Sto lat sobie samej

3


 

Lubię to zdjęcie. Bardzo. Jego historia jest nietypowa, bo dość wcześnie w życiu zaczęły zdarzać mi się historie nietypowe. A może po prostu jestem ciekawska i nie mogę się powstrzymać. Zanim pomyślę mówię: TAK! Później się zastanawiam co będzie dalej.

Szłyśmy gdzieś kiedyś z dwiema licealnymi przyjaciółkami wieczorem w naszym małym mieście. Nagle zatrzymał się samochód, wysiadła z niego dziewczyna, jak się później okazało studentka i powiedziała, że zachorowała jej modelka a musi przygotować zdjęcia na studia. Przedstawiła się i okazało się, że jest córką fotografki znanej w mieście, a więc bez problemu poszłyśmy razem z nią do studia. Zrobiła nam zdjęcia. Przeglądam je teraz i widzę, że mamy na nich strasznie dziecinne buzie. Jeszcze nie kobiety, zdecydowanie dziewczyny. W każdym razie fotografka wzięła od nas numery telefonów i za kilka tygodni zaprosiła mnie na sesję. To chyba musiała być pierwsza klasa liceum.

Pamiętam, że miałam wtedy złamane serce, czego dowodem jest to, co mam na sobie na zdjęciach. Koszula i spodnie od garnituru. Kupiłam je, bo chciałam mocno i gwałtownie się odróżnić od chłopaka, który mi to złamał oraz jego punkowego towarzystwa, które mnie skąd inąd szczerze nie cierpiało. Z chłopakiem się przyjaźnię, wypominam mu regularnie moje złamane serce, czego zapewne ma już dosyć po tylu latach. Obiecuję, że z okazji 30stki przez następne 15 lat nie wspomnę o tym słowem. Padło na dwie koszule, marynarkę i spodnie. Mundurek. Mundurki są fajne, zwłaszcza dla rebeliantek.

Sesja mi się bardzo spodobała, bo odkryłam, że nie krępuje mnie aparat i że czuję się dobrze przed obiektywem. Idealnie by było, gdybym na tym zdjęciu miała 15 lat, ale nie mam. Chyba 16, ale co oznacza ten rok w tym wieku? Nic. Także na potrzeby notki, zdjęcia i urodzin załóżmy, że to jednak połówka.

Lubię to zdjęcie, bo się na nim nie uśmiecham. Mam trochę bitch face, jak to się teraz mówi a trochę wyraz twarzy pt. „What the fuck?!”. Właściwie to chyba jestem smutna, może trochę wyzywająca, ale bez kokieterii. Mam dziecinną, pełną twarz i długie włosy. Kolejny raz miałam je tej długości gdzieś na pierwszym roku studiów. Patrzę się prosto w obiektyw i chyba nawet jestem trochę zła.

Piętnaście lat później chciałabym sobie ze zdjęcia powiedzieć, żeby była zła kiedy ma na to ochotę. Ale także aby była ciekawa, eksperymentowała i nie bała się mówić ani tak ani nie. Przekonać ją do szukania kontakt ze swoim ciałem na różne sposoby, bo wtedy chyba nawet nie wiedziałam, że je mam. Jakieś było, ale raczej przysparzało cierpień niż radości. Żeby się nie martwiła tym, co myślą o niej inni, bo to się zmienia i nie można na tym polegać. I jeszcze, że nie warto swojego ciała dręczyć, bo o wiele lepiej jest siebie lubić i w tym znajdować motywację. Chciałabym sobie powiedzieć, że nie muszę się zawsze uśmiechać i być miłą i grzeczną panienką, bo to nie jest wcale najważniejsze. Odmawianie innym ludziom to nie oznaka brak szacunku dla nich, ale to posiadanie szacunku dla siebie.

Chciałabym jej powiedzieć, że właściwie to za 15 lat stwierdzi, że jest dobrze i że te wszystkie lata nie poszły na marne ani tym bardziej w las. Że jest fajna, mądra i ciekawa świata i taka będzie dalej. Daleko jej do perfekcji, popełnia błędy, ma mnóstwo wad mniejszych i większych, ale to także jest fajne.

Patrzę na to zdjęcie i myślę sobie, że sobie dobrze poradziłam. Ogarnęłam bardzo wiele tematów, nauczyłam się tylu ciekawych rzeczy o sobie, o świecie, o innych. Jestem zadowolona z tej przeżytej świadomie połówki. Wszystko się ułożyło i układa dalej chociaż nie zawsze jest bardzo kolorowo. Mogę siebie z przeszłości uspokoić: mam przyjaciół i staram się o nich dbać, to bardzo różni ludzie, różni od siebie nawzajem a jednak szczerze się lubimy, dogadujemy i potrafimy ze sobą rozmawiać. Mam rodzinę, z którą mam świetny kontakt i w której znajduję oparcie, inspirację i moc i strasznie dużo miłości. Pewne znajomości nie przetrwały, ale żadna nie skończyła się gwałtownym rozstaniem. Raczej za cichym porozumieniem stron. Zakwitły za to zupełnie inne relacje.

Wkraczam w trzydziesty rok życia bardzo zadowolona z siebie i z życia. Nie przeszkadza mi, że ktoś uzna to za brak skromności. Na zdjęciach z ostatnich lat bardzo często się uśmiecham, bo o wiele łatwiej mi to przychodzi niż kiedyś. Nie muszę być chmurną panienką na zapas. Wolę się śmiać. I prawie nauczyłam się, jak to jest się beztrosko wyluzować. W każdym razie robię postępy i idzie mi coraz lepiej w kwestii lenistwa bez wyrzutów sumienia. Dlatego to zdjęcie, chociaż bardzo je lubię trzymam w albumie. Na biurku mam za to wspomnienie z wakacji, pełną szczęśliwość na gębie oraz motyw Maryjny w tle, bo bardzo lubię Maryjki.

Dzisiaj życzę sobie jeszcze 70 lat. I więcej luzu.

Katarzyna Barczyk
vel LADY PASZTET