Postępy w oswajaniu chaosu

0


Krótkie momenty epifanii zaskakują mnie w niesprzyjających sytuacjach. Stoję oto w kolejce do odprawy i spostrzegam dziewczę. Wdzięczny obiekt obserwacji, który ubrał się we wszystkie vintage ciuchy jakie tylko można sobie wyobrazić łącznie z aksamitną peleryną, szamocze się i nerwowo rozgląda na boki.

Znam to spojrzenie. Spojrzenie, które mówi wszystko:

„Gdzie jest mój telefon?!”

„Czy mam ze sobą dowód? Gdzie jest dowód?”

„Stoję we właściwej bramce?”

Za spojrzeniem kryje się także zalewający całe ciało zimy pot na przemian z wybuchami podskórnego gorąca. Kompletny brak ogarnięcia oraz chaos, którgo nie da się opanować na stałe. Są tylko chwilowe przebyłsyki spokoju i opanowania.

Patrzę na nią ciepło i widzę siebie. Widzę te same nerwowe poszukiwania wszystkiego, co jest mi potrzebne. Nie chce mi się nawet myśleć o wszystkich butach, bluzach, książkach, słuchawkach oraz biżuterii, którą zgubiłam gdzieś kiedyś. Zawsze zostawało mi pocieszające hasło: jeśli zostały tutaj twoje rzeczy, znaczy się, że wrócisz. Ale znam to tak dobrze, że aż mnie to boli.

Bardzo trudno jest zapanować nad własnym roztargnieniem. Nie do końca mi się udało. Wciąż plątają się wokół mnie kartki, gdzie mam zapisane różne Bardzo Ważne Rzeczy. Nadal zostawiam u przyjaciół i znajomych ładowarki, płaszcze, książki oraz kosemtyki. Przynajmniej wiem, że tam są.

Ale widzę też pewien skromny postęp. Jest jakaś zmiana. Czuję, że panuję nad otoczeniem o wiele lepiej niż kilka lat temu. Systematyczne próby zapanowania nad dokumentami, kluczami i torebką dają jakieś efekty. Już nie każdy wyjazd kończy się zostawieniem czegoś gdzieś. Zdarza mi się wszystko zaplanować i zrealizować plan. To są małe kroki, ale dla mnie samej widoczne. Nie liczę na to, że będę jak moje przyjaciółki, te dwie Porządne, już one wiedzą o kim mówię. Te, które mają zaplanowane wszystko i zawsze są stick to the plan. Ja jestem tak trochę, ale już coraz bardziej.

Ucieszyło mnie to, że sama się tak nie pałętam i nie miotam. Pomyślałam sobie ciepło, że to minie i że i wdzięczne dziewcze z przepaską na włosach opanuje kiedyś wszystkie przedmioty, które jej towarzyszą. Kiedy wypadł jej telefon z ręki i wpadł gdzieś pod przednie siedzenia w samolocie z kojącym głosem, razem z inną grupą miłych ludzi, przekonywaliśmy ją, że zaraz się znajdzie.

Znalazła.

Katarzyna Barczyk
vel LADY PASZTET