Perfekcjonizm największym wrogiem kobiety

13


Do tego wpisu zainspirowała mnie Pani Swojego Czasu. Jest to blog, który czytam regularnie, jeden z niewielu. Dodam przy tym, że czytam głównie blogi pisane przez kobiety, bo jakoś tak mi pasuje. W każdym razie częstym tematem u PSC jest perfekcjonizm i w ogóle bycie perfekcyjną. Ola Budzyńska, czyli Pani Swojego Czasu, ma bardzo negatywny stosunek do perfekcjonizmu i przyznam szczerze, że ja również go nie znoszę.

Według mnie bycie perfekcyjną to prosta droga do kalectwa. Emocjonalnego, rodzinnego i zawodowego. Nie cierpię wezwań do stawania się czy to perfekcyjną panią domu, czy też perfekcyjną biegaczką, blogerką lub kimkolwiek innym. Od dzieciństwa wiem, że to strata czasu i nerwów, a im bardziej się staramy, tym więcej w nas frustracji.

W przedszkolu nienawidziłam rysowania szlaczków. Nie żeby samo zajęcie mnie irytowało, ale zawsze okazywało się, że nie chodzi o to, aby wypełnić linijki i zrobić zadanie, ale żeby było ładnie. To znaczy, ja  chciałam się wyrobić i odbębnić szlaczki, a pani przedszkolanka chciała, żeby było ładnie. I tutaj nasze drogi się rozchodziły. Podobnie w podstawówce mój tata dowiedział się od nauczycielki, że bazgrzę jak kura pazurem. Nieważne, że pisałam długie i ciekawe wypracowania, bo też miało być ładnie. Podkreślania tematów w zeszytach nigdy nie kumałam, bo skoro jest słowo „TEMAT:”, to po co podkreślać? Na studiach kochałam kolorowe flamastry, ale próby utrzymywania konsekwentnych notatek, którym przyporządkowane byłyby odpowiednie kolory… Fiasko. To było jedno wielkie fiasko. Za to wiedziałam, że jak będę na wykładzie, ćwiczeniach i jeszcze się wyśpię przed egzaminem, to na pewno zdam. Żaden flamaster mi nigdy tak nie pomógł jak sen.

Kiedy czegoś nie znamy, to tym bardziej chcemy się odpowiednio przygotować i postarać. To jest bardzo fajne, ale często nas blokuje brak poczucia doskonałości. Ileż to znam osób, które zamiast pisać regularnie bloga bardziej zajmują się tym, żeby miał piękną oprawę graficzną. Konsekwencji i systematyczności nie da się przykryć fasadą nawet najpiękniejszego szablonu. Sama wpadam w takie pułapki i na początku pracy we własnej firmie, kiedy okazało się, że będę odpowiedzialna za kontakt z zagranicznymi klientami, obleciał mnie strach. Ze strachu zamówiłam wielką książkę o tym, jak prowadzić korespondencję z kontrahentami po angielsku. Szybkie spojrzenie na książkę i już miałam wizję, jak przecinam sobie żyły tymi białymi karteczkami w poszukiwaniu najwspanialszego maila do klienta i nigdy go nie znajduję… a krew płynie. Okazało się, że wystarczy prosty, jasny i grzeczny komunikat i klient odpisuje. W ten sam sposób. Bez żadnej oksfordzkiej angielszczyzny i skomplikowanych konstrukcji. Bardziej liczy się szybkość i gotowość do kontaktu niż najbardziej wyrafinowana epistoła.

Podobnie mam z blogiem. Postanowiłam się za siebie zabrać i nie czekać już na momenty natchnień, wkurwień i uniesień. Chcę pisać na tyle dużo, żeby się dało dokonywać selekcji wpisów, żeby były przygotowane i kiedy akurat odejdzie mi wena, to będę mogła coś wrzucić na bloga. Nie zawsze będą to arcydzieła i najbardziej poczytne notki, ale za to będą regularne. Czekanie na perfekcyjny wpis może zająć tak dużo czasu, że czytelniczki i czytelnicy pójdą sobie w inne miejsce w sieci, nie daj bogini do szowinistów i szafiarek… 😉

I powiem Wam, że w kwestii sportu też się nadmierny perfekcjonizm nie sprawdza. Lepiej zrobić krótszy trening niż w ogóle go nie zrobić. Nie namawiam, bogini broń, do olewania techniki i planów, ale kiedy naprawdę się nam nie chce, to może jednak lepsze będzie te 5 km, na których damy radę się przebiec tak, by czuć się dobrze, niż męczarnia z zaplanowanym 10-kilometrowym biegiem, na który zupełnie nie mamy ochoty. Z siłownią jest podobnie, bo czasem warto odpuścić, żeby się zregenerować, dobrze poczuć i mieć siły na trening. Wszystkim tym kieruje tak naprawdę zdrowy rozsądek. Zalecam w każdej sprawie. A perfekcjonizm? Myślę, że to wielka pułapka, zwłaszcza dla wielu kobiet, chociaż i mężczyzn nie omija. Perfekcjonizm, jakiego wymagamy od siebie i innych, często nas unieszczęśliwia, każe marginalizować nasze sukcesy i nie pozwala spojrzeć na to, co zrobiliśmy dobrze. Nie perfekcyjnie, ale dobrze. Bo w ostatecznym rozrachunku co jest ważniejsze: to, że w ogóle coś zrobiliśmy, czy to, że nie zrobiliśmy, bo nie było perfekcyjne?

P.S. Perfekcyjne to mogą być zdjęcia pustego biurka…

Death_to_stock_photography_Wake_Up_9

Katarzyna Barczyk
vel LADY PASZTET