Tam, gdzie spotykają się geje z żabami.

1


Spocona, lecz szczęśliwa, piwnym napojem uraczona, zasiadam przy biureczku, by zdać relację z jakże miłego weekendu w mieście na literkę M. Powodem mojej wizyty, jak wszyscy zapewnie wiedzą, było zawarcie małżeństwa przez niezwykle urokliwą parę gejowską. Jednego z owych (już!) małżonków lubię bardzo, bardzo bo jest to istota nadzwyczaj godna tego uczucia. Także z radością pokonałam 4 godzinki w autobusie, by stawić się o godzinie 10.00 w domu nowożeńców. W owym domu nastąpiło zapoznanie się z znajomymi królika i jego rodziny oraz wychylenie kieliszeczka najlepszego na świecie rumu. Potem, pogrążeni w chaosie i deszczu, udaliśmy się do oczekujących nas limuzyn, by wzajemnie śledzić jedną z nich – tylko jeden samochód miał GPH (czytaj: HEPEES!). Tak oto zawędrowaliśmy do malutkiego miasteczka, gdzie według najnowszych doniesień małżeństwo zawiera najwięcej gejowsko/lesbijskich par [patrz . Tak. Byłam w miejscu ważnym. Ślubu udzielał, raz zaślubiony a potem rozwiedziony burmistrz miasteczka, w stroju delikatnie rzecz ujmując – sportowym. W tle oczywiście gejowska flaga a obok portrecik wielce szanownego króla Juana Carlosa, niech mu będzie na zdrowie! Przed ślubem mych znajomych związek małżeński zawarły dwie babcie, w tym jedna z nich miała czadowe, różowe włosy (przerywnik na minę mojej koleżanki z pracy, która wyraża obrzydzenie oraz na moje pytanie posłane we wszechświat: Dlaczego Ludzie Nie Mają Więcej Fantazji?). Potem jedna parka w wydaniu męskim około 50tki, którzy oto przemili panowie udostępnili nam ryż, w który nikt się nie zaopatrzył przed ślubem. Zawarto akt małżeństwa, a potem był ryż, a potem był powrót z pueblo do centro i przemiła imprezka na tarasie, gdzie królowały przeboje, których nie znam, przeboje o którym złośliwy Alex mówił: „Widzisz, nikt nie tańczy, bo Britney Spears jest za mało ‚geeeeeej’!” Ale my z Alexem, z którym hihihi rok temu nie byłam w stanie rozmawiać, daliśmy jakoś sobie radę. I w ogóle było miło cofnąć się w czasie, do tych ludzi, do tego miejsca, w którym byłam hen hen rok temu. Poza tym pogłębiłam obserwacje następującej natury:
1. Karma wraca. Nie rób sobie żartów w Niemców i II Wojny Światowej, bo zakpi z Ciebie Żydówka z Brazyli.
2. Jeśli istnieje wyjście z metra, które jest położone jak najdalej od miejsca, do którego chcę dotrzeć, na pewno je wybiorę.
3. Piwo w małych puszkach, to jakiś żart.
4. Od jutra… (wstaw wszystko, co chcesz zrobić od jutra!)
5. Paraliżuje mnie świadomość, że mogę zmarznąć dlatego zawsze taszczę ze sobą za dużo rzeczy, ubieram się za ciepło a potem cierpię. Mam to po Mamie. DLACZEGO!? Zaszczepiła we mnie lęk na tyle silny, że jeszcze nie dawno, w dniu pierwszego wyjścia na miasto w Walencji, gdzie w nocy jest 30 na plusie, taszczyłam ze sobą kurtkę z dżinsu. HA!
6. Opanowałam trudną sztukę sikania na każdym możliwym przystanku autobusu, na wszelki wypadek.
7. Mam fajnego chłopaka!!!

Katarzyna Barczyk
vel LADY PASZTET