Zew natury i fantasy w jednym stało domu

5


Kiedy małe dziewczynki (zwłaszcze brunetki) wracają komunikacją miejską po dwóch kielichach mocnego czerwonego, budzi się w nich zew natury. Przez okno tramwaju widać jakże piękny księżyc, jeno cały czas coś zasłania, zasłania zabudowa architektoniczna – tragiczna. Wtedy nagle stykają się kabelki i już wiadomo, dlaczego najbardziej z sagi Sapka lubi się „Chrzest ognia”, a LOTR bardzo spoko – ale tylko kiedy sobie idą całą zgrają (ale WTF dlaczego nie ma tam żadnej uroczej kobiety? ani hobbicicy? hobbitki? WHY!?), potem oczywiście wiadomix – Bilbo&The Krasnals wyruszają w drogę. Wstyd się przyznać, że lubiło się jeszcze Mercedes Lackey (czy ktoś jeszcze oprócz WN, kuma tę pisareczkę?) No i jeszcze ten „na nowo odkryty” Martin, gdzie dużo jest papy, ale za to solidnie się to czyta – szybko i lekko. Też kawałki o drodze najpyszniejsze. To właśnie się nazywa zew natury, chęć spania w polu, cisza i pieprzone świercze czy cykady. Kupy psie, które wchłonęła trawa. Widać gwiazdy, słychać, że szumi. A potem można wracać do cywilizacji, po takim detoksie i jest bardzo, jak to mawia Rzeczony, giciorek.

U Was jest giciorek?

Katarzyna Barczyk
vel LADY PASZTET