuciach i trochę dość skrótowo. Mam nadzieję, że nie odbierzesz tego jako atak, bo czytam Cię w miarę regularnie i darzę sympatią – jednak fakt, faktem, tytuł tekstu trochę wprowadza w błąd.
Swoją drogą ostatnio spotkałam się z podobnym „problemem”, wczoraj albo przedwczoraj jakoś. Znalazłam tekst, który autorka tytułuje mniej więcej tak „Dlaczego kobiety wolą siedzieć w domu”. Z ciekawości spojrzałam, bo może miała jakieś badania, zbiór innych tekstów, porównania, cokolwiek… Niestety te tytułowe „kobiety”, to była ona sama – z tekstu wynikało, że lubi pracować w domu, a jej mąż to wręcz przeciwnie, z rana ucieka i nawet nie ogląda się za siebie. I przy okazji automatycznie przypisała te cechy wszystkim rodzinom. Niby drobne słówka, ale swoją moc mają. Myślę też, że to jest fajny temat do poruszenia, bo częstym problemem kobiecości jest „zbiorowa odpowiedzialność” – czyli zamiast „ja jestem taka i taka”, nadużywane jest „my kobiety jesteśmy takie i takie”. Nietrudno się domyśleć do czego doprowadza taki sposób wyrażania się.
Pozdrowionka, Pasztetowo~
sobota, 18 czerwiec, 2016 o godzinie 19:06
Hop hop, hymmm oczywiście, że zawsze można by jakoś inaczej to napisać. Nie wiem czy tytuł wpisu to wprowadzenie w błąd, raczej konkuzja. W sensie, czasem się na tym blogu zdarzają bardziej osobiste niż publicystyczne wpisy i ten do takich należy. Oczywiście można by go rozbudować i dodać trochę badań, statystyk i może to jest ciekawy pomysł na ciąg dalszy. Także dzięki za podpowiedź. Wiadomo, że jak się pisze coś pars pro toto, to może nie każdy/każda się będzie identyfikowała/identyfikował. Fajny temat z tą „zbiorową odpowiedzialnością kobiet”. Co dokładnie masz na myśli, rozwiń proszę, może będzie coś z tego ciekawego… Pozdrawiam również bardzo ciepło! 🙂
piątek, 17 czerwiec, 2016 o godzinie 10:08
Perfekcjonizm to zło, owszem. Świetny sposób na spieprzenie życia dla każdego człowieka – cokolwiek i jakkolwiek nie zrobisz, zawsze będziesz niezadowolona/y: bo przecież zawsze mogło być lepiej! W skrajnych przypadkach doprowadza nawet do zaniechania podejmowania jakichkolwiek działań, bo po co, skoro i tak nie będzie perfekcyjnie.
A cała sztuka (życia?) jak zwykle w wypośrodkowaniu: żeby nie było byle jak, tylko najlepiej jak umiemy i możemy w danym momencie, bez przymusu do bycia perfekcyjną, za to z zadowoleniem z siebie, a w przypadku błędów – nie dołowaniem się nimi, tylko wyciąganiem wniosków na przyszłość. Osobiście wciąż się tego uczę, ale z wiekiem wychodzi coraz lepiej 🙂
sobota, 18 czerwiec, 2016 o godzinie 19:07
No jasne, że to przychodzi z czasem i to jest super w tym, że lata biegną… 🙂
piątek, 17 czerwiec, 2016 o godzinie 09:36
Ze szlaczkami i prowadzeniem zeszytu miałam tak samo. Bardzo lubiłam rysować wszystko inne, ale szlaczki budziły mój głęboki wewnętrzny sprzeciw. Przeszło mi dopiero jak przestałam musieć je robić, w związku z czym czasem rysowałam je młodszemu bratu, któremu się przeważnie nie chciało. Była to jednak niechęć zgoła odmienna od mojej — we mnie szlaczki rodziły bunt, on miał po prostu wywalone.