Poetki na niepewne czasy – wpis gościny od Jolanty Prochowicz

0


Dziś na blogu kompletna nowość, coś czego jeszcze tutaj nie robiłam – wpis gościnny. Przez cały okres zamknięcia Jolanta Prochowicz, którą mam szczęście mieć w kręgu swoich znajomych i z którą wypiłyśmy niejedno piwko w brukselskich okolicznościach przyrody, wrzucała na swój profil codziennie jeden wiersz napisany przez kobietę. Przyznam, że to był moment, kiedy ponownie zakochałam się w wierszach. Już dawno nie czytałam poezji, bo to nigdy nie był mój konik, ale jeszcze jakeś 5 lub 10 lat temu zaglądałam od czasu do czasu. Teraz dzięki Jolancie mogłam przypomnieć sobie o co chodzi w tej poezji i jaka radość płynie z czytania wierszy. Poprosiłam ją o to by wybrała dla nas kilka wierszy napisanych przez kobiety, które oswajają trudne emocje. Myślę, że ten wybór zostanie z nami na dłużej, bo to chyba nie pierwszy raz kiedy będziemy spędzać tyle czasu w samotności. A co jak co, ale poetki mają dużą wprawę w opisywaniu tej dziwnej rzeczywistości, która stała się naszym udziałem.


Poetki na czasy zarazy to cykl, który pomaga (jego autorce, ale także, jak mam nadzieję, czytelnikom i czytelniczkom) przetrwać izolację oraz zobaczyć kobiecość niejednoznaczną i trudną do wyrażenia. Przyświeca mi intuicja, że kobiety, które od wieków funkcjonowały społecznie w swego rodzaju zamknięciu – przestrzeni prywatnej, intymnej, przestrzeni domu – posiadają doświadczenie, które może pomóc w zrozumieniu współczesności, a także są w stanie dostarczyć nam języka, trafnie opisującego obecną sytuację.

Wiersza, które wybrałam oddają doświadczenia związane z samotnością, tęsknotą, empatią i zrozumieniem dla świata, który niejednokrotnie wymyka nam się z rąk. W założeniu mają pozwolić na ciche lub zupełnie głośne „ja też, mnie też to dotyczy”. Mam nadzieję, że pozwoli to na budowanie nam kruchej nici porozumienia między kobietami i mężczyznami różnych światów, a także różnych klas i potrzeb.

Emily Dickinson

***

Skoro nie mogłam mieć Wszystkiego –
Nie dbałam o brak mniejszych Rzeczy.
Jeśli nie zaszło nic większego
Niż Rozpad Słońca – Ostateczny
Kataklizm Globu – nic nie było
Tak wielkie – abym – na wieść o tym –
Podniosła z Ciekawości Czoło
Sponad Roboty.

przekł. Stanisław Barańczak

Adrienne Rich

V

To mieszkanie pełne książek mogłoby pęknąć i otworzyć się
na grube szczęki, łypiące oczy
potworów, z łatwością: po otwarciu książek trzeba stanąć wobec
podszewki wszystkiego, co się kocha, —
łoże i szczypce trzymane w gotowości, knebel,
przez który nawet najlepsze głosy musiały mamrotać,
cisza grzebiąca niechciane dzieci, —
kobiety, dewiantów, świadków w pustynnym piasku.
Kenneth mówi, że ustawił książki tak,
żeby patrzeć na Blake’a i Kafkę przy pisaniu;
tak; a ciągle musimy się liczyć ze Swiftem,
który brzydził się ciałem kobiety, chwaląc jej umysł,
z lękiem Goethego przed Matkami, Claudelem znieważającym Gide’a
i duchami – o dłoniach zaciśniętych od stuleci – —
artystek, które zmarły w połogu, szeptunek zwęglonych na stosie,
stuleciami nienapisanych książek, które piętrzą się za tymi półkami;
i ciągle musimy wpatrywać się w brak
mężczyzn, którzy nie chcieli; kobiet, które nie mogły mieć głosu
w naszym życiu – w te ciągle nieprzeprowadzone wykopaliska,
zwane cywilizacją, ten akt tłumaczenia, ten półświat.

tłum. Jakub Głuszak

 

Natalia Małek

Szczypanki

Tłumaczyłam chłopcu, że państwem na be nie może być Bruksela.
(Niczego nie zmieniam w świecie, dramatyzowała przed Wielkanocą Joanna)

A potem, że rzeki nie działają tak dobrze jak sznurówki,
choć wiążą ludzi mocniej niż przyjęcia urodzinowe.

Ty nie lubisz koronkowego stylu piszących kobiet.
A ja odkryłam niedawno: Na duże okazje chętnie wybieram szczypanki.

 

Marta Podgórnik

GDY NA POCZĄTKU JEST SŁOWO, NIECH STANIE SIĘ CISZA

Gdzieśkolwiek jest, jeśliś jest. Miej odwagę patrzeć
na mnie z salomonowych wzgórz, znad partyjek
tryktraka. Między transmisjami huraganów, powodzi
i relacją live z trzystu i siedmiu plag

globalnej półkultury. Znad zagład wszechświata.
Pozwól mi rzewnie płakać przy słabych serialach i w
przerwach reklamowych między serialami i w
damskich przebieralniach i w kiblach na stacjach

benzynowych stawianych hojnie przez mojego ojca.
Nie pozwól mi spać w pociągach i się włóczyć
po manifestacjach, wiecach i ceremoniach, których
większość obojgu nam jakoś urąga.

Gdzieśkolwiek jest, jeśliś jest, miej w opiece koty
i psy ze schroniska. I nigdy więcej nie pozwól mu dzwonić.
Albo spraw, żebym więcej nie słyszała dzwonka.
Gdy na początku jest słowo, niech stanie się cisza.

 

Zeina Hashem Beck

Uwagi w kwestii szminki

Kupiłaś dziś nową szminkę. Jadłaś
gorzką czekoladę, słuchałaś przyjaciółki
mówiącej o małżeństwie. Widziałaś noworodka
w wózku i cię to nie ruszyło. Czujesz ulgę
że nogi twoich dzieci nie spoczywają już na twoich
biodrach, że pasy bezpieczeństwa zapinają
same. Twoja starsza córka
właśnie skończyła 10 lat i uczy się
przysyłać ci wiadomości w rodzaju
„Zachowaj luz i kochaj mamę”.
W samochodzie naśladowała twój styl tańczenia.
Poczułaś się przez to trochę nieśmiertelna.

Szminka, którą kupiłaś, nosi nazwę Śliwka.
Ładnie pachnie. Uczysz się kochać odważniejsze
kolory na ustach: czerwień, blady fiolet, fuksję. Chcesz
wyjść któregoś dnia i kupić zieloną szminkę.
Powinna być taka szminka „Wyjść Któregoś Dnia
i Kupić Zieloną Szminkę” albo „Na Okrągło Rozmawiam
o Małżeństwie z Moimi Dziewczętami” albo
„Dziś Wieczorem Się Zabawię” albo
„Bo Życie Jest Za Krótkie”. Tyle że dziś wydawało się długie

na tyle, byś znów sięgnęła po stare kosmetyki.
Dałaś córce szminki, które złamała
i zabroniłaś ruszać nowych. Postraszyłaś ją, skinęła głową
i ucieszyła się z prezentu. Życie było długie na tyle
byś mogła wyjść przed zachodem słońca, bo potrzebowałaś
pomidorów i hipnotycznego o tej porze dnia światła.
O pomidorach przypomniałaś sobie dopiero przy otwarciu lodówki,
o pięknym świetle dopiero kiedy w nie
wjechałaś. Świat oddychał wolniej

i kochałaś to tak, jak kochasz swe dzieci,
aż do bólu, gdy śpią, gdy cisza
sprawia że tęsknisz za ich głosami
które uciszałaś popołudniu.
Albo tak, jak wtedy, gdy szepczesz śpiącemu
mężowi, że ci go brak, prosisz
by rano pamiętał te słowa,
a on nie pamięta. Rozmawiacie o małżeństwie.
„To tylko świstek papieru”, mówi,
a chce przez to powiedzieć: „Nie bój się.
W tym wszystkim wciąż jesteśmy my”.
Kto pamięta cokolwiek w porannym otumanieniu?

Obudziłaś się dziś, wyczekując godzin,
uśmiechając się w łóżku jak dziecko podniecone
wyprawą na plażę. Spytałaś, zaskoczona,
„Z czego znowu tak się cieszę?”.
Powoli wyczarowałaś dom
który pokazał ci agent nieruchomości:
pusty, przestronny, pełen słońca i kurzu.
Może byłaś poruszona, gdy zobaczyłaś
dziecko. Może mówisz, że nie żałujesz,
że nie będziesz miała tamtego, które w grudniu
poczęło się w tobie. Wzięłaś tabletki. Krwawiłaś. Płakałaś.
Chcesz mieć pustą macicę i tańczyć.
Chcesz ramion tak silnych, by udźwignęły
ten ciężar i nowy dom.
Gdy twoją córkę poproszono, by wplotła
w zdanie „z”, napisała: „Pochodzę z matki”.
Uznałaś, że niezgorszy z ciebie kraj.
Zaczyna się noc. W oddali migocze samolot.
Na lotniskach, w domach, przy ulicach czekają nowe i stare miłości.
Użyjesz nowej szminki. Nazwiesz ją:
„Wyłącznie Pragnienie i Język, Popatrz na Nas”.
Twój mąż nie będzie stał bez ruchu
do zdjęcia. Wstaniesz, gdy
zabrzmi twoja ulubiona piosenka.

przeł. Krzysztof Cieślik

Katarzyna Barczyk
vel LADY PASZTET