Dlaczego tak jest, że od jednych oczekujemy zmiany swojej postawy, kiedy dzieją się rzeczy niewłaściwie, a na drugich machamy ręką w geście odpuszczenia win? Niektórzy powiedzą, że się czepiam, ale ja uważam, że żyjemy w kulturze podwójnych standardów. I te standardy bywają bardzo niesprawiedliwe dla nas wszystkich.
Pierwsza wiadomość dla tych, którzy nie będą się chcieli zagłębiać w zawiłości tego tekstu: lubię mężczyzn, ale to nie znaczy, że zasługują na ulgowe traktowanie. Korekta: lubię niektórych mężczyzn, zwłaszcza takich, którzy posiadają w sobie tę odrobinę autorefleksji, by spojrzeć na siebie krytycznie. I nie chodzi mi o przyjęty przez wielu facetów krytyczny punkt widzenia, który polega na tym, że krytykują wszystkich oprócz siebie.
Feminizm jest w swej istocie krytyką. Krytycznym spojrzeniem na otaczającą nas rzeczywistość, na zasady, jakie panują w danym społeczeństwie. Feministki i feminiści mówią: kop głębiej, patrz szerzej, zadawaj pytania: dlaczego jest WŁAŚNIE TAK? Może powinno być całkiem inaczej? Kto ma korzyść z tego, że jest tak, jak jest? Czyim interesom sprzyja taka, a nie inna, od lat niekwestionowana zasada?
Mając z tyłu głowy te właśnie pytania, przyjrzyjmy się kilku kwestiom.
Czyja płodność powinna być pod kontrolą
Podobno do tanga trzeba dwojga. Na potrzeby tego tekstu, w którym zajmujemy się seksem heretyków, a więc kobiet i mężczyzn, seks nieodłącznie wiąże się z dziećmi, a gdzie możliwość zajścia w ciążę, tam i antykoncepcja. Kobiety są płodne tylko kilka dni w miesiącu. Powiedzmy, że dziewczynka, która zaczęła miesiączkować, mając 15 lat, staje się później kobietą, która przechodzi menopauzę w wieku 50 lat, ma przed sobą 35 lat płodności jako takiej przez kilka dni w miesiącu. Mężczyźni nigdy nie przestają być płodni. Ich dojrzewanie oznacza, że mogą płodzić, ile dusza zapragnie, przez całe swoje życie. Tymczasem nie zajmujemy się w ogóle męską antykoncepcją, chociaż faceci są płodni przez wszystkie dni w miesiącu. Utożsamiamy możliwość zachodzenia w ciążę i płodzenia dzieci tylko z jedną stroną równania, czyli kobietą. Nasz brakujący X, czyli facet, wcale nie jest tak interesujący pod tym względem ani dla nauki, ani dla badań nad płodnością, a myślę, że rzadko sam się również nad tym zastanawia. Chyba, że pojawią się problemy. Może rozsądniej byłoby skoncentrować się na męskiej płodności i antykoncepcji dla facetów niż na kobietach? W krytycznym myśleniu, do którego zachęcam w pierwszej części tekstu, chodzi właśnie o ten punkt widzenia, o zauważenie tej zależności i zastanowienie się, dlaczego jest tak, a nie inaczej.
P.S. Tak, wiem, wiem, że istnieją prezerwatywy. Zdarza się jednak, że panowie używają ich niechętnie, bo po pierwsze trzeba kupić, po drugie założyć, po trzecie niewygodne etc. Takich absztyfikantów, którzy przedkładają swoją wygodę i przyjemność nad Wasze bezpieczeństwo i ochronę przed niechcianą ciążą, należy unikać, radzę Wam to szczerze – Ciocia Pasztet.
Męskie łzy
Kolejna rzecz, która nie budzi żadnego zdziwienia w naszym społeczeństwie, to nadanie płci łzom. Jedni mogą płakać, odczuwać żal, smutek, cierpieć z powodu depresji i szukać pomocy, a druga płeć nie może sobie pozwolić na okazywanie przygnębienia bez narażenia się na krytykę. To właśnie z powodu tego krzywdzącego stereotypu, że jak facet płacze, to jest babą (a jak wiemy, nie ma NIC GORSZEGO niż bycie babą), tysiące mężczyzn w Polsce nie prosi o pomoc specjalistów od zdrowia psychicznego, kiedy doznają załamań lub doświadczają depresji. Uczymy się rozróżniania łez na te, którym wolno płynąć, i te, którym nie wolno, już od wczesnych lat dziecięcych. I tak, bardzo często ze względu na brak właściwego rozpoznania własnych uczuć panowie na smutek reagują agresją, bo w końcu sami nie wyobrażają sobie, że mogliby dać ujście łzom i tym samym zadbać o swoje samopoczucie.
Toksyczna męskość to fakt
Toksyczna męskość to konstrukt, który pozostaje niezrozumiały, a niesie w sobie ten cały ładunek agresji, przemocowego rozwiązywania konfliktów, pogardy dla słabości, dla łez i dla tego, co „niemęskie”. To powinien być nasz wspólny wróg, bo im więcej mężczyzn dowie się o tym, że coś takiego istnieje, i rozpozna w sobie jej mechanizmy, tym więcej będzie sprzymierzeńców chcących zmienić patriarchat. To właśnie on narzuca te reguły gry, nie pozwalając na alternatywne wzorce męskości, inne niż wiecznie spragniony seksu samiec alfa, który się na wszystkim zna, a komunikacja, jaką stosuje, to obleśne żarty. Przecież wiemy z doświadczenia, że nie wszyscy mężczyźni tacy są i że czym innym jest pewien konstrukt, a czym innym poszczególne osoby. Toksyczny wzorzec męskości wpływa na doświadczenia kolejnych pokoleń mężczyzn, na ich zagubienie, stres, na obawę, że będą niewystarczająco męscy i że się nie sprawdzą. Większość sprawców przemocy to mężczyźni, większość osób niepłacących alimentów to mężczyźni, większość przestępstw popełniają mężczyźni. Musimy wspólnie szukać przyczyn takiego stanu rzeczy, nie upatrując spisku feministek, ale szukając głębiej, analizując stereotypy i przyglądając się temu, jak wszystkich nas wychowuje patriarchat i jak na tym cierpimy – zarówno kobiety, jak i mężczyźni.
Jeśli czujecie niedosyt to możecie zajrzeć do innych wpisów na podobny temat:
Jeśli doceniacie moje wpisy możecie postawić mi kawę! To niezwykle motywujący gest.
Korekta: Artur Jachacy
środa, 20 marzec, 2019 o godzinie 08:41
Kobieca antykoncepcja będzie ważniejsza dopóty, dopóki to kobieta będzie ponosiła konsekwencje zapłodnienia. Też mi się to nie podoba, ale tu trochę ciężko oszukać. Bo nawet gdyby jakikolwiek system był wystarczająco wydolny, żeby zmusić dawców nasienia do ponoszenia konsekwencji finansowych, to pozostaje jeszcze ta nieszczęsna ciąża, wraz ze wszystkimi jej implikacjami cielesno-hormonalnymi. I tego niestety nikt nie przeskoczy.
środa, 20 marzec, 2019 o godzinie 10:03
Mam nadzieję, że mężczyźni w końcu zaczną po prostu brać odpowiedzialność za swoje działania, a żeby to zrobić to potrzebują kontroli nad własną płodnością.
wtorek, 19 marzec, 2019 o godzinie 22:35
Bardzo dobry tekst 🙂
Gdzieś kiedyś wyczytałem, że kobieca emancypacja zaczęła się od wynalezienia pigułki antykoncepcyjnej, od momentu, w którym kobiety zostały paniami własnej płodności. Czekam z utęsknieniem na męską pigułkę dokładnie z tego samego powodu. Żeby uzyskać kontrolę nad swoją płodnością. Mam nadzieję, że to powoli pozwoli mężczyznom na zmianę postrzegania swojej roli w społeczeństwie i doporowadzi do męskiej emancypacji z patriarchatu. A to z kolei może doprowadzić do tego, że chłopcom można będzie płakać i może przestaną być przemocowymi chamami. Oby…
wtorek, 19 marzec, 2019 o godzinie 14:29
Hej Izi 😉
Poza pierwszym akapitem o antykoncepcji, to bardzo dobry tekst. Ten akapit o antykoncepcji wygląda, jakby się przypadkiem z innego wpisu przekleił. Nie pasuje.
Co do meritum – zgadzam się z tym konstruktem „toksycznej męskości”. Nie dalej jak w ten weekend, mój ojciec do naszego niespełna 4 letniego syna mówi: „nie płacz, mężczyzna nie płacze”. A ja się wewnętrznie pytam dlaczego?! Jest mu źle to płacze na litość boską! Ta sytuacja przypomniała mi sytuację z mojego dzieciństwa, jak dużo młodszy synek znajomych rodziców po upadku ze zdartym kolankiem chodził i z mokrymi oczami mówił: „prawdziwy mężczyzna nie marudzi i nie płacze”. Pamiętam zachwyty całej grupy (bo to wczasy pracownicze w Czechosłowacji były!) i mężczyzn i kobiet jaki to fantastyczny dzieciak. Przeskakując w czasie o jakieś kilka lat przypominam sobie, że nie mogłem mieć długich włosów, nie mogłem wsadzić w ucho kolczyka (ok to może akurat mi na dobre wyszło) bo to też było nie męskie. Przeskakując o kolejne kilkadziesiąt widzę jakie zniesmaczenie budziło jak mój synek dostał w prezencie kuchnie i z zapałem bawił się w gotowanie… Niestety pokolenie naszych rodziców było w takich uwarunkowaniach wychowane i nas w ten sposób wychowywało. Ja dość niedawno nauczyłem się, że płacz to sposób wyrażania emocji. Że o emocjach trzeba mówić. Że bycie złym, smutnym czy nie radzenie sobie z nadmiarem problemów to nie jest porażka i nie czyni mnie mało męskim. Po prostu każdy ma prawo mieć moment słabości lub może nie ogarniać przysłowiowej kuwety 😉
Nie mam problemu jak moi synowie bawią się swoją kuchnią. Nie mam problemu, jak starszy jest zafascynowany kosmetykami mamy i chce malować paznokcie lub „pudrować nosek”. Boję się tylko, że otaczający go świat może go z tego powodu nie akceptować. Dużo wody upłynie, zanim ten konstrukt całkiem upadnie.
pzdr