„Zmierzch” – instrukcja obsługi oraz przepis na DIY

0


Gdy tymczasem publisia usycha czekając na nową noteczkę, ja doszkalam się w zakresie obsługi wordpressa, także ostrzegam – bawię się na żywym organizmie i wiele tu może być ciekawych rzeczy, które zaraz znikną lub zastąpią je inne cuda.  W przerwach pomiędzy bardzo skomplikowanym życiem zawodowym, lubię się zrelaksować. Mnie najbardziej relaksuje chała. Mam to po tacie.

Nie wstydzę się swoich plebejskich miłości do złych filmów i książek. Nie krzywi mi się ani twarz ani gust od przedzierania się przez kartki tego czy innego romansidła. Więcej, miałam kiedyś w planach napisanie harlequina, ale uprzedziła mnie pewna dama z Wielkiej Brytanii. Jak dostanę swój egzemplarz tych tajemniczych pięćdziesięciu twarzy, to koniecznie dam znać.

Tymczasem jednak wybrałam się na „Zmierzch” – ten ostatni, bo ja nie wiem, który jest który, czyli który jest przed świtem lub po świcie a przed zmierzchem. To są nieistotne szczegóły. Ważniejsze jest techniczne przygotowanie do tematu.

Jak obejrzeć „Zmierzch”? Pewnie niektórzy z Was boją się zadać takie pytanie. Żyją w obawie, iż ich reputacja intelektualisty legnie w gruzach. Spieszę z pomocą.

Po pierwsze  wybieramy kino, do którego chodzimy bardzo rzadko. We Wrocławiu warto bywać tylko w dwóch kinach, ale tam nie dają ani jeść popcornu ani oglądać „Zmierzchu”. Pozostaje więc sieciówka i masówka. W grupie raźniej, dlatego do kina idziemy w doborowym towarzystwie, gdyż nikt nie zastąpi nam towarzysza, czy w moim przypadku towarzyszki, z którą można poszeptać, jak bardzo jest złe i tandetne to co widzimy. Oczywiście przed seansem należy nabyć popcorn, którego ja nie jadam – chyba, że idę oglądać plastykowe wampiry. Całkiem nieźle gra z tym Piast, bądź co bądź, wyrób lokalny, bardzo zimny – po całym dniu relaksuje lepiej niż kąpiel w szampanie. Nie bez znaczenia  jest też data seansu. Z mojego skromnego doświadczenia wynika, iż najlepsze są poniedziałki. Dlaczego?

Nasze doświadczenia w tym aspekcie są na wagę złota – w poniedziałki do kina chodzą inni, mniej lub bardziej intelektualiści, którzy wstydzą się iść na premierę z otwartą przyłbicą. Wszyscy siedzą na sali kinowej i szydzą, poprawiając sobie w ten prosty sposób samopoczucie. Jednak nic tak nie łączy, jak wstyd, że w ogóle wydaliście kasę na bilet. Dlatego spokojnie, nic Wam nie grozi, nikt nie zakapuje i nie pośle w przestrzeń jakiejś nieuprzejmej fotki, dokumentującej Waszą obecność „Zmierzchu”.

(To ciekawe, że naprawdę w dobrym tonie jest się śmiać ostatnio z różnej rzeczy, chociaż nikt nic nie widział, nie słyszał a tym bardziej nie czytał. Śmiało! Przyznajmy się do konsumpcji, w ten sposób nadamy sobie i naszej krytyce chociaż odrobinę autentyczności.)

Jeśli spełniłaś lub spełniłeś wszystkie moje zalecenia taktyczne, teraz czas na finał. „Zmierz” w loży szyderców. Nikt sobie nie żałuje. Wszyscy jęczą, wzdychają, przewracają oczami i komentują. Nikt nie zwróci Ci uwagi, nawet jak zasugerujesz swoją mową ciała wymioty. Publiczność, zazwyczaj przygotowana na odbiór tego dzieła, doskonale wie czego się spodziewać. Dzięki uprzejmości Internetu mogę to wizualizować. Film wygląda mniej więcej tak:

Robert Pattinson w towarzystwie słodkiego króliczka

Nie ma co streszczać. To nie jest „Wampir” Marii Janion, tylko spływający z ekranu lukier o dobrych i mądrych wampirach. Był nawet motyw z Szekspirem („Kupiec wenecki”), ale ograniczył się tylko do wydarcia kartki, a nie lektury całości. Ale wampiry to w końcu elita – grają na pianinie i palą drzewo
w kominku. Niestety moda na stylowe chałupy się skończyła i nowożeńcy tj. Bella i Patinson lądują w domku z piernika, co jest dużym rozczarowaniem. Poza tym przez wiele minut nie dzieje się nic. Aż do czasu zebrania się pod dachem wampirzej międzynarodówki!!! Jest Amazonia, jest i carska(!!!!) Rosja, Irlandczycy rudzi  i krwiści, Egipcjanie… Cudo! Wszyscy z wytrzeszczem oczu!!! Są też pudernice prosto z Moskwy w kamizelkach i kozakach. Cuda, panie, cuda. I wszystko takie śliczne, umalowane, zagraniczne i dystyngowane. Człowiek się normalnie może rozmarzyć i chce zostać wampirem – rzecz nie jest trudna. Wystarczy bardzo blady fluid, pomarańczowa konturówka oraz pomadka w trochę bardziej krwistym odcieniu, do tego soczewki, pochmurna mina i oto nasz DIY Wampirek gotowy!

 

Katarzyna Barczyk
vel LADY PASZTET