Strajk Kobiet i co dalej, gdy już kazałyśmy wszystkim „Wypier•dalać”

3
Zdjęcie przedstawia protestry Strajku Kobiet We Wrocławiu w 2016

Wracam na bloga z poczucia niedosyty. Piszę sobie ostatnio coraz śmielej. Przez ostatnie miesiące pisanie wcale nie było dla mnie łatwe. Po śmierci Taty coś się we mnie zamknęło i teraz powoli się otwiera.

 

Piszę z poczucia niedosyty, bo czuję, że mam tyle do powiedzenia, ale nie chcę już ozdabiać tego zdjęciami. Poza tym blog jest mój i mogę sobie robić tutaj czego dusza zapragnie nie narażając się na łamanie jakichkolwiek regulaminów.

 

Myślę dużo o tym, czy jestem jeszcze feministką. Nie odnajduję się ostatnio w tym, co to pojęcie oznacza dla wielu osób. Nie kupuję tej etykiety z zestawem narzuconych poglądów, w które powinno się wierzyć bez cienia refleksji. Mierzi mnie to, co pewnie kiedyś by mnie zachwycało. Przewracam oczami, gdy ulubiony serial typu „odmóżdżacz” serwuje mi czcze gadki o rasizmie systemowym i potrzebie inkluzywności. Nie żebym nie była świadoma tych zjawisk, bo interesuję się nimi od lat, ale nie chcę, żeby wpychano je wszędzie, gdzie się da. To według mnie wcale nie poszerza wiedzy o zjawiskach a je spłyca.

 

Tak samo jak dużo myślę o tym, z jakim hasłem szłyśmy na ustach w 2020 roku, gdy klamka zapadła i Trybunał Konstytucyjny wydał wyrok po raz kolejny ograniczający już i tak ograniczony dostęp do aborcji. O tym, że nam to grozi rozmawiałam z Kamilą Ferenc z FEDERY dwa tygodnie wcześniej w moim podcaście. I tak, brałam udział w protestach zarówno w tym w Ostrzeszowie jak i w Sycowie, w marszach małych miast, gdzie skandowano „Wypierdalać” i była w tym energia i jakaś nowa jakość. Łamanie tabu i bunt. Oraz młodzież. Wygłodniała wrażeń, spragniona wyjścia z domu, zmęczona pandemią młodzież, która chciała się spotykać i w sumie było jej trochę obojętne w ramach czego te spotkanie się odbędzie. I były tam kobiety w moim wieku, które wiedziały, jakie są konsekwencje tych zmian prawnych i były przerażone.

 

Ale było coraz mnie kobiet w wieku mojej mamy i teściowej, które odważnie, wystawiając się na cel stały z transparentami na ostrzeszowskim rynku w 2016. Miały odchowane dzieci, miały już pewnie za sobą szansę na to by być matką, to nie było „w ich interesie” ale rozumiały, że to nie jest tylko ich sprawa. Że to dosięgnie ich córki, wnuczki i inne młode kobiety. Przyznam, że im dłużej o tym myślę, tym bardziej imponuje mi ich postawa.

 

Nie wiem czy to hasło, takie napędzające do działania i łamiące tabu, to słynne „Wypierdalać” zrobiło więcej dobrego czy złego. Mam wrażenie, że z jednej strony naprawdę przełamało jakiś impas i pokazało, że tak, oto my kobiety MOŻEMY WSZYSTKO. Tylko, że co z tego zostało? Strajk Kobiet, który tak naprawdę nie wiem czyim jest strajkiem? Czy kobiet, czy osób z macicą? Który strawił swoją energię na budowanie wewnętrznych regulaminów, które miały nikogo nie wykluczać, a zupełnie zmarnował potencjał budowania zaplecza w tych małych miejscowościach. Super, że mają te regulaminy i komisje, tylko nikt już o nich nie pamięta.

 

Czy te słynne hamletyzowanie Małgorzaty Halber, że nie będzie przy jednym stole z katoliczkami siadała do debaty o aborcji, bo albo Kościół Katolicki albo aborcja. Ale to także są kobiety, które zachodzą w ciąże, które dokonują aborcji. Bycie katoliczką nie wyklucza ich z tych procesów. Dlaczego mamy je karać za ich wiarę? W końcu żądamy tolerancji dla wszystkich i nie dyskryminujemy muzułmanek ani wyznawczyń hinduizmu? Ale katoliczki to można? Można z nimi nie rozmawiać, bo w sumie nie ma o czym. A mnie tam interesuje co mają do powiedzenia.

 

I tak myślę, że to hasło „Wypierdalać” to głównie służy teraz do uciszania wewnętrznej debaty. Nie kieruje się go w stronę ekstremalnej prawicy czy chłopców z konfederacji (chociaż przyznam, że mnie w sumie też interesuje co oni mają w głowach), ale do nie dość dobrych sojuszniczek i sojuszników. Żeby nie mieli wątpliwości, żeby nie podważali pewnego konsensusu i żeby nie psuli nam humorków w tym wspaniałym świecie aktywizmu, gdzie wszystkim wydaje się, że cały czas kogoś zbawiają. Niczym Jezus albo Mohamet, z którego można kpić, w przeciwieństwie do kilku innych tematów.

A tutaj można przeczytać moje opowiadanie o „Czarnym Prosteście” wyróżnione w konkursie FEDERY.

Katarzyna Barczyk
vel LADY PASZTET