Obojętny jak but

0


Jednym z tematów, które fascynują mnie od zawsze jest kwestia tego, kiedy budzi się świadomość. Co musimy dostrzec, aby poczuć się niekomfortowo i zauważyć problem?

  • Czy trzeba zostać zgwałconym, aby zauważyć problem przemocy seksualnej?
  • Czy tylko wtedy, kiedy stajemy się ofiarą dyskryminacji jesteśmy w stanie zauważyć tę rażącą niesprawiedliwość?
  • Czy ubóstwo musi nas dotknąć osobiście, abyśmy byli skłonni zauważyć biedę?

Ja testuję na sobie różne życiowe rozwiązania. Sprawdzam, czasem wyjątkowo boleśnie, co mnie w życiu urządza a co nie. Nie umiem inaczej, ale to dotyczy tylko niektórych aspektów mojego życia. Ale zauważam problem przemocy seksualnej, bo nie musiałam zostać zgwałcona, aby wielokrotnie czuć się niekomfortowo z powodu przekraczania granic. Nie spotkałam się osobiście z rasizmem ani ze szklanym sufitem, a jednak wiem, że to nie jest abstrakcja, tylko rzeczywistość. Może nie dla mnie, ale dla innych. Nigdy nie byłam biedna, pod tym względem mam naprawdę komfortową sytuację, ale wiem, że ubóstwo istnieje.

To wcale nie znaczy, że jestem taka fajna i tak sobie, o tutaj, zauważam różne kwestie i je rozwiązuję zza mojego laptopa. Staram się jednak wkładać dużo energii w to, aby pokazywać, że nasz osobisty punkt widzenia, nie jest jednym i obowiązującym dla wszystkich. To, że kogoś nie dotyka pewien problem nie oznacza, że on nie istnieje. Tymczasem mam wrażenie, że coraz więcej ludzi jest niczym odpowiednio zaimpregnowany trekkingowy but. Nic się nie przedostaje do środka. Ale w środku, jak wiemy jest skarpeta i być może trochę śmierdzi. Zwłaszcza po całym dniu. I tak właśnie jest, że widoki piękne, ale w środku syf. Mam wrażenie, że coraz częściej sami tacy jesteśmy.  Może ludzie dla własnej wygody nie chcą tego buta zdjąć, bo jeszcze okazałoby się, że rzeczywiście dookoła nie jest miło i nie pachnie różami. Impregnacja na „nie moje problemy” jest czymś, co obserwuję bardzo często. W końcu ważne jest tylko to, co dotyka nas osobiście, prawda? I dopóki to nie jest mój kamień w bucie, to kij w oko temu, który już ma pęcherze.

Mało kto myśli o tym, że prawa kobiet, w tym prawo 11 letniej dziewczynki do podjęcia decyzji o aborcji to nic innego, jak prawa człowieka. Nazywajmy tę kwestię w ten sposób. Tak jak prawo doktoranta na UAM do zapisania swojego dziecka do przedszkola akademickiego, mimo, iż nie jest matką. Jest ojcem. To jego prawo, które w sposób zupełnie bezsensowny zostało mu odebrane.

W tym momencie zawsze przychodzi ktoś i mówi „No ale to jest przecież kwestia zdrowego rozsądku.” Tak. Feminizm to zdrowy rozsądek. Całkowicie się zgadzam. Zdrowy rozsądek zabrania nam dyskryminowania i pozwala działać w obszarze prawa. Tym się kierujmy, a nie sumieniem i przekonaniami, zwłaszcza w pracy. W świątyni to co innego.

A trekking to nic złego, nie chciałam żadnego fana tego typu spędzania czasu w niniejszym wpisie urazić.

Katarzyna Barczyk
vel LADY PASZTET