Poród, czyli lęk przed nieznanym. Jak go oswoić? Odpowiada Beata Jedlińska

0


TUTAJ MOŻNA ODSŁUCHAĆ PODCASTU

 

ALBO W TWOJEJ ULUBIONEJ APLIKACJI PODCASTOWEJ

 

Cześć, tu Lady Pasztet i Pasztet Podcast – feministyczny głos w twoim domu. Pierwszy polski podcast o feminizmie, kobiecości, siostrzeństwie i macierzyństwie. Zapraszam do słuchania.

 

Katarzyna: Zacznę od tego, że cię przedstawię. Witam cię bardzo serdecznie w podcaście Pasztet Podcast. Moją dzisiejszą gościnią jest Beata Jedlińska, która jest coachem okołoporodowym, hipno-doulą oraz inicjatorką idei błękitnego porodu i autorką książki „Błękitny poród. Masz ten wpływ”. I już od ponad siedmiu lat wspiera kobiety, a także rodziny, jak się mogę domyślić, w tych takich drogach okołoporodowych. Prowadzi kursy online oraz Błękitną Szkołę Ciąży, robi warsztaty i ma ogromną społeczność na Facebooku – siedemnaście tysięcy kobiet w grupie Błękitny Poród. Troje swoich dzieci urodziła w stanie głębokiego relaksu, co brzmi prawdopodobnie bardzo dziwnie dla osób, które albo już rodziły, albo które nie miały doświadczenia z twoją książką. Tak że będziemy o tym na pewno dużo mówić, bo myślę sobie, że to jest superciekawe, zwłaszcza ten stan głębokiego relaksu. A dzisiaj będziemy głównie mówić o twojej książce „Poród rodzinny” – to nowość, która się dopiero ukaże, jeszcze nie można jej pomacać, ale ja mogłam już ją przeczytać online. Opowiedz nam, proszę, na czym w ogóle polega ten błękitny poród?

 

Beata: Na czym polega błękitny poród? Na surfowaniu, to tak w skrócie. Błękitny od morza, od tego, jaką specyfikę ma morze. Sama nie surfuję, mam nadzieję, że kiedyś to zrobię.

 

Katarzyna: Teraz to musisz.

 

Beata: No teraz to muszę, tak, zdecydowanie muszę. I muszę pokazać wszystkim kobietom, że surfuję, nie? Jak tak wymyślałam błękitny poród, bo zaczynałam od hipnoporodu, a później gdzieś tam się to rozwinęło w różnych kierunkach. I jak sobie wymyślałam ten błękitny poród, to po doświadczeniach i swoich, i kobiet, z którymi gdzieś tam pracowałam na różnym etapie, właśnie to porównanie do morza chyba było najbardziej trafne. Bo czasem było super i było tak, jak chciałyśmy. Były te delikatne fale, był ten kierunek i trasa taka, jaką sobie obrały, a czasem było kompletnie inaczej, niż sobie myślały, że będzie. Był sztorm, było rzyganie pod pokładem, więc sam poród jest właśnie jak morze. Więc błękitny poród polega na tym, żebyśmy swoim przygotowaniem, oczekiwaniami, nastawieniem, zbieraniem odpowiednich ludzi wokół, przygotowały się na niego tak, że nawet jak jest sztorm i rzyganie pod pokładem, to jest dobrze. To jest dobrze dla kobiety. I tutaj nie chodzi o formę porodu, bo bywa różnie oczywiście – ktoś zakłada, że będzie naturalny, a kończy się cesarskim cięciem np. Ale chodzi o to, że taka kobieta po porodzie myśli sobie: „Hm. Dałam radę”. Może było ciężko, może było inaczej, ale ona później idzie i mówi swoim koleżankom: „Dasz radę”. Że to nie jest takie, jak oni wszyscy opisują, że naprawdę można się inaczej przygotować na to, inaczej do tego podejść. Chyba to jest takie clou błękitu tak naprawdę.

 

Katarzyna: Czyli ty jesteś inicjatorką takiego ruchu – myślę, że też nie jesteś w tym osamotniona, ale mało się o tym słyszy – żeby tę kobietę w trakcie tego porodu jakby zaktywizować i pokazać jej, że ona ma wpływ, może tą sytuacją w jakiś tam sposób zarządzać mniej lub bardziej, ale jest przygotowana, jest odpowiednio… Może nie nastawiona, bo trudno się nastawiać. Jak wiemy, bywa rzeczywiście różnie, ale, że nie jest przerażona i że ma takie przekonanie o tym, że zrobiła wszystko, żeby się przygotować do tego najlepiej, jak umiała.

 

Beata: Tak. Trzeba pamiętać, że planowanie porodu to nie jest przygotowanie. To w ogóle są dwie różne sprawy. Dużo pracuję z oczekiwaniami dotyczącymi porodu, które mamy, i z przekonaniami, które ciągną się tak naprawdę już od kilkuset lat. Wystarczy zadać pytanie: a dlaczego większość kobiet się kładzie na plecy?. Jak my sobie wyobrażamy ten poród w ogóle? To jest tak rzadkie wydarzenie. No bo ile najwięcej razy możesz rodzić w życiu? Przeważnie teraz większość kobiet rodzi raz, dwa, trzy razy. Oczywiście są rodziny wielodzietne, no ale jednak nadal to jest takie zdawkowe doświadczenie. Więc skąd bierzemy tę wiedzę? Otoczenie, mamy, babcie, telewizja, przekonania personelu, bo oni też niosą swoje przekonania i oczekiwania. Więc ten obraz jest taki niezbyt ciekawy, nie?

 

Katarzyna: Wręcz przerażający, powiedziałabym. I zawsze jak robię jakieś q&a, to się pojawia takie pytanie: „Chciałabym mieć dziecko, ale bardzo boję się porodu”. I to jest jakaś taka mantra. Znaczy, myślę, że to nie jest złe mieć jakiś lęk w sobie, bo to jest lęk przed nieznanym, ale ten poród obrósł już takimi jakimiś mitami, jakby to były naprawdę jakieś rzeźnickie noże, filmy gore i w ogóle nie wiem, co jeszcze w tej kategorii by się miało tam dziać. A tymczasem wcale tak nie musi być. Nie mówię, że nie boli, ale to nie jest tak, że nie można tego jakoś przeżyć, powiedziałabym, z godnością. [śmiech]

 

Beata: Z godnością, normalnie. Jako jedno z normalnych wydarzeń w życiu. To też jest taki duży problem teraz, że wiele osób próbuje wyizolować poród. Jakby to było coś takiego, co nie dotyczy naszego normalnego funkcjonowania na co dzień, nie? Tak, lęki są. I to jest kompletnie normalne, bo to jest nieprzewidywalne, to jest skrajne wydarzenie, na pograniczu życia i śmierci tak naprawdę. I co ciekawe, kobiety zawsze miały lęki, ale to były takie organiczne lęki, fizjologiczne. Zawsze kobiety wiedziały, że to się wiąże z jakimś ryzykiem, z jakimś bólem itd.

 

Katarzyna: A nie z tym – przepraszam, że ci przerwę – że im się odbierze kompletnie podmiotowość, tak?

 

Beata: No właśnie. I tutaj wchodzi cały temat uprzemysłowienia porodu i włożenia go w takie sztuczne ramy, w które nie da się go włożyć, bo jako ssaki nie różnimy się niczym w procesie porodowym od innych ssaków. Mamy dokładnie taką zdolność rodzenia jak nasz kot, pies, który mieszka w domu, nie wiem, ktokolwiek. Inne zwierzę.

 

Katarzyna: No ale myślę, że większość zwłaszcza młodych kobiet jest obecnie przekonana, że ta ciąża, to jeszcze jakoś tam się da w nią zajść i ją wytrzymać (zresztą piszesz też o tym), ale już urodzić, to jest jakieś takie aaa, nieprawdopodobne.

 

Beata: No. No tak, no bo to jest suma tego wszystkiego, co my słyszymy i wyobrażamy sobie o porodzie. A jak sobie wyobrażamy i jesteśmy tym ładowane tak naprawdę od małej dziewczynki – to jest niesamowite – no to nie wyobrażamy sobie w ogóle, jak to można przeżyć.

 

Katarzyna: To jest jedna rzecz. Druga rzecz jest taka, że fajnie, że poruszasz tutaj taki temat – to podejście, że właśnie ta wyprawka to wiadomo, jest kompletowana i w ogóle wszystko jest na piątkę z plusem. Myślę, że to dlatego, że właśnie nad tą wyprawką kobiety mają kontrolę, ale nad tym szpitalnym… No bo tak: gdzie rodzić, jak rodzić…

 

Beata: Z kim.

 

Katarzyna: Z kim rodzić. To jest temat. Uwielbiam cię za to, że w ogóle o tym wspomniałaś, bo to był przez długi czas mój taki… Musiałam to też rozkminić w swojej głowie, że wolałam np. pierwsze dziecko urodzić z moją ciocią, która jest położną, a nie z moim mężem. A przy drugim po prostu mąż już tam był, więc już się zaangażował w tę całą akcję. Chociaż tak jak przeczuwałam, było to momentami trudne doświadczenie. Ale właściwie wspominam dobrze oba porody. W przeciwieństwie do bardzo wielu kobiet w moim wieku wspominam je dobrze. Dobrze wspominam personel, szpital i mam takie poczucie wdzięczności. I chciałabym, żeby więcej osób je miało. Natomiast te pytania… One wytrącają z równowagi i powodują, że jak już zaczniemy na nie szukać odpowiedzi, to ta odpowiedź się może nie do końca spodobać nam samym albo naszemu otoczeniu, więc łatwiej jest kompletować te ciuchy itd.

 

Beata: No właśnie, jest łatwiej. Zresztą to jest fajne, pamiętam, jak byłam w pierwszej ciąży. To jest takie małe i słodkie, siedziałam godzinami i prasowałam. Natomiast tak, zadawanie sobie pytań jest trudne, zwłaszcza jeżeli trzeba trochę zmienić myślenie, zweryfikować różne rzeczy, relacje. Uuu, relacje są ciężkie.

 

Katarzyna: Bardzo. I też takie niespodziewane są – zresztą o tym rozmawiałam też z Magdą Komstą, że np. okazuje się, że czasem nas lepiej rozumie teściowa niż własna mama. To jest takie zaskoczenie, ale za tym porodem kryją się naprawdę trudne tematy i może się okazać, że np. myślimy sobie całe życie, że będziemy rodzić z mężem i to jest takie wspaniałe, a potem… Ja uważam, że najwspanialszą rzeczą, jaka się porodówkom przytrafiła, jest to, że jest zakaz odwiedzin. Naprawdę.

 

Beata: Ale wiesz, co świetnego wyszło w badaniu Fundacji Rodzić Po Ludzku po pandemii à propos satysfakcji kobiet z porodu? Okej, ograniczenie osób towarzyszących w porodzie, maseczki, dużo niefajnych rzeczy się działo, nie zaprzeczam temu. Natomiast, co ciekawe, wyszło, że brak osoby towarzyszącej – co u nas w Polsce znaczy pewnie ok. w 90% faceta – wcale nie wpłynął na spadek satysfakcji, tylko ona była jeszcze większa. Było większe skupienie kobiety na sobie: jak ja mogę się rzeczywiście przygotować, no bo przecież ja tam będę rodzić, tak?

 

Katarzyna: No, zresztą moja mama ze złośliwością mi podsyła takie rzeczy, np. „Nie zapomnij do tej swojej torby również spakować przekąsek dla niego”.

 

Beata: Tak, pomyśl jeszcze o nim, pewnie.

 

Katarzyna: I to jest właśnie to, że my nie skupiamy się na tym, że to jest nasze, moje doświadczenie, że ja się muszę czuć dobrze, że muszę wiedzieć, co się będzie działo i ja się muszę na to przygotować, tylko jeszcze nie będąc matką, już umatczyniamy tego faceta. W ogóle muszę to znaleźć o tej torbie porodowej, że tam jego wygodne ubrania musisz spakować i przekąski, bo np. on może z pracy nie zdążyć się przebrać…

 

Beata: I że ty musisz to zorganizować. No tak.

 

Katarzyna: Dlatego cię zapytałam, dlaczego napisałaś książkę o porodzie dla facetów.

 

Beata: Bo im się przyda w końcu zobaczyć, na czym to polega i jak ja mogę się rzeczywiście zaangażować w coś więcej niż mierzenie skurczy i trzymanie za rękę. I co się będzie ze mną działo wtedy. Nie powiem, czasem miałam wątpliwości, czy nie jestem za bardzo brutalna w tych radach, ale chyba trochę na to czas. Takie: „obudźcie się, no”. Możecie naprawdę dużo zrobić, jeżeli zostaniecie w ogóle wybrani do tego porodu. Bo to jest pierwsza kwestia. Osoba towarzysząca ma być po coś. Ma być przede wszystkim dla kobiety, to jest pierwsza rzecz. Jeżeli masz tam iść, no to, co ty będziesz tak naprawdę tam robić i po co ona cię chce? Ona sama musi sobie zadać to pytanie. To też jest ciężkie czasem.

 

Katarzyna: Myślę, że mogą się wywracać jakieś tam właśnie relacje, jak sobie tak brutalnie i szczerze odpowiemy na to pytanie, po co mi tam ten (być może najwspanialszy) partner na świecie, ale jednak nie do końca widziany w tej roli, powiedzmy sobie, pomocnika. Znaczy, może on też sam nie chce, bo tak też często jest. Pamiętam, że jak chodziłam do szkoły rodzenia, to było tak, że ci faceci byli w ogóle niezaangażowani, w ogóle ich to nie interesowało. Jeszcze co najbardziej mnie zbulwersowało: my musiałyśmy przed nimi ćwiczyć. Powiedziałam, że albo oni ćwiczą z nami te pozycje porodowe, albo po prostu wychodzą. Oburzyli się. Dziewczyny się też oburzyły. Mówię: „No to kucamy wszyscy razem. Zapraszam”. Ale chodziło mi o to, że są niezainteresowani, nie czują się na miejscu, w ogóle nie czują tego tematu i potem ciągniesz takiego na tę izbę porodową właściwie…

 

Beata: Żeby się nim opiekować.

 

Katarzyna: Żeby się nim opiekować. A nie sobą.

 

Beata: Tak. Ja powiem więcej – jak prowadziłam swego czasu warsztaty dla par… Ja mam grupy z naprawdę większą świadomością niż polska średnia. Naprawdę fajne osoby przychodziły. I nie wiem, na dziesięć par – bo to widać, czuć po rozmowach, zachowaniu itd. – na te dziesięć par powiedzmy, że jeden facet z pary był taki, że wiedział, po co tu przyszedł. Więc… I to nie jest z mojej strony tak, że okej, oni są do bani, tylko po prostu to niekoniecznie musi być zaciąganie na siłę. Takie, że ty musisz być ze mną tu i tu, i to całe przygotowanie. Jeżeli facet tego nie czuje…

 

Katarzyna: To nie będzie wsparcia.

 

Beata: Nie będzie wsparciem, a jest tyle rzeczy, które on może zrobić i w ciąży dla niej, i po porodzie, a kobieta może sobie znaleźć kogoś innego, jakieś inne wsparcie. I to też jest fajna opcja. Z jednej strony super, że w końcu faceci są wpuszczani na salę porodową. Tutaj fundacja też zrobiła kawał dobrej roboty. Natomiast nie zmieni to faktu, że to nie jest miejsce dla każdego.

 

Katarzyna: Nie każdy się tam nadaje, na tę salę.

 

Beata: Nie każdy się tam nadaje.

 

Katarzyna: Myślę, że też często zawężamy sobie to spektrum, a naprawdę warto czasami poszukać osób, które właśnie przydadzą nam się po coś.

 

Beata: Tak, przydadzą nam się po coś, wierzą w nas – to jest bardzo ważne, bo to działa bardzo na psychikę kobiety, kiedy rodzi, a facet, który np. ma swoje lęki dużo większe niż kobieta…

 

Katarzyna: Albo patrzy się w telefon.

 

Beata: Albo analizuje KTG i jeszcze mówi: „O, teraz masz skurcz. Dlaczego nie czujesz?” itd. [śmiech]

 

Katarzyna: Chciałabym napisać kiedyś hymn do analizatorów KTG.

 

Beata: No to niekoniecznie jest ta droga, tak? Wiesz co, ja zauważyłam, że w pierwszych porodach to jeszcze mało kobiet bierze kogoś innego niż swojego faceta. Ale jeżeli poród dla kobiety jest takim katalizatorem rozwoju – i przed, i po – to przy kolejnych już mają kompletnie inną refleksję. I już widzą, że: „Nie, ja potrzebuję innej kobiety” np. I to może być i profesjonalne, i nieprofesjonalne wsparcie, ale tu już zaczyna do nich docierać, że to jest takie kobiece jednak.

 

Katarzyna: Też mi się wydaje, że to jest tak niezwykle mocne kobiece doświadczenie, że fajnie jest mieć wtedy taką drużynę wsparcia wśród kobiet. I jeżeli to są położne, to w ogóle cud-miód. Zdarza się, a czasami się nie zdarza. Jeżeli jest to położna środowiskowa, to też wspaniale. Natomiast ten kobiecy krąg, on gdzieś tam istnieje, ale myślę, że mało kobiet do niego trafia i że dopiero wchodzą w temat szerzej, czytając i szukając informacji np. o hipnoporodzie, którym ty się zajmujesz. Dopiero wtedy można trafić na taką społeczność, gdzie się okaże, że tak, są takie osoby, które mogą odpowiadać moim potrzebom i niekoniecznie jest to mój mąż. Bo mój mąż np. nie musi tych potrzeb spełniać, często ich w ogóle nie rozumie.

 

Beata: Jak mamy okazję gdzieś tam w grupie kobiet się spotkać, na warsztatach np., to pomijając ten aspekt, że nie wiem, one dostaną tam ileś wiedzy, nauczą się technik itd., wiesz, co one najbardziej chwalą? Że właśnie w końcu mogły się spotkać z kobietami podobnymi do siebie i sobie tak pogadać, i porównać, ale nie czuły się oceniane i tej wioski brakuje kobietom, strasznie. Ale to trzeba sobie pozwolić na to, że kobiety są w tym okresie potrzebne. Zresztą, jak to się zmienia też w ciąży, nie? Nagle są ważne relacje z mamą, relacje z koleżankami. W ogóle taka rewolucja się dzieje.

 

Katarzyna: No, na wielu poziomach. Czasami najlepszą doradczynią laktacyjną jest ta, która cię po prostu wysłucha, nie?

 

Beata: Tak, dokładnie.

 

Katarzyna: Nawet nie musi nic robić. [śmiech]

 

Beata: Przy której możesz sobie swobodnie popłakać, która cię wysłucha. To są najlepsze koleżanki, najlepsze wsparcie. Właśnie bez dawania złotych rad: „A ja miałam tak”…

 

Katarzyna: Tak, to właśnie jest to. Wprowadzając szybko w temat: napisałam do Beaty, że nie mogę teraz z nią rozmawiać, bo jestem na cmentarzu i karmię piersią, bo moje dziecko dostało ataku szału i wysiadłam z tego auta z tym dzieckiem, i takie dwie starsze panie były. I one po prostu nie mogły się powstrzymać: „No pani musi mu dać pić, no musi mu pani dać pić”. I ja myślę sobie: „No przecież nic innego nie próbuję zrobić”, ale po co mi to jeszcze mówić? I myślę sobie, że tak jest właśnie często w trakcie porodu – ty już próbujesz oddychać, próbujesz robić wszystko, co masz zrobić, ale nie potrzebujesz kogoś, kto by ci to cały czas mówił, tylko żeby się zamknął i po prostu był, nie?

 

Beata: Tak. Zresztą my nie potrafimy się zrelaksować na komendę. I po porodzie to też widać. Śmieszą mnie właśnie instrukcje podczas parcia: „No niech pani się zrelaksuje”, „Proszę się zrelaksować”.

 

Katarzyna: Podczas parcia albo podczas szycia, nie? Pan mi np. powiedział: „A czemu pani tak ucieka?”.

 

Beata: A proszę się zamienić miejscami i pan zobaczy.

 

Katarzyna: Powiedziałam właśnie tak panu ordynatorowi, że czuję się jak po porodzie. On mówi: „Ale wie pani co, ja nigdy nie rodziłem”. Mówię: „No właśnie”. Tak że to jest to. Ale czekaj, bo ja tu mam jeszcze dużo pytań.

 

Beata: O, no to dawaj, żebyśmy zdążyły.

 

Katarzyna: Bo jesteśmy przy tym bólu. Co z tym bólem? Bo ten ból to jest jakiś taki, mam wrażenie, bardzo silny wyznacznik i coś, co opanowało nasze umysły, że ten ból jest najstraszniejszy.

 

Beata: Jest najstraszniejszy, jeżeli mamy tyle napięcia w ciele związanego z samą perspektywą rodzenia. To zacznijmy od tego. No znowu tutaj wracamy do tego obrazu porodu, który nam serwują różne źródła. Jeżeli chodzi o filmy, no to dużo się tam krzyczy, nie? Ta akcja jest generalnie szybka, bardzo często zaczyna się od odejścia wód, kobieta krzyczy, „push, push” i jest dziecko fajne, różowe i w ogóle, nie? No i my sobie wyobrażamy, że to tak jest. Szybko, się krzyczy, się pcha. Do tego opowieści koleżanek, o których nie wiemy nawet na dobrą sprawę, jakie miały podejście, bo o tym też się nie mówi. Z kim rodziły, w jakich warunkach. Wyszłam od napięcia w ciele, ponieważ nie można rozróżnić, nie można tego odciąć – ciała i głowy – w porodzie. W życiu zresztą też.

 

Katarzyna: No ale jest taka moda, że „ja i moje ciało”.

 

Beata: No tak. Ty jesteś ciałem. Mało się o tym mówi i to zresztą działa w dwie strony. Emocje, myśli działają na ciało, a ciało, postawa ciała działa na emocje. Jeżeli są napięcia w ciele, to nasza głowa i myśli też będą dużo bardziej spięte, niż powinny. Jeżeli zajmiemy się tym, zaczynając od tych oczekiwań, napięć w ciele, no to ból porodowy też zaczyna być zupełnie inny. Jest taki, jaki dana kobieta może znieść. To jest oczywiście bardzo indywidualne, natomiast tutaj dochodzi cała mechanika hormonalna w porodzie, która jest po prostu moim zdaniem genialna.

 

Katarzyna: Dużo o tym piszesz też.

 

Beata: Tak, bo to jest taki naprawdę fascynujący temat dla mnie, że my jesteśmy dobrze skonstruowane, naprawdę. Ten mechanizm porodowy jest niesamowity. Jak tylko się mu pozwoli działać, to będą się produkować np. takie hormony, które nas znieczulą czy zahamują produkcję oksytocyny, żeby te skurcze trochę wyciszyć. Więc to wszystko działa, tylko…

 

Katarzyna: Tylko czemu się temu tak często przeszkadza, nie? Ja sama wiem po sobie, bo przy ostatnim porodzie surfowałam razem z tobą, tak do siódmego centymetra surfowałam.

 

Beata: No, to i tak nieźle, super.

 

Katarzyna: Było dobrze, naprawdę było dobrze. A potem się coś wydarzyło: te skurcze zniknęły i wtedy oczywiście pojawiła się interwencja, no i potem już był sztorm. I długo to musiałam układać w głowie, żeby to przerobić, co tam się wydarzyło. Chociaż myślę, że z perspektywy np. mojego męża nie wydarzyło się nic jakiegoś strasznego. Ale dla mnie to było takie zakłócenie tego właśnie… Bo ja sobie słuchałam twoich medytacji i w ogóle, napisałam ci, że brzmisz jak moja nauczycielka jogi. Ona tak właśnie ładnie, wyciszająco mówi. Ale to było takie naprawdę spoko. Ja wiedziałam, co tu się będzie działo, gdzie jadę, co będę robić, kto ze mną jest. I myślę sobie, że chciałabym, żeby bardzo dużo osób miało takie poczucie, że wiesz, odchodzą ci wody i wcale wtedy świat się nie kończy, tylko myślisz sobie: „Spoko, wezmę dziecku pampersa i jakoś to ogarniemy”.

 

Beata: No, dosłownie. No ale to przeróżne rzeczy się przecież mogą wydarzać w porodzie. Może wejść, nie wiem, salowa z wiadrem i cię rozproszy. Jest tysiąc rzeczy.

 

Katarzyna: No jest dzień, jest noc, ile zjadłaś, ile spałaś, to po prostu…

 

Beata: Nie wiem, po drodze korek, chciałaś zostać w domu, a odchodzą ci wody i masz GBS-a dodatniego i jednak musisz jechać od razu. To jest życie, znowu. Natomiast zdobycie aktualnej wiedzy – uwielbiam słowo „aktualna” – bo nie mamy w większości aktualnej wiedzy, która mówi, że to jest zupełnie normalny proces, i właśnie jak już to dotrze do kobiety, że ja mogę sobie po prostu żyć nawet, jak się zaczyna poród i nie muszę od razu pędzić do szpitala, tylko po prostu nie wiem, ugotuję, przejdę się do Ikei, na spacer, a może się położę i prześpię, różne potrzeby mają kobiety. To nie jest emergency od razu, bo się poród zaczął.

 

Katarzyna: No śmiesznie, że mówisz o tym rosole, bo ja właśnie tak zrobiłam. Cały dzień sobie gotowałam, wszystko było okej, ale nie wiedziałam, że rodzę. Położyłam się spać, obudziły mnie wody i wow. Okazało się, że się zaczyna. Natomiast myślę, że bardzo dużo daje dobry pierwszy poród, żeby mieć już lepiej z tym drugim. Natomiast, co można zrobić, jak się przygotowujemy i np. nas to przeraża, mamy w sobie dużo lęku? No ja bardzo polecam twoje medytacje. Jestem ostatnią osobą, która byłaby w stanie uwierzyć, że słuchanie medytacji może coś zmieniać.

 

Beata: A jednak.

 

Katarzyna: A jednak może. I myślę sobie, że to po prostu trzeba czasami dać sobie pozwolenie na taki flow, na spróbowanie innych rzeczy, takich, których jeszcze nie próbowaliśmy, które brzmią czasami dla nas jak mumbo-jumbo po prostu, straszne rzeczy. Jakbym to w ogóle miała opowiedzieć całej mojej rodzinie, to o Jezu. I to jest właśnie to, że masz w sobie już coś, jakąś wiedzę i wiesz, że to działa, ale te oczekiwania dookoła i poglądy innych osób często cię mogą bardzo hamować w tym.

 

Beata: Oj, no to wchodzisz na kolejny wielki temat, bo to jest… Chyba za to nigdy poród mi się nie znudzi, bo tutaj widać po prostu wszystko. I wychowanie, i kulturę, i religię, i podejście do otoczenia, i wszystko. Natomiast co można zrobić… Muszę się skupić, bo jak zacznę tak gadać, to nie skończymy dzisiaj.

 

Katarzyna: Jak się przygotować?

 

Beata: No właśnie, jak się przygotować? Czy to po poprzednim niefajnym doświadczeniu, czy mama niefajne rzeczy opowiadała, siostra, koleżanki, cokolwiek, i jestem przerażona. Zajmujemy się wszystkim, co jest pod powierzchnią wody, czyli naszym podświadomym mózgiem – tam są przekonania, tam są wierzenia, tam są oczekiwania. Mój racjonalny mózg może mi mówić, że przecież tyle kobiet rodziło wcześniej, więc ja urodzę. I dla części kobiet to się sprawdzi, bo pod powierzchnią ten nieświadomy mózg też już wierzy w to, a dla części tu będzie: „Tyle kobiet rodziło przede mną, więc ja sobie też poradzę”, a pod spodem jest kompletne spięcie i przerażenie. Więc tak, słuchanie empetrójek, ponieważ jak jesteśmy zrelaksowane, przechodzimy w ten taki półsen, sen na jawie, stan fale alfa i wtedy absorbujemy wszystkie nowe informacje, takie pozytywne, na temat porodu. Nie jest tak łatwo je dostać bez tego stanu właśnie półśnienia, ponieważ między świadomością a podświadomością mamy filtr, który nie będzie po prostu przepuszczał takich informacji, bo my w to nie wierzymy tak naprawdę, że może być dobrze. Więc te empetrójki są ważne. Ważna jest również uwaga na to, co się myśli i co się mówi, bo nasze słowa tworzą rzeczywistość. Ta katarynka w głowie, którą mamy dzień i noc, ok. 80-90% tych myśli się powtarza. Albo i więcej, chyba z jakieś 5% jest nowych tak naprawdę w ciągu dnia. A wszystko inne to jest turururu, to samo. Bez przerwy. Więc uczymy się uważności. Masz ten moment obudzenia się i już wpadają jakieś myśli. My się nawet nad tym nie zastanawiamy. Ale to jest może: „Kurde, znowu muszę iść do tego banku” albo coś tam. I już się nastawiamy od samego początku. Albo nie wiem, dziecko znowu ci będzie płakać: „O Boże, muszę je odwieźć do przedszkola i na pewno będzie awantura” i coś tam, i coś tam. Więc uczymy się uważać na te myśli, na słowa. Termin porodu – najprostszy przypadek. Co to jest w ogóle termin porodu? Jak może być termin porodu? Masz cztery tygodnie na to, żeby urodzić swoje dziecko. Dziecko nie zna kalendarza. Nie wie, że lekarz wyznaczył taki termin.

 

Katarzyna: No co ty? Przecież wiesz, na pierwszym USG już zapisuje.

 

Beata: [śmiech] Tak. „Okej, mam się wtedy urodzić”. 3-4% kobiet rodzi w terminie porodu. Dlaczego? Bo jeżeli podzieli się 28 dni przez te 100%, to na każdy dzień tak naprawdę wychodzi ok. 3 koma coś.

 

Katarzyna: Ale straszne jest to, że to zostało tak zmedykalizowane.

 

Beata: No. Ma być zaplanowane. Więc nie termin porodu – miesiąc porodu. I to już zaczyna ci grać w głowie. Okej, ja mam czas. Nie czekam jak na wybuch bomby do tej daty. Afirmacje – niektórzy nienawidzą, niektórzy kochają, nie? Mumbo-jumbo, „będę zarabiać więcej, mam więcej w portfelu” itd. Większości ludzi z tym to się kojarzy. Oczywiście dla tych, którzy nie znają: to są zdania pozytywne w czasie teraźniejszym – „Ja”. Nie, że chcę coś, tylko ja coś robię. Czyli np.: „moje ciało jest silne”, „ja jestem zdrowa”, „moje dziecko jest zdrowe”, cokolwiek chcesz. I te rzeczy powtarzalne są jak te powtarzalne myśli do siebie: „Nie dam rady”. Po jakimś czasie zaczynasz w to wierzyć, po prostu. I fajny proces kobiety przechodzą, bo dla niektórych to są śmieszne rzeczy, np. nie wiem, „Mam potężną moc”, cokolwiek. I na początku to jest: „Eee, ja? Gdzie?”. A później po tygodniu, dwóch, miesiącu nagle one się prostują i zaczyna to grać. Co jeszcze? Otoczenie, relacje. Naucz się ograniczać czy w ogóle powinno się wyłączyć tak naprawdę straszne historie porodowe, bo one też będą nadbudowywać to, co ty masz w tej podświadomości. Czyli, jeżeli pani na przystanku, widząc twój brzuch, chce ci opowiedzieć swoją historię porodową: „Absolutnie nie chcę cię straszyć, ale, żeby tylko cię przestrzec”, to uciekaj. Każda z nas ma inne mechanizmy, niektóre powiedzą: „Nie, dziękuję”, natomiast większość nie powie tego i będzie stała i kiwała głową. Natomiast można sobie wtedy zawsze w głowie powiedzieć: „To nie jest moja historia. To jest historia tej kobiety”. I powtarzać, zamiast słuchać jej. To samo np. na urodzinach u cioci, bo to też się bardzo często zdarza.

 

Katarzyna: Wszyscy po prostu stają się ekspertami ciąż. Od tego KTG, przez ciążę, po po prostu wszystko. Karmienie piersią – również specjaliści pierwszej klasy.

 

Beata: Kolejna rzecz – poznaj swoje ciało. Dowiedz się, na czym tak naprawdę polega to rodzenie. Jaka macica jest niesamowita. Nie dość, że powiększa nam się setki razy w czasie ciąży, produkuje kompletnie nowy organ…

 

Katarzyna: Ja jestem pod wrażeniem łożyska, to mój ulubiony organ, który same sobie produkujemy, a potem się go pozbywamy. Już go nie potrzebujemy.

 

Beata: Zauważyłam też, co jest bardzo ważne i takie przełomowe dla wielu kobiet –  uświadomienie sobie, że poród to jest praca mięśni. Głównie macicy, ale generalnie mięśni. I jeżeli teraz na co dzień normalnie sobie nie wiem, możemy zginać rękę, jak jesteśmy rozluźnione, to jak sobie wyobrazisz, że jesteś spięta albo jesteś w jakiejś stresującej sytuacji, to przecież nie idzie to tak łatwo. Już ta ręka nie pracuje. Dokładnie to samo jest z macicą. Jeżeli ty jesteś spięta, macica ma bardzo, bardzo pod górkę. Fizjologia porodu, hormony, pozycje porodowe, jak można rodzić dziecko pod górkę.

 

Katarzyna: No to jest cały czas jeszcze standard, ale myślę nad tą ostatnią fazą porodu – mam wrażenie, że jak pierwszy raz weszłam na porodówkę w moim mieście, to w ogóle byłam w szoku, bo tam były te piłki, cały ten sprzęt. Ja sobie myślałam, że w ogóle to tak nie wygląda, ktoś mnie oszukuje, to nie jest tak, że te kobiety tak rodzą naprawdę, na tych piłkach, tylko że to jest jakieś takie… Dla dekoracji, pokazują, że są spoko, nie? [śmiech] Bo mało mamy z tym wspólnego, nie? Mało widzimy, mało wiemy, chodzimy sobie do tej szkoły rodzenia, która często jest po prostu jakimś żartem, mam wrażenie, gdzie więcej się uwagi poświęca… Właściwie ja nie pamiętam, na co się poświęca uwagę w szkole rodzenia, w której ja byłam, co tam się działo. Było dosyć dziwnie, a o połogu to już nikt nie mówił. Natomiast ten poród… I że dziecko pracuje – to też sobie trzeba uświadomić. Dla mnie to było takie: „Wow, czyli on też musi coś zrobić”. To jest po prostu twardy gość, on tam nie siedzi i nie czeka na tronie, tylko po prostu musi wyjść.

 

Beata: No. Coś miałam na myśli i zapomniałam… Aha, bo powiedziałaś, że to jest standard. Znaczy, wiesz, nie będę zaklinać rzeczywistości, wiem, jak jest i znam statystyki, natomiast dopóki nie zmienimy sobie tego: „To jest standard” w naszej głowie, to to będzie nadal standard.

 

Katarzyna: To prawda.

 

Beata: A kto to ma zmienić? Co, jakiś lekarz ci nagle przyjdzie i powie: „Dobrze, od dzisiaj będzie pani rodzić tak, jak pani chce”?

 

Katarzyna: Wiesz co, myślę, że to jest wielka praca…

 

Beata: No wielka praca – wszystkich tak naprawdę. Bo to jest i system, i personel, i kobiety.

 

Katarzyna: Znaczy, jeżeli tobie jest obojętne, no to im też nie będzie zależeć, prawda?

 

Beata: No oczywiście, że tak. To też widać, jak kobiety rodzą z fajnymi położnymi, natomiast te fajne położne nie mają jeszcze takiej siły przebicia na swoim oddziale i będą prowadziły poród tak, jak kobieta czuje do momentu, kiedy lekarz czegoś nie powie. No to jak kobieta nie powie, że: „Nie, ja chcę tej ochrony krocza”, „Ja chcę rodzić w pozycji wertykalnej”, to za kim ona ma się stawiać i się narażać?

 

Katarzyna: To prawda, tutaj jest dużo naczyń połączonych i ta rewolucja jest przed nami. Mam wrażenie, że to jest też taka nieodrobiona lekcja polskiego feminizmu, że o to się nikt nie bije.

 

Beata: Nie. Jesteśmy już business women pełną gębą od tylu lat i w ogóle tutaj wszystko zdobywamy, a ten poród jakiś taki…

 

Katarzyna: A ten poród jest jak taka trusia – pojawiasz się i nie chcesz nikomu przeszkadzać, łącznie właśnie z tym rodzeniem, łącznie z tym takim tłumieniem tego głosu… Ten wrzask, który się wydobywa – być może on przeszkadza personelowi, ale to jest wrzask rodzącej kobiety. Ja rozumiem, że on przeszkadza w łapaniu oddechu i że traci się te siły, i je marnuje niestety, ale to trzeba jej to powiedzieć w ten sposób, a nie mówić jej: „Zamknij się”, nie?

 

Beata: Tak. Nie no, to już jest przemoc. Jak ktoś tak mówi, że „hałasuje pani” czy coś tam.

 

Katarzyna: A to się po prostu często zdarza, nawet na fajnych porodówkach. Bo ten lekarz wchodzi i on jest tam od czapy, szczerze powiedziawszy. Przepraszam, nie chcę obrażać personelu medycznego, bo on jest od interwencji, ale on wchodzi na sam koniec i nie ma go przy całym tym procesie.

 

Beata: Tak. Znaczy, to jest w ogóle kolejna rzecz, z której mało kto sobie zdaje sprawę – że poród fizjologiczny nie wymaga obecności lekarskiej. Lekarz jest szkolony, studiuje po to, żeby leczyć i ratować życie, zdrowie. Nie ma z fizjologią za dużo wspólnego. Więc okej, super, że on jest za ścianą, jakby coś się działo. Natomiast położna prowadzi poród. Położna jest od fizjologii. I to jest w ogóle całe pomylenie systemu i taki niesamowity konflikt interesów, że do fizjologii w standardzie ma być przydzielony ten lekarz. Znam też lekarzy, którzy są genialni, oni to wiedzą. Oni nie mają się tam pchać, jak nie ma potrzeby. I to jest cudowne w nich. Natomiast nie oszukujmy się, to jest jeszcze nadal garstka. Oprócz tego, że lekarze mają focus na patologię i na to, co jest odchyleniem od normy, to oni też są w konkretnym trybie. Ich praca wymaga konkretnego trybu: ja działam. Bo przecież po to tam jest. A poród fizjologiczny w większości przypadków to jest nuda tak naprawdę.

 

Katarzyna: I dlatego wszyscy chcą go przyspieszyć.

 

Beata: Zróbmy coś, nie? Jakby to podskórnie gdzieś tam czuć. Zresztą dlatego też normalnych porodów nie pokazują na filmach, no bo to jest nuda, co będą pokazywali.

 

Katarzyna: Kobieta chodzi przez dwanaście godzin.

 

Beata: Na przykład. Ale też tak sobie pomyślałam à propos tego feminizmu, że jakby ktoś np., słuchając tego, miał takie wzburzenie, że: „Nie, to w ogóle nie jest związane z feminizmem”, to…

 

Katarzyna: Jak to nie? [śmiech]

 

Beata: To niech sobie zada pytanie, co gdyby mężczyźni rodzili?

 

Katarzyna: No oczywiście. Ja od czasu do czasu przypominam bardzo stary, ale doskonały tekst blogowy Ewy Krawczyk, która jest profesorką w Stanach. Już nie pamiętam, jaką dziedziną biologii się zajmuje, ale napisała taki tekst o tym, że gdyby mężczyzn traktowano tak podczas borowania zębów, jak traktuje się kobiety podczas porodu, łącznie z dawaniem pozwolenia na znieczulenie tudzież nie, no to mógłby nam się ten obraz zupełnie inaczej przedstawić. A ja myślę, że to jest straszne, że bijemy się o prawo do tego, żeby nikt nam nie mówił, że mamy być w ciąży, kiedy nie chcemy, ale w ogóle się nie zajmujemy tymi kobietami, które chcą być w ciąży, które chcą mieć dzieci, które chcą właśnie się zajmować ciążą, porodem, że nastąpiło totalne odwrócenie się od tego tematu pod tytułem: teraz właśnie kariera, kariera, kariera. No ale jednak bardzo duża część kobiecego życia kręci się wokół tych spraw… Nie ma co od tego uciekać, trzeba się właśnie na tym skupić.

 

Beata: Tak. No ale to widzisz sama, że do tego worka „poród” przez wiele lat było wkładane tyle tak niefajnych rzeczy, że to jest nadal tak omijane przez różne środowiska, w różnych tematach kobiecości. To jest taki temat „eee”. Jak łożysko –  wyrzućmy jako odpad medyczny. [śmiech]

 

Katarzyna: No właśnie. Po co będziemy o tym gadać. Przecież rodzą i tyle. To jeszcze na koniec, żeby tak zakończyć pozytywnie: powiedz mi, co znajdziemy w twojej książce „Poród rodzinny”?

 

Beata: Znajdziemy dwie książki. Jedną dla niej, drugą dla niego. Ewentualnie, jeżeli zdecydujesz się zabrać na poród kobietę, to część „Dla niego” będzie dla tej kobiety towarzyszącej, bo to też w ogóle nie przeszkadza. Nie mogłabym być sobą, gdybym nie napisała oczywiście o fizjologii porodu, o lękach, przekonaniach na temat porodu. Te książki są taką kombinacją dla kobiety: jak ja mogę sobie pomóc, żeby ten poród był dla mnie fajny, satysfakcjonujący, dobry, pozytywny? Czego mogę oczekiwać, co może mnie czekać? Natomiast od strony mężczyzny również: co może mnie spotkać, ale jak mogę w danej sytuacji jej pomóc? Sporo mówię o tym, jak faceci odbierają kobiety rodzące, bo to też jest ciekawy temat. Mężczyzna nawet ten najbardziej zaangażowany i taki, który rzeczywiście chce tam być, nadal będzie mężczyzną, który stoi z boku. I to jest piekło męskie – nie mogę pomóc…

 

Katarzyna: Co mogę robić? Ona nie chce tej wody! [śmiech]

 

Beata: Na przykład, tak. Całą ciążę przygotowywaliśmy się, że będę ją masować, a ona teraz odmawia. No i co? To jest masakra. Nie mam w ogóle, co robić. A ja chcę, ona cierpi! Więc mówię o tym, żeby się umawiać na hasła.

 

Katarzyna: Jakbyś mój poród opisywała. „Nie dotykaj mnie!”. [śmiech]

 

Beata: Więc jak sobie z tym poradzić? Jak nie brać tego do siebie, że kobieta odmawia pomocy? Jak sprawić, żeby mnie później jaja nie bolały, bo uważam, że nie stanąłem na wysokości zadania? A czasem się okazuje, że wystarczy być w pomieszczeniu i po prostu…

 

Katarzyna: Nie robić nic.

 

Beata: Nie robić nic. A ona później powie: „Dziękuję, że byłeś. Bez ciebie nie dałabym rady”.

 

Katarzyna: No, to prawda. To jest ogromna walka z przekonaniami też w tej, powiedziałabym, męskiej części naszego społeczeństwa, które zawsze coś musi robić, naprawiać, poprawiać. Dobrze… Czekaj, czekaj, o mężczyznach, o kobietach, o porodzie rodzinnym… Aha, jeszcze poród rodzinny, czyli jaki?

 

Beata: Poród rodzinny z bliskimi osobami, z którymi czujemy się dobrze, rodziną. Czy to jest krew, czy nie krew – rodzina. Cokolwiek to dla ciebie znaczy.

 

Katarzyna: Bardzo, bardzo ci dziękuję za tę rozmowę i za czas.

 

Beata: Dzięki wielkie.

 

Katarzyna: Czekamy na książkę w wersji papierowej. No i mam nadzieję, że się będzie niosła.

 

Beata: Ja też. [śmiech]

 

Katarzyna: I że wiele kobiet zmieni trochę swoje podejście i będę je na pewno odsyłać do ciebie, bo myślę sobie, że to jest też superpraca nad sobą.

 

Beata: Dziękuję przede wszystkim za zaproszenie, było mi strasznie miło w końcu cię tak zobaczyć na żywo, bo storisy to storisy, ale właśnie tak myślałam, że fajnie będzie.

 

Katarzyna: No myślę, że było bardzo miło i fajnie. I dzięki wielkie raz jeszcze.

 

Beata: Dzięki, dzięki. Niech się niesie, bo chyba najwyższy czas, żeby coś zmienić.

 

Katarzyna: No właśnie, żeby wpuścić do tego naszego polskiego środowiska trochę fizjologii, trochę biologii, trochę zaufania do tego, że moje ciało to ja i po prostu ja umiem. Jak moja kotka umie, to ja też umiem. [śmiech]

 

Beata: No właśnie.

 

Katarzyna: Zresztą tak mi powiedziała na koniec moja położna… Jak powiedziałam: „Pani Magdo, my tu wszyscy we czwórkę w tym jednym łóżku, ja dostaję szału”, a ona mówi: „A ssaki śpią ze swoim miotem”.

 

Beata: No tak. [śmiech]

 

Katarzyna: No, to mnie pani pocieszyła.

 

Beata: No, jest coś w tym, natomiast z doświadczenia wiem, że z każdym kolejnym dzieckiem ma się więcej luzu na ten temat. Przy trzecim kupiłam dostawkę do łóżka. Bo wiedziałam, że tamta dwójka się pchała do łóżka bez przerwy, a już większego rozmiaru nie ma. No okej. Ta dostawka była używana do tego, żeby kłaść pieluchy, bo młody i tak wybrał spanie gdzieś tam w nogach, więc… [śmiech]

 

Katarzyna: Nie no, wolna amerykanka. Ale fakt faktem, że jakoś się tam nie uszkadzają specjalnie te dzieci… Kocie czy psie.

 

Beata: Tylko ty jesteś niewyspana.

 

Katarzyna: Już kolejny miesiąc. Ale to nic, to minie.

 

Beata: Wszystko mija – moja ulubiona afirmacja.

 

Katarzyna: Zakończmy nią. Wszystko mija, ten czas też minął. Dziękuję ci bardzo i do usłyszenia przy kolejnej książce na pewno.

 

Beata: Tak. Czekam na wieści, jak będzie podcast. Bardzo jestem ciekawa.

 

Katarzyna: Dobra. Dzięki, pa

 

Beata: Dzięki, cześć.

 

 

Ten materiał powstaje dzięki wsparciu wspaniałej grupy patronów i patronek na portalu Patronite.pl Jeśli podoba ci się ten materiał, ty także możesz wesprzeć mnie dobrowolną wpłatą na www.patronite.pl/ladypasztet

Za każdą złotówkę bardzo serdecznie dziękuję. Mojego bloga znajdziesz pod adresem: www.ladypasztet.com, a moje konto na Instagramie oraz na Facebooku, szukając Lady Pasztet.

Katarzyna Barczyk
vel LADY PASZTET